niedziela, 28 lutego 2016

Od Kanekiego - Cd. Mey

Wsłuchiwałem się w jej melodyjny głos, próbując uspokoić szalejące serce. Nie mogłem uwierzyć, że wszystko to co znajdywało się wokół mnie było zrobione przeze mnie. Wstałem powoli z klęczek trzepiąc swoje włosy, z których wyszła chmura kurzu.
- Lepiej wracajmy, bo jeszcze przyjdzie ich więcej - powiedziałem i ruszyliśmy do wyjścia, jak gdyby nigdy nic. Chciałem już mieć to za sobą, wolałbym umrzeć. Westchnąłem patrząc ukradkiem na dziewczynę, której wzrok był utkwiony w jakiś punkt daleko przed nami.
- A po drodze to dzięki za to, że poświęciłaś mi swój czas. Choć twój brat chyba mnie za bardzo nie lubi i pewnie nie chcę być miała ze mną cokolwiek wspólnego. Nie dziwie mu się. Gdybym był na twoim miejscu nawet bym nie podszedł. Zawsze komuś narobię jakiś kłopotów, choć plusy są takie, że umiem ten problem naprawić - odparłem, patrząc na chodnik pokryty śniegiem. Zrobiłem kilka kroków przed siebie i stanąłem patrząc w głąb ulicy. Nikogo wokół nie było, tylko bezpański pies, który szukał jakiegoś jedzenia w pobliskim kontenerze. Wszystko mi się przypomniało.
Sowa, walka z Gołębiami, Anteiku, który potem odbudowaliśmy...Moja "śmierć". Wszyscy wyszli z tego cało, choć nie spotkałem jeszcze Tsukiyama...Zachowywał się wobec mnie trochę, jakby to ująć, obsesyjnie. Nie był jakiś niemiły, choć czasem umiał człowieka zdenerwować, ale jest lojalny wobec swoich przyjaciół i to jako jedyny próbował mnie powstrzymać przed pójściem na pewną śmierć. Weszliśmy do uliczki, która była skrótem do serca parku i nagle przed oczami śmignęła mi znana fioletowa czupryna.
- Kaneki, mój przyjacielu - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. Odwzajemniłem lekki uśmiech, czując że stał się jakiś inny. Nie mogłem w to uwierzyć. Tsukiyama był uległy...
- Kim jesteś? - spytała Mea
- Twe słowa są jednocześnie urocze, płynne i delikatne niczym sernik oraz tak niepokojące, że przeszywają me serce... cóż, nawet nie wiem jak smakuje sernik.- odparł, patrząc na nas.
- To jest Shuu Tsukiyama, choć możesz go znać jako Smakosz...Choć nie sądzę by był nim już w tylu procentach co kiedyś - powiedziałem, stając pomiędzy nim. Mea uśmiechnęła się do niego, wyciągając w jego stronę rękę, którą on ucałował. Normalnie dżentelmen od siedmiu boleści.


<Mea?>

Kaoru Miwa


Shuu Tsukiyama


poniedziałek, 22 lutego 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Zostałam na piętrze, kiedy Kaneki zniknął wraz z gruzami i większą częścią grupy Gołębi. Tumany kurzu z cegieł i betonu wzbiły się w powietrze, tworząc barierę, której nie dało się przekroczyć. Kaszląc, udało mi się na ślepo ubrać maskę, bym nawet teraz nie została zidentyfikowana. Wtedy czekałby mnie stryczek z drutu kolczastego. Kagune aktywowało się samo, a powiadomiło mnie o tym dziwne mrowienie w plecach. Jeśli chodziło o moją broń, to nie tylko była ona hybrydą, ale też miała maleńki... defekt. Czasami uniezależniała się ode mnie i sama wybierała sobie cele, atakowała... Tak też stało się tym razem. Ani się obejrzałam, a fala błękitnych pocisków zaczęła przebijać mgłę. Chyba nigdy nie zapomnę tych przeszywających serce wrzasków... Aż sama poczułam ból. Nie... Nie należał on do tych psychicznych, wwiercających się w głuchą podświadomość. Bolało. Bardzo. Metaliczny zapach ludzkiej krwi zmieszał się z nowym dla mnie zapachem- bardzo słodkim i wyraźnym. Uśmiechnęłam się pod nosem. A więc to tak jest, jak się obrywa, co?- pomyślałam. Patrzyłam jeszcze, jak mające własną wolę Rinkaku dosłownie rozrywa jakąś kobietę w bieli na pół. Trysnęła posoka, brudząc zarówno mnie, jak i najbliższe otoczenie. Westchnęłam cicho, powoli wycofując się z pola bitwy. Już nie było inspektorów, zabawki się popsuły, jaka szkoda... Ale... Gdzie się podział Kaneki? Zeskoczyłam przez wyrwę w podłodze na niższe piętro, lądując z sykiem. Co jak co, rany były nieprzyjemne. Eh... Może braciszek miał rację i błędem było zadawanie się z białowłosym osobnikiem? Przytrzymywałam się za ramię, po części by ukryć szarpany uraz, po części by zatamować krwawienie. Jeszcze tego by brakowało, żeby zaczął się nade mną użalać, czy coś w tym stylu. I mógł mnie zaatakować. Zręcznie omijałam trupy, jakbym pokonywała kolejne odcinki krętej, leśnej dróżki. Moje starania i tak spełzły na niczym, bowiem całe ubranie roiło się od czerwonych kropek, zaś dół stroju wyglądał jak skąpany w tymże kolorze. Jedyny żywy potrącił mnie, kiedy uciekał. I znów lśniące dziecię postanowiło urządzić samowolkę- przebiło osobnikowi brzuch. Skrzywiłam się, odzyskując kontrolę. Kan panicznie cofnął się, zapewne pod wpływem emocji wywołanych masakrą. Nieco mocniej zacisnęłam palce, aż skóra zrobiła się chorobliwie blada. Kucnęłam przed chłopakiem, uśmiechając się niemo. Odpięłam swoją maskę, która upadła na podłogę z głuchym trzaskiem. Metal, nic nie powinno się jej stać. Zręcznym ruchem przytuliłam jasnowłosego, prawą dłonią delikatnie głaszcząc go po głowie. Niech mnie ktoś zabije, rozkleiłam się przy osobie, którą ledwo co znałam. No i sam mógł mnie odrzucić od siebie, wyzwać od wariatek.
- Już dobrze.- wyszeptałam kojąco- Już koniec...

<Kanekiii?>

niedziela, 21 lutego 2016

Od Kanekiego - Cd. Mey

Odwróciłem dziewczynę w swoją stronę, uśmiechając się przy tym lekko.
- To nie twoja wina, lecz moja. Zaufałem jej, byłem w tamtym momencie bardzo naiwny. Może gdybym nie był takim idiotą wyczułbym, że jest coś nie tak. Ruszyliśmy przed siebie po chwili wchodząc do jakiegoś starego magazynu. W środku było jasno i bardzo czysto jak na opuszczony budynek. Usiadłem na jednej ze skrzyń czując dziwną woń.
- Kaneki, co jest? - spytała mnie, gdy moje oczy lekko się rozszerzyły. Docierało do mnie, wiele woni krwi ghuli. Dochodziły ze wszystkich stron i nie mogłem wydusić z siebie słowa. Siedziałem tak czując jakieś dziwne uczucie w brzuchu. Spojrzałem na nią, odsuwając się lekko. Nagle z jednych drzwi wyszło dwóch dorosłych mężczyzn z walizkami w ręku. Spojrzałem na nich zdziwiony, zakrywając ręką  aktywowanego kakugana - niestety nie umiałem nad nim panować. Przyjrzałem się im uważniej, widząc na ich rękach pełno krwi, znajdywała się także na ich ubraniach. Nikt się nie ruszył, wymieniając się tylko spojrzeniami, ale nagle osobnicy skoczyli na nas, a ja wylądowałem na ścianie, nie mogąc zapomnieć o moim głodzie, a czułem że jedzenia tutaj pod dostatkiem...Odbiłem się od ściany lądując na najwyższych kartonach i patrząc na nich z góry. Nagle wszystko pode mną się zawaliło, a ja runąłem na ziemię.
Nie wytrzymam...Nie umiem panować nad Rize...
Zacząłem się podnosić, chichotać i oblizywać wargi. Z mojej twarzy nie znikał morderczy uśmiech z ujawnionymi zębami. Rozglądałem się nerwowo, niczym wygłodniały wilk. Oni nie ruszając się z miejska przyglądali mi się za zaciekawieniem. Jak gwałtownie odwróciłem głowę, że pewnie pomyśleli, że skręciłem sobie kark. Z jednej sekundzie zniknąłem im z oczu. Podczas gdy jeden z Gołębi dopiero zaczął się obracać, by zerknąć za siebie, ja już tam byłem i uderzyłem go, cisnąc fo na drugi koniec sali. Z niezwykłą prędkością przeleciał ją i uderzył w ścianę. Wpadłem w pewnego rodzaju trans, na zewnątrz wyszła moje druga natura - natura Rize. Miało to swoje plusy i minusy. Plusy, były takie, że stawałem się silniejszy i dużo szybszy. Wzrósł mój poziom zręczności i refleksu, minusy jednak były zbyt poważne, mianowicie nie byłem sobą. Nie odróżniałem przyjaciół od wroga. W tej formie chciałem wszystkich...zjeść. Rzuciłem się na drugiego i w ciągu mrugnięcia byłem przed nim. Wyskoczyłem do niego i nawet nie wylądowałem, gdyż znajdowałem się nad nim, wgryzając się w jego ramię. On skrzywił się z bólu i chciał mnie dorwać ręką, jednak przyłożyłem nogi do jego ciała i wybiłem się w tył wyrywając zębami kawałek mięsa. Pchnięty w tył zawył cicho z bólu, ale stanął na równe nogi, robiąc kamienną twarz. On jak i zarówno jego kolega wpatrywali się we mnie gdy skończyłem jeść. Moje usta i broda ociekały krwią. Gdy skończyłem spojrzałem przed ramię na pozostałych. Wstałem i lekko się zachwiałem. Moje kagune, wszystkie 4 pojawiły się i pulsowały czerwienią jak nigdy.
- Coś jest nie tak - usłyszałem głos jednego z nich, widząc, że miejsce skąd wydobywało się kagune nadal buzowało. Po chwili wystrzeliły jeszcze dwa kagune, lecz nie były takie same jak pozostałe cztery. Jakby opancerzone i ozdobione w szereg zakrzywionych ostrzy.


Całe zgromadzenie cofnęło się o krok. Całemu temu zdarzeniu towarzyszyły dźwięki gruchotania kości i pocierania się o siebie czegoś oślizgłego. 
- Co się do cholery dzieje?!
- Kakuja...
Gołębie czekały na rozwój sytuacji. Spojrzałem przez ramię na jednego nich i rzuciłem się. 
- Jeść! - krzyknąłem, znikając i pojawiając się, raniłem jego ciało, lecz nie zbliżałem się za bardzo. W ciągu następnych chwil męczył się ze mną nie mogąc nic zrobić. Nagle padł martwy u moich stóp, a ja uśmiechnąłem się szeroko gdy jego kolega zaczął uciekać. Już chciałem się na niego rzucić gdy ujrzałem przed sobą jakąś dziewczynę. Oblizałem wargi, ale nagle zacząłem sobie wszystko przypominać. Moja maska jak i kagune rozsypało się. 


Oprzytomniałem. Przede mną stała Mea, a u moich stóp leżał zabity człowiek...Cofnąłem się o krok, od razu upadając na ziemię i patrząc się z przerażeniem wokół siebie...
<Mea?>



środa, 10 lutego 2016

Od Haego - Cd. Belli

W domu nie obyło się bez kolejnej kłótni z ojcem i mną w roli głównej. Mea tym razem, na całe szczęście, wyszła gdzieś i nie musiała słuchać tego naszego darcia się. Eh... Zabiję go kiedyś, przysięgam. Ulotniłem się gdzieś koło południa, kiedy rodzic zaszył się w biurze, gdzieś w centrum miasta. Cholerny zdrajca trzymający z gołębiami. Ubrany byłem trochę inaczej niż zwykle. Trampki zastąpione były nowiuśkimi glanami dziesiątkami, zaś pomięta koszulka- odświętną, białą i do tego wyprasowaną koszulą z krótkim rękawem. Co prawda zostałem w ciemnych jeansach, ale jednak różnice było widać. Wziąłem jeszcze drobiazg dla Bell i raźnym krokiem ruszyłem do niej.
~*~
Wśliznąłem się do jej królestwa jak jakiś ninja, kiedy nie otrzymywałem odpowiedzi na pukanie do drzwi. Zastałem ją w akompaniamencie śpiewu oraz melodii pianina. Torebkę z prezentem, jak i swoją maskę położyłem na stole, sam zaś zbliżyłem się do kochanej istotki. Usiadłem za nią, na krawędzi wąskiego siedziska. Szybko uległem pokusie, przytulając się do dziewczyny. Oparłem się podbródkiem o jej ramię, uśmiechając lekko. Jej słodki zapach przyprawiał mnie o zawrót głowy, zaś kakugan pojawił się samoistnie, w końcu inspektorzy nie mieli tu wstępu, to co miałem się ukrywać.
- Sto lat, kochanie.- wyszeptałem jej o ucha
Oddech mój, muskając jej delikatną skórę, wywołał u niej lekkie dreszczyki. Uśmiechnąłem się na tę reakcję, uwielbiałem tak działać na Dzwoneczka.
- Hae.- szepnęła radośnie
- Graj dalej, jestem grzeczny, nie przeszkadzam.- zaśmiałem się cicho

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Ruszyłam przed siebie, zmuszając się by się nie odwrócić. Po chwili weszłam do sklepu, biorąc po drodze mały koszyczek. Zakupy nie były długie - nie musiałam kupować nic szczególnego. I tak przecież mogłam pić tylko kawę, choć mój organizm tolerował napój jakim była cola czy pepsi. Zawsze obchodziłam urodziny sama wraz ze swoimi pupilami, choć nie tak dawno jeszcze z Amonem. Ale teraz to się na pewno nie stanie.
~~~
Gdy tylko wróciłam do domu postanowiłam wziąć długą kąpiel dla rozgrzania i nawet nie pijąc kawy, położyłam się do łóżka, zmęczona całym dniem. Poduszka była przesiąknięta zapachem mojego ukochanego i szybko zasnęłam, będąc w nią wtulona.
~~~
Dźwięk budzika obudził mnie do takiego stopnia, że spadłam z łóżka. Cudowny początek nowego dnia.
- No trzeba posprzątać, chociaż dzisiaj - powiedziałam do siebie zbierając po drodze swoje ciuchy z podłogi. Może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale nie było tutaj czysto jak w innych pokojach, zwykłych dziewczyn. Spięłam włosy w kok, nawet nie sprawdzając się w lustrze. Nie wiedziałam o której miał przyjść Hae, więc postanowiłam zająć się tym wszystkim już z samego rana. Ogarnęłam dom do połysku patrząc na to wszystko z uśmiechem. Opadłam zmęczona na fotel, ale dopiero teraz uświadomiłam się, że jestem jeszcze w piżamie. Szybko podbiegłam do szafy wyciągając z niej pierwsze lepsze ciuchy. Pierwszy raz ubrałam się wcześniej nie przygotowując swojego stroju. Westchnęłam patrząc na zegarek. Wszystko to zajęło mi niecałe 3 godziny co przyjęłam z lekkim uśmiechem. Szybko się z tym uwinęłam. Zaparzyłam sobie kawę w tym samym czasie karmiąc koty, które już od początku dnia domagały się swojej porcji. Wzięłam do rąk ciepły napar i ruszyłam do salonu, powoli go sącząc.
- Teraz chyba tylko trzeba poczekać - szepnęłam i muszę przyznać, że należałam do osób cierpliwych. Usiadłam przy pianinie uprzednio je otwierając. Była to moja jedyna pamiątka po mamię - kochała ten instrument, tak samo jak ja. Zaczęłam powoli naciskać klawisze, które wygrywały melodię. To ona kojarzyła mi się z moją rodzicielką. Uśmiechnęłam się lekko, siadając bardziej wygodniej na stołeczku.

Po chwili śpiewania, nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł. Poczułam to dopiero gdy ktoś przytulił mnie od tyłu, kładąc swój podbródek na moim ramieniu.
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Coś we mnie pękło, uświadomiwszy sobie, że już więcej mielibyśmy się nie spotkać. Właśnie dlatego powstrzymałem ją chociaż chwilowo przed zniknięciem w labiryncie bocznych uliczek. Nie teraz, kiedy ulokowała się w moim sercu, zajmując tam wiele miejsca. To ona jako pierwsza obudziła we mnie tyle emocji w tak krótkim czasie, to ona zauroczyła mnie i pozwoliła na tak wiele. I... uratowała moją marną osobę od śmierci. Byłem jej dłużnikiem, nie mogłem zostawić jej od tak, nie dałbym rady. Nie wiem co miałem teraz zrobić. Zatrzymanie jej wyszło tak samo z siebie, było jedynie bezwarunkowym odruchem. Jednak to, co zrobiłem potem już nie należało do czynności, które ode mnie nie zależały. Puściłem ją, wkładając dłonie do kieszeni. Pochyliłem się i po raz kolejny złączyłem nasze usta w pocałunku. Co prawda był on krótki, pozostawiający pewien niedosyt.
- Wpadnę jutro, co ty na to?- zapytałem z uśmiechem
- Jasne.- również uniosła kąciki ust- Będę czekała.
- To pa. Uważaj na gołębie i do jutra!- pomachałem jej, odchodząc
- Pa!
Skręciłem w prawo, idąc na skróty do piętnastki. Spieszyło mi się do domu, byleby zdążyć przed ojcem.

<Bella?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Kucnęłam przy brzegu, patrząc na maleńkie fale kończące swój żywot na brzegu. Były piękne, cały ten park był piękny. Wiatr zawiał mocniej, jakimś cudem rozwiązując wstążeczkę, która spinała moje włosy. Burza loków opadła mi na twarz, zaś kawałeczek paseczka poleciał gdzieś w dal, nawet nie miałabym szansy na złapanie go. Szkoda... Jakoś nigdy nie lubiłam mieć rozpuszczonych włosów. Nie wyczuwałam w tym miejscu nikogo, oprócz białowłosego ghula.
- Cudowne miejsce...- wyszeptałam
Porzuciłam ludzką maskę, aktywując kakugan. Kagune pozostawało uśpione, nie chciałam wystraszyć Kanekiego, czy też wzbudzić jego podejrzeń. Odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. Jedno człowiecze, drugie należące do bezwzględnego łowcy- niesamowita mieszanka.
- Wiesz... Rize była taka od zawsze...- zaczęłam- Odkąd sięgam pamięcią. Dawała się opanować głodowi, za każdym razem urządzając rzeź to ghuli, to ludzi... Zawsze mężczyzn, nie wiem dlaczego. Przymykałam na te wybryki oko, uważałam ją za wzór do naśladowania w walce, ale wewnątrz mnie coś zawsze krzyczało, że powinnam zostawić ją samą sobie... Dwa lata temu tak postąpiłam, to wtedy straciła wszelkie hamulce... I...
Powoli wstałam, otrzepując kolana z niewidzialnego pyłku. Nagle poczułam się okropnie. Słabo mi było na samą myśl o samowolce Rize. Stałam teraz tyłem do chłopaka, nawet nie mając odwagi zerknąć na niego.
- W pewnym sensie jestem współwinna twojemu wypadkowi... Gdybym jej nie zostawiła, może by do tego nie doszło, może nadal byłbyś człowiekiem.- ciemna łza uwolniła się z kącika mojego oka
Kropelki ciemnej cieczy powoli spływały po moich policzkach, naznaczając je nierównymi liniami.

<Kaneki? No i się rozkleiła :')>

Od Belli - Cd. Haego

Wstrzymałam oddech, patrząc na ścianę z uśmiechem. Chłopak mówił mi to wszystko jakbym o tym nie wiedziała. Wstałam powoli, wciąż odwrócona do niego tyłem.
- Hae...Ja to wszystko wiem, nie musisz mi się spowiadać - powiedziałam i odwróciłam się, wtulając w jego ciepły tors. On chyba lekko się zdziwił, ale po chwili mnie lekko przytulił.
- Muszę już wracać do domu... - powiedział, odsuwając się ode mnie i kierując się w stronę wyjścia w celu założenia butów. Ruszyłam powoli za nim, pod drodze związując włosy w kitkę. Postanowiłam go odprowadzić, choć nie wiedziałam czy to dobry pomysł. I tak zawracam mu ciągle głowę.
- Odprowadzę cię. Pójdę po drodze do sklepu, muszę kupić sobie coś do picia. Trzeba jakoś świętować swoje urodziny - odparłam, zagryzając przy tym wargę. No tak, jutro są moje urodziny, ale pewnie spędzę je tak jak zawsze - przed telewizorem z pepsi w ręku. Hae spojrzał na mnie zdziwiony, ciekawe skąd miał wiedzieć, że jutro jest moje święto.
- Okey - powiedział z uśmiechem, który zawsze mnie rozczulał. Założyłam kurtkę, biorąc kluczę z komody i zabierając telefon wraz z portfelem. Gdy tylko przeszliśmy przez próg zamknęłam drzwi na trzy spusty i sprawdziłam czy na pewno je zamknęłam. Ruszyłam za chłopakiem, nie bardzo wiedząc gdzie mógł mieszkać. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, choć teraz ta myśl przyszła mi do głowy. Zerknęłam na niego, ale on nie uraczył mnie swoim spojrzeniem. Spuściłam głowę, patrząc na chodnik pełny śniegu. Jeszcze nigdy z nikim nie szłam wśród ludzi, choć on pewnie myślał tylko o tym by wrócić do domu. Martwiłam się też o jego stan, ranę która mogła się powiększyć. Mogłam to sprawdzić przed wyjściem. Nagle zaczął iść nieco wolniej, patrząc na różne rzeczy za szybami sklepowymi, a gdy chciałam skręcić w inną uliczkę prowadzącą do sklepu złapał mnie za rękę nie dając iść dalej. Bardzo bym chciała byśmy nie zrywali ze sobą kontaktu, kochałam go..I wtedy do końca sobie to uświadomiłam. Nie chciałam by mnie opuszczał, ale to zależało od niego.


<Hae?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Uśmiechnąłem się lekko na słowa dziewczyny. Ona stała tak obok mnie jakby nigdy nic i patrzyła przed siebie na panoramę miasta.
- Wszystko jest piękne, gdy umie się to dojrzeć... - szepnąłem tak, by tylko dziewczyna to usłyszała. Ona była jakaś inna niż wszyscy dookoła mnie. Rozmawiała ze mną, wydawała się miła i tolerancyjna. Choć ona dotrzymywała mi towarzystwa, od czasu zmienienia się w ghula, choć nie mogę zaprzeczyć - w Anteiku czuje się jak część tej rodziny, choć jestem tam mile widziany. Usiadłem na samym brzegu dachu patrząc wysoko w niebo, gdy nagle zaczął padać deszcz. Nie przejąłem się tym za bardzo, wręcz kochałem taką pogodę. Mea schowała się pod daszkiem niedaleko mnie, obserwując każdy mój ruch. Jej brat chyba mnie nie lubił i nie wydaje mi się, że miało się to zmienić. Byłem przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Może przejdziemy się na spacer? - spytałem niepewnie, odwracając się do niej przodem. Ona po paru chwilach wahania zgodziła się i ruszyliśmy do najbliższego parku. Usiadłem na brzegu jeziora, patrząc na falującą się wodę. Choć była zima, ona nie zamarzła co lekko mnie zdziwiło.
- Dlaczego chciałeś tu przyjść? - spytała Mae, siadając obok mnie. Westchnąłem zastanawiając się dlaczego tu przyszedłem.
- To było miejsce gdzie siedziałem przez spotkaniem z Rize. Strasznie się z tego cieszyłem, ale teraz gdy o tym pomyślę, bo był mój największy błąd w życiu. Gdybym tylko wiedział na pewno nie poszedłbym z nią do Anteiku - powiedziałem, rozglądając się wokół. To był bardzo stary park, na obrzeżach miasta. Wokół nie było żadnej żywej duszy. Odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę swoim kaguanem.



<Mea?>

czwartek, 4 lutego 2016

Od Haego - Cd. Belli

Zacząłem martwić się o dziewczynę. Nie powinna aż tak unosić się, to było niezdrowe. Odszukałem ją i usiadłem na krawędzi jej łóżka. Nie, nie byłem na nią zły za tamten wybuch. Miewałem już wiele bardziej przykrych sytuacji, niż tamta. Nawet moja siostra kiedyś zagroziła, że wyrzeknie się mnie, jeżeli nie przestanę praktykować kanibalizmu. Uśmiechnąłem się skromnie, zaraz potem delikatnie gładząc włosy Belli.
  - Wiesz...- zacząłem spokojnym głosem. Chciałem powiedzieć jej o wszystkim, wyjawić swoje sekrety, choć pewnie zostanę za to znienawidzony- Wraz z moją siostrą za dobrych czasów masowo eliminowaliśmy Gołębie. Teraz współpracuje ze mną nieco rzadziej, wydoroślała i... Chyba poczuła do mnie odrazę. Rozumiem ją. Taki brat, taka osoba jak ja jest niebezpieczna dla wszystkich, zwłaszcza wtedy, kiedy ogarnie ją szał głodu. Kakuje już tak mają, że nie zwracają na pochodzenie mięsa... Zabijam bez powodu, dla przyjemności i nie żałuję tego... Po prostu... Jestem zwierzęciem, na takie miano tylko zasługuję. W porównaniu do mnie, twoje zbrodnie to pikuś...
W tym właśnie momencie urwałem, nie chcąc jeszcze bardziej pogrążać swojej osoby. Przygotowałem się już na wyzwiska oraz odrzucenie ze strony Dzwoneczka. Prawdopodobnie po raz ostatni spojrzałem w jej cudowne oczy.

<Bella?>

wtorek, 2 lutego 2016

Od Belli - Cd. Haego

Wściekły wzrok powędrował w stronę Haego, który trzymał mnie na tyle mocno ile pozwalało mu zdrowie.
– Nie warto?! Wszystkie ghule i agentów CCG, których zabiłam zasługiwali na to – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Mój brat ledwo oddychał, patrząc na mnie z litością. Odwróciłam głowę nie chcąc patrzeć na tym czym się stał. Nawet nie wiem jak śmiał się tu pokazać. Prychnęłam na niego i ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdzie weszłam przez okno i położyłam się na łóżku, przodem do ściany. Nie płakałam, tylko próbowałam uspokoić emocje, które mną targały. Oczy powróciły do dawnego stanu. Słyszałam tylko hałas tłuczonego szkła i dźwięk szurania. Wtuliła się w poduszkę napawając się zapachem Haego, który wsiąkł w jej głąb. Usłyszałam ciche kroki i po chwili ktoś usiadł na skraju łóżka, tuż przy mojej głowie. Przełknęłam głośno ślinę. Czy Hae się teraz ode mnie odwróci, zostawi na pastwę losu, po tym co mu powiedziałam? Nie byłam na niego zła, byłam wściekła na moją naturę. Byłam jaka byłam i za to nikt wolał ze mną nie zadzierać. Jak to powiedział mój nie żywy przyjaciel? Słodka jak miód, ale niebezpieczna jak lwica.
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Patrzyłem na ten cały spektakl z... jakobym niezrozumieniem. Oto miałem przed oczami zaciętą walkę rodzeństwa, w którym to dominowała aktualnie siostra. Wykrzykiwali przy tym coś w... bodajże europejskim języku. Choć nie byłem tego do końca pewien. Miałem tego dosyć. Bratobójstwo było grzechem biblijnym, którego powinniśmy wystrzegać się nawet my- ghule, które uważano za zwierzątka. Tego uczyli mnie najpierw rodzice, później już sam ojciec (bowiem w moim wczesnym dzieciństwie strasznie pożarł się z matką, co doprowadziło do rozwodu). I to było jedynym dobrym, co wbił mi do głowy. Zacisnąłem usta, powoli podnosząc się. Byłem aktorem drugoplanowym, nieważnym w tej sztuce, a wręcz irytującym. To przeze mnie... Lewą ręką objąłem się w miejscu, w którym skóra zakryta została bandażem. Popatrzyłem na ledwo żywego chłopaka. Sam był winien swojego cierpienia, ale... Nie powinien zginąć z ręki swojej krewniaczki. Przyciągnąłem Bellę do siebie, nie zważając na jej aktywowane kagune. Niech się dzieje co chce, ale tamten idiota niech padnie trupem przed kimś innym, pomyślałem. Czułem, że wprost kipiała złością. Pochyliłem się nad różowowłosą.
- Nie warto.- szepnąłem jej do uszka
W tej chwili już nawet nie miałem na myśli tego, że zabijanie jest złe, przecież sam robiłem takie rzeczy. Chciałem, by moja Kruszynka miała sumienie czyste jak łza.

<Bella? Wybacz za długość ;-;>

Od Belli - Cd. Haego

Mój brat złapał Haego za koszulkę i podniósł do góry, w celu rzucenia go o ścianę. Kopnęłam go w brzuch z całej siły, a on od razu puścił.
- Czy ja ci jasno nie powiedziałam, że masz do mnie nie przychodzić? - warknęłam, patrząc mu prosto w oczy. Był zdziwiony i to bardzo - jeszcze nigdy się nie broniłam.
- Wolisz go ode mnie? A może polecisz jeszcze się popłakać do Kanekiego? - spytał z tym żałosnym uśmieszkiem na twarzy. No tak, Kaneki Ken. Mój brat nienawidził go od momentu gdy tamten odszedł z Drzewka Aogiri. Był tylko chłopcem, któremu pomagałam tylko podczas napadu na niego. Nie chcąc by Hae rozumiał o czym mówimy, zaczęłam rozmawiać w naszym ojczystym języku.
- ¿Desde cuándo te interesa es quién preguntar?! (A od kiedy cię interesuje to z kim się zadaję?!) - spytałam wściekła wyrzucając go przed okno, gdzie od razu spotkał się z twardym betonem.
- Eres igual que mi madre. Pobre y para atar rápidamente. Ella ya se trataba y por qué murió. (Jesteś taka sama jak matka. Słaba i do tego szybko się przywiązująca. Ona już taka była i właśnie dlatego umarła.) - powiedział bardzo spokojnie jak na niego. Uważał się za pana, którego rodzice nie umieli ochronić przed CCG. Już od dziecka taki był. Pewny siebie i pyskaty, robiący wszystko by ktoś zwrócił na niego uwagę.
- - Una vez que te lo advierto, me di por sobrevivir y no hacer nada para lastimarte. Pero veo que para usted que no era suficiente. No se puede pensar que usted es el dueño del mundo y que todos, excepto usted es basura. Ahora, para que lo sientes. (- Raz cię ostrzegłam, dałam ci przeżyć i nie zrobiłam ci krzywdy. Ale widzę, że dla ciebie to był za mało. Nie możesz myśleć, że jesteś panem świata i, że wszyscy oprócz ciebie są śmieciami. Teraz właśnie ty się tak poczujesz.) - to były ostatnie słowa jakie do niego wymówiłam. - Teraz już nie masz siostry. Nie masz żadnej rodziny. (Ahora usted no tiene una hermana. Usted no tiene ninguna familia.).
Uderzyłam go tam mocno, że wylądował na pobliskiej ścianie i gdy tylko się podniósł od razu uderzyłam go, by znów był na ziemi. Aktywowałam kagune i skierowałam je w sam środek klatki piersiowej Armina, łamiąc mu przy tym żebra. Padł przede mnie na kolana, wypluwając krew, a jego maska spadła z jego twarzy. Płakał...
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Dotyk dziewczyny przyprawiał mnie  o zawroty głowy i to bynajmniej nie te "złe". Pozwoliłem sobie na chwilkę przerwy w moim zajęciu, musiałem złapać oddech. Powoli odsunąłem głowę od szyi Belli, podziwiając swoją pierwszą w życiu wykonaną malinkę. Niby coś tak małego, a napawało dumą młodzika, jakim byłem. Dzwoneczek nadal wykonywała lekkie ruchy na moich plecach. Wyglądała na zrelaksowaną, rozmarzoną... Piękna, oto co mi przyszło na myśl. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią, pocierając go kciukiem. Wywołało to jeszcze większy uśmiech zarówno mój, jak i mojej pierwszej (i miejmy nadzieję, że jedynej) miłości. Ponownie pochyliłem się nad nią, chcąc złożyć na jej cudownych ustach kolejny pocałunek. Jednak zdołałem jedynie nieznacznie zmniejszyć odległość dzielącą naszą dwójkę, bowiem do pokoju ktoś wparował. Dziwne, nawet nie słyszałem kroków...
- Zostaw ją, kakujo!- warknął jakiś chłopak
Od razu rozpoznałem ten pełen nienawiści głos oraz pewny siebie ton. Prychnąłem. Idiota... On śmiał nazwać mnie kanibalem? Ten, który sam nie stronił od mięsa pobratymców? Do tego zepsuł wszystko...
- Kiełku, wiem, że mnie nienawidzisz...- zacząłem- Ale Bella jest bezpieczniejsza w mojej obecności.
Przynajmniej taką miałem nadzieję. Teraz nie potrafiłbym jej obronić- nawet gdybym mógł uaktywnić kagune, to na nic by się nie zdało. Nie miałem na tyle siły, by walczyć. I... obszar, z którego "wyrastało" Bikaku niestety został uszkodzony.

<Bella?>

poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Belli - Cd. Haego

Pocałunki chłopaka na mojej szyi przyprawiały mnie o dreszcze przepływające po całym kręgosłupie. Parę dni wcześniej bym powiedziała, że nigdy nie znajdę chłopaka i nie będę go mieć – a teraz mam. Swój skarb, który chciałbym mieć przy sobie już na zawsze. Mruknęłam cicho na pieszczoty jakie fundował mi Hae. Kochałam go – to wiedziałam na pewno, nie mogłam tego zaprzeczyć była to jedna z prawd, który mogłabym mu powiedzieć. Jedną rękę położyłam na jego plecach, jeżdżąc nią z góry na dół, po kręgosłupie, a drugą wplotłam w włosy chłopaka. Wszystko co robił było takie... przyjemne i przyprawiało mnie o kolejne wybuchy gorąca na całym ciele. Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Było ono przy nim. On był jedyną osobą, która teraz trzymała mnie przy życiu. To dla niego chciałam żyć. 
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Czyżbym... zakochał się? Hm... Chyba tak można było nazwać stan, w jakim się znajdowałem. Dziewczyna ta była dla mnie największym skarbem. Sprawiała, że zapominałem o całym świecie, widząc tylko ją i dla niej chcąc żyć. Trudno było mi to przyznać, ale rozluźniałem się tylko przy dwóch osobach- Mei oraz Dzwoneczku. Z czego do tej drugiej czułem o wiele większe przywiązanie. Była dla mnie, jak narkotyk, najlepszy z afrodyzjaków. Pomyśleć, że złączył nas najzwyklejszy przypadek spowodowany moją nieuwagą. Pochyliłem się co nieco, by różowowłosa mogła swobodnie tulić się do mnie. Rola miśka jak najbardziej mi odpowiadała. Ponownie musnąłem jej usta, jakoby na pożegnanie. Wychwyciłem jej spojrzenie, które nagle stało się takie... zrezygnowane? Może to przez mój króciutki pocałunek. Zaśmiałem się cicho, dając do zrozumienia, że nigdzie nie miałem zamiaru się ruszyć. Po prostu powoli zacząłem schodzić w dół, by finalnie pocałunki zaczęły spoczywać na jej szyi. Dotyk jej delikatnej, wręcz jedwabnej skóry przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Doprawdy powiadam wam- miłość to najlepsze, co może być.

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Gest chłopaka lekko mnie zaskoczył, pozytywnie zaskoczył. Pierwszy raz komuś tak szybko zaufałam i... pokochałam. Zaśmiałam się w duchu sama z siebie. No tak, mojemu bratu też zaufałam i dobrze na tym nie wyszło, ale te zaufanie od początku było nie dorzeczne. Bardzo cieszył mnie fakt, że lepiej się poczuł. Jego rana pewnie bolała, ale chyba postanowił udawać, że nic się nie działo. Uśmiechnęłam się szeroko do niego na co on nie zręcznie się zaśmiał. Oddałam mu pocałunek, splatając ręce delikatnie na jego karku. Przysunął się bliżej, bym nie musiała się podnosić. Jego usta były takie miękkie, delikatne. Westchnęłam głośno, różne bodźce wpływały na mój stan. Dotyk chłopaka, jego zapach i śmiech były dla mnie ukojeniem. Nie chciałam się odrywać, składając na niego ustach delikatnie pocałunki tak samo jak on. Przygoda z zakupami, pomogła mi znaleźć osobę przy której chciałam spędzić resztę swego nędznego życia. Po kilki chwilach, wciąż czując motyle w brzuchu przyciągnęłam go bliżej siebie, chcąc znów czuć jego ciepło, poczuć jego zapach. Czułam, że moje policzki lekko się znów zarumieniły.
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałem teraz co miałbym zrobić. Z miejsca, w które pocałowała mnie Bella, emanowało przyjemne ciepło. Nawet nie wiedziałem za co miałaby mi dziękować. I... Dlaczego w ogóle to robiła. Przecież byliśmy kwita, a nawet to ja byłem jej dłużnikiem. Tak, może i osłoniłem ją przed atakiem tamtego faceta, ale... Jedynie odpłaciłem się za dane mi zaufanie, a ona jeszcze postanowiła mnie uratować. Nie przerywałem gładzenia jej po głowie. Niech czuje się bezpiecznie, tylko to w aktualnej chwili miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. To oraz cała ona. Dzięki niej zapomniałem o ranie, o bólu spowodowanym tymże defektem. Wspaniała. Bez chwili namysłu wstałem, trzymając Bellę na rękach. Kij z tym, że wyrwa mogła się powiększyć, kij ze wszystkim. Teraz tylko ja i ona. Dziewczyna pisnęła, kiedy okręciłem się z nią wokół własnej osi. Potem oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Już cię nie boli?- zapytała, powoli uspokajając się
- Nic, a nic.- odparłem z uśmiechem- Potrafisz zdziałać cuda, wiesz?
Rumieńce na jej twarzy, przytłumione ciemnością pomieszczenia, widocznie jeszcze bardziej się pogłębiły. Uwielbiałem to, jak na nią działałem. Ułożyłem obiekt moich westchnień na łóżku. Sam wszedłem na wąskie posłanie, nadal unosząc kąciki ust. Stanąłem na czworaka nad Dzwoneczkiem i bez namysłu pocałowałem ją prosto w usta. Na ten gest przelałem wszystkie moje emocje z nią związane.

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Wtuliłam się w jego ciepły tors czując bezpieczeństwo jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam. Słowa chłopaka rozczuliły mnie... Nie mogłam sobie wyobrazić, że takie słowa wypadną z ust Haego. Od początku wydawał mi się taki twardy, a jednocześnie czuły. Objęłam go rękami w pasie, chcąc być jeszcze bliżej.
– Mi to pasuje... – mruknęłam, mocniej się w niego wtulając, a on zaczął gładzić mnie po włosach. Napawałam się jego słodkim zapachem, chcąc zostać już takiej pozycji na zawsze. Westchnęłam głośno, patrząc z dołu na jego twarz. Oczy miał zamknięte, a twarz była wtulona w moje włosy. Musiałam przyznać, że cieszyłam się że znów są takie długie. Niestety mój brat założył się kiedyś z kolegą, że mi je zetnie nożem i tak zrobił. Przysunęłam się do niego bliżej siadając na jego kolanach. Nie wiedziałam na czym polega miłość, ale czy to właśnie było to? Te przyjemne uczucie? Przełknęłaś ślinę, która ciążyła mi w gardle od jakiegoś czasu. Po prostu myślałam, że chłopak mnie odepchnie. Odsunęłam się od niego lekko, nie chcąc dotykać rany. Zupełnie zapomniałam.
– Przepraszam... – szepnęłam, nadal będąc przytulona do niego.
– A i dziękuję.
– Za co?
– Za wszystko... – powiedziałam i ucałowałam go nieśmiało w prawy kącik ust.
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Nieznaczny uśmiech wytrwale trzymał się na mojej twarzy, nawet nie mając zamiaru zniknąć. Czyżby taki potwór jak ja zasłużył na odrobinę szczęścia w postaci tej kruchej istotki? Czy może nie byłem godny jej bliskości? Ale sama do mnie lgnęła... A ja do niej. Co prawda w kwestiach emocjonalnych byłem świeżakiem, nawet nie wiedziałem jak w takich chwilach miałem postępować. Co innego siostra, jej bliskość miałem od zawsze. Tylko Bell... To były dwa różne skupiska uczuć. Wtuliłem twarz w oszałamiająco miękkie włosy dziewczyny. Jedno tylko przyszło mi na myśl, kiedy ponownie poczułem jej zapach. Lawenda- cudowna roślina, jednak nie dorastała Belli do pięt. Rozplotłem nasze palce tylko po to, by zamknąć moje małe źródło przyjemności w objęciach. Starałem się zaprzeczać swojej naturze i być delikatnym, jak najbardziej tylko się dało. Tym właśnie była miłość? Czy zostałem złapany w sidła zauroczenia? Sam nie wiedziałem. Liczyło się tylko tu i teraz. Westchnąłem cicho, napawając się wszystkim tym, co teraz trzymałem w objęciach. Przyjemne uczucie, jakby skrzydła motyli zahaczały co chwila o mój brzuch, towarzyszyło mi od chwili, kiedy to pierwszy raz uraczyła mnie miękkością swych ust. Jakiś głos w głowie mówił mi, że muszę ją chronić za wszelką cenę, że... stała się moją własnością. Co do tego ostatniego, to byłem pewien, że jeszcze nie pora na aż takie przywiązanie. Przecież... My to tylko dwójka nastolatków zagubionych w świecie stworzonym przez okrutną Matkę Naturę, zaś sterowanym przez równie nieprzyjemnych dorosłych.
- Nie puszczę cię... za żadne skarby...- zakomunikowałem czułym szeptem-... nigdy... Będziesz bezpieczna...
Jakby wcześniej nie była. Może dlatego chciała udawać człowieka, bo nie myślała o niebezpieczeństwie ze strony innych ghuli. Nieco mocniej objąłem ją, przybliżając do swojego torsu.

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Uśmiechