niedziela, 31 stycznia 2016

Od Haego - Cd. Belli

Analityczny umysł zawsze podsuwał mi najprostsze, a jednocześnie najczęściej dobre pomysły. Byliśmy w dziewiętnastce, stąd do siedemnastki (gdzie ataki na ludzi to norma) było jakieś dziesięć minut drogi, czyli stosunkowo krótko. Odłożyłem kubek z tą całą kawą i szybko założyłem maskę na twarz. Miałem gotowy plan, zamiar również, pozostała mi tylko realizacja tego. Oczywiście częściej zabierałem się za polowania na ghule, ale człowiek powinien być chyba łatwiejszy do upolowania, co nie? Czyli mały wysiłek, efekty znaczące.
- Idziesz już?- zdziwiła się dziewczyna
- A ty idziesz ze mną.- powiedziałem poważnym tonem
- Ale...
Złapałem ją za dłoń, spoglądając w oczy. Ja już zdecydowałem. Jak nie chciała polować, to mogłem przywlec jej tutaj jedzenie- bez problemu. Nie pozwoliłbym, żeby cierpiała z powodu głodu. Nie byłem jak jej lekkomyślny brat i to chciałem jej pokazać. Dobra, może okrucieństwo w postępowaniu to dla mnie norma, ale cichutko. Niektóre kwestie można przemilczeć.
- Zaufaj mi, proszę.- szepnąłem, choć wątpię, by cośkolwiek zrozumiała. Maska tłumiła połowę dźwięków
Dlaczego tak zmiękłem? Nie wiem. Może to troska o dziewczynę, która przypominała mi moją własną siostrę. Ewentualnie głupota szaleńca, jakim byłem.

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Zaśmiałam się z Angel, która słysząc słowa chłopaka zaczęła się do mnie łasić.
– Mój brat jest z nimi od początku i chyba nie ma zamiaru stamtąd odejść. To przez nich stał się kakują jestem,  przyzwyczajona do tego, że od dziecka jestem sama. Po prostu taki los. Mogę nawet stwierdzić, że na to zasłużyłam– odparłam z nikłym uśmiechem.
– Ale wy jesteście dzisiaj jacyś mili. Zawsze się upominacie o jedzenie – zaśmiałam się o ruszyłam do kuchni, by nakarmić koty. Oparłam się o blat, patrząc jak jedzą swoje porcję. Zawsze trzymały się razem i wiedziałam, że gdy coś mi się stanie to sobie poradzą.
– Chcesz kawy? – spytałam Haego, który właśnie wszedł do kuchni.
– Kawę?
– No to jest taki napój...
Nie słuchając już jego dalszych pytań, zrobiłam mu wspomniany napar i postawiłam przed nim, sama pijąc swój.
– Ups...– powiedziałam patrząc jak jedna z szafek ściennych spada na ziemię. Muszę się przyznać, że za mocno trzaskam drzwiami. Nagle poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Głód...
– Co jest?
– Nic, po prostu zrobiłam się głodna, ale to przejdzie. Na pewno...
Nie chciałam się mu przyznawać, że sama nigdy nie polowałam na zwykłych ludzi. Moje zabijałam masowo inspektorów z CCG, ale ich nie jadłam.
< Hae?

Od Mey - Cd. Kanekiego

Czy o tym właśnie mówił Staruszek Yoshimura? O nieuzasadnionym głodzie mięsa pobratymców? Postanowiłam zignorować ten niewielki incydent z "chrapką" na mojego brata, ale przecież trzeba było też coś powiedzieć. Popatrzyłam na Kanekiego i aż przełknęłam ślinę, widząc kapkę krwi na jego ustach. Nie, nie odczuwałam teraz chęci jedzenia, jednak natura czasem lubiła płatać mi nie całkiem miłe figielki. Westchnęłam tylko cichutko, opanowując wewnętrzną bestię.
- Salon jest na wprost. Zaraz przyjdę, tylko... przyniosę ci chusteczki.- odezwałam się
Odpowiedział mi kiwnięciem głową. Wśliznęłam się szybko do łazienki. Pierwsze co, to wyrzuciłam zakrwawiony kawałek materiału. Zatrzymałam się przy lustrze, patrząc na siebie jak na obraz nędzy i rozpaczy. Niezbyt się dzisiaj wyspałam, to fakt. Inspektorzy kursowali przez całą noc, szukając sprawcy masowego mordu na bandzie nastolatków. Do nas też zawitali, ale (na całe szczęście) nie mieli pojęcia, że jesteśmy ghulami. Za to siłą wywlekli z mieszkania pana Nakoto, podobno wcześniej prawie go zakatowali. Sięgnęłam do szuflady, w której znajdowały się wszystkie niezbędne drobiazgi. Wyjęłam z nich paczkę chusteczek higienicznych. Nadruk na opakowaniu przedstawiał kreskówkowych bohaterów- Toma i Jerrego. W dzieciństwie wprost ubóstwiałam tego kocura i myszkę oraz ich dążenie do zgnębienia drugiego. Opuściłam pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Szybko weszłam do salonu i podałam opakowanie chłopakowi. Na śmierć zapomniałam!
- Wieszak na kurtki jest przy wejściu.- uderzyłam się lekko dłonią w głowę- Wybacz, za moment wrócę.
Sama jeszcze miałam na sobie akurat tę część garderoby. Przeklęta pamięć. Szybkim krokiem wyszłam na niewielki korytarz, po drodze ściągając wcześniej wspomnianą część garderoby.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Jak zwykle moja mądrość mnie powalała. Rozejrzałem się wokół po okolicy. Wszystkie bloki wyglądały tak samo i jedynie różniły się swoimi numerami. Będę musiał to zapamiętać by mieć tutaj lepszą orientację w terenie, a jest tutaj wiele sposobów do ucieczki przed wrogiem. Ruszyłem za dziewczyną, która szybko wpisała kod, wpuszczając mnie do środka. Pokręciłem energicznie głową, chcąc pozbyć się nadmiaru śniegu z włosów. Taki sposób na szczęście wymyślony przez Nishiki. Jak ja go kiedyś rzucę śnieżką w głowę, to będzie okularów szukał.
– Sorki, pomyliłem mieszkania – odparłem. Dobrze znałem tą ulice, ale nie z numerów i tak nawiasem mówiąc rzadko tu przebywałem. Tylko w samych ważnych sprawach. Zdjąłem na przedpokoju kurtkę i buty poprawiają koszulkę, która lekko się podwinęła. Ruszyłem za dziewczyną, ale stało się coś co mnie bardzo zdziwiło. Stanąłem przy jednych z drzwi i poczułem przyjemną woń.
– Kogo to pokój?
– Mojego brata. Kaneki, dobrze się czujesz?
– Smacznie pachnie... – odparłem, próbując o tym nie myśląc. Dlaczego Rize musiała się bawić mną w nieodpowiednich chwilach. Zamknąłem oczy, przygryzając wargę, do chwili gdy poczułem metaliczny smak krwi.
– Przepraszam n-nie chciałem...– szepnąłem zdezorientowany.
<Mea?>

Od Haego - Cd. Belli

Drzewo Aogiri- organizacja chcąca przejąć całkowitą władzę w mieście, a potem w dalszych stronach umacniać pozycję ghuli. Widząc, jaka panowała tam tyrania- rzuciłem włóczenie się i pomaganie im w cholerę. Jakoś nie miałem ochoty zostać zdemaskowanym przez Gołębie albo poturbowanym przez Jednooką Sowę, która lubiła być blisko mnie. Nie wiem dlaczego, może to przez to, że oboje posiadaliśmy kakuje. Ściągnąłem maskę, kładąc ją na niewielkim stoliku. Podszedłem do nowo poznanej, widząc jak płacze. Ukucnąłem przed nią, kładąc jedną dłoń na podłokietniku, zaś drugą ocierając jej łzy. Starałem się być przy tym delikatny. Wiedziałem, że mogłem zrazić ją do siebie swoją śmiałością, lecz nie potrafiłem patrzeć na cierpienie istot takich jak ona.
- Łzy na nic tu się nie zdadzą.- wyszeptałem miękko, uśmiechając się przy tym- Nie warto, naprawdę. Wybacz, że tak to ujmę, ale głupota niektórych nie zna granic. Zwłaszcza tych od Drzewa Aogiri. Sam przez jakiś czas należałem do grona tamtych szaleńców, ale poznałem się na nich. Mają chore ambicje, są szaleni... Wszyscy bez wyjątku. Kiedyś... Kiedyś może twój brat pójdzie po rozum do głowy i postąpi tak samo tak ja, odejdzie. A teraz uśmiechnij się, proszę... Tak ładnie ci z uśmiechem...
Przekrzywiłem lekko głowę w prawo, patrząc jej prosto w smutne oczy. W tej samej chwili jeden z kotów wskoczył na fotel, przy okazji wbijając mi pazury w rękę i zaczął łasić się do Belli.
- Widzisz? Nawet kot się ze mną zgadza!- zaśmiałem się

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Muszę się przyznać, że nikt nigdy nie ofiarował mi swojej pomocy.
– Mieszkam ulice dalej, na pierwszym piętrze – powiedziałam i wzięłam od niego parę rzeczy, by mu trochę ulżyć. No tak, może tak nie wyglądałam, ale byłam silna. Ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania, rozmawiając po drodze o  różnych rzeczach.
– Tutaj... – powiedziałam, wchodząc do czwartej z klatek i od razu wyjmując klucze. Po chwili byliśmy już w środku, a ja ucieszyłam się czując przyjemne ciepło na skórze. Kociaki usiadły na komodzie patrząc na Haego.
– Nie martw się, one kochają towarzystwo ghuli. – powiedziałam. Jako jedyne ze znanych mi stworzeń nie uciekały od takich istot jak ja. Ściągnęłam buty, a chłopak zrobił to samo.
Patrzył na mnie zdziwiony, chyba nie mogąc uwierzyć że tak szubko zgadłam kim jest. Pomogłam mu odłożyć wszystkie zakupy na blat, wkładając je potem do odpowiednich szuflad. Poprawiłam swoją czarną sukienkę i ruszyłam do salonu, gdzie Hae oglądał zdjęcia.
– To twój brat? – spytał, wskazując jedno ze zdjęć.
– Był moim bratem – odparłam, siadając na jedynym z fotelii.
– Był?
– On zostawił mnie by służyć D-drzewku... – nie dokończyłam, czując że po moim policzku płynie łza. Moja mama miała tak od dziecka, zamiast płakać łzami ona płakała krwią. Tak samo jak ja...
<Hae?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Schowałam chusteczkę, splamioną krwią jakiegoś starszego pana, do kieszeni. Co prawda niby byłam umówiona z... znów zapomniałam, jak mu na imię... Kana... Kane... Kanekim! Tak, z Kanekim. Jednak jeśli był w połowie człowiekiem, to obawiałam się, że mogłabym w napadzie głodu po prostu go zaatakować. Tak więc rano urządziłam sobie małe polowanie i teraz z niego wracałam. Haego oczywiście już od rana nie było w mieszkaniu, a tato pojechał do pracy, więc mogłam urządzić sobie taką małą samowolkę. Nawiasem mówiąc wysiłek fizyczny był doskonałą pobudką. Poprawiłam jeszcze lekką kurteczkę w odcieniu orzechowego brązu, nigdy nie lubiłam nieporządku, braku schludności. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam w oddali znajomą postać białowłosego. A jeszcze większym zaskoczeniem było to, że czekał przed jakimś domem. Co prawda obok mojego bloku, ale jednak przed innym budynkiem i do tego zamieszkanym przez całkiem sympatyczną, ludzką rodzinę. Może to byli jego krewni... Ale nie, przecież wtedy widywałabym go regularnie. Zatrzymałam się, stając za nim jak gdyby nigdy nic.
- Cześć, Kaneki.- powiedziałam miłym tonem
- Hej...- odparł, odwracając się do mnie- Em...
- Mea. Chyba wcześniej zapomniałam się przedstawić, wybacz. O i jeśli można spytać... Na kogo czekasz? Bo z tego co wiem akurat ci sąsiedzi są teraz poza domem.
- To to nie twój dom?- zdziwił się i popatrzył na karteczkę
- Mogę?- podał mi papierek. Wskazałam na literkę "c" obok numeru budynku- To numeracja mieszkania, w którym mieszkam. Dwanaście to budynek, c to mieszkanie.- wytłumaczyłam z uśmiechem- Chodź, bo jeszcze zamarzniesz i będę miała kłopoty.- zaśmiałam się cicho
Zawróciłam, szybko zatrzymując się przed czerwonym blokiem. Wpisałam kod do głównych drzwi, niemo wymawiając go.

<Kaneki?>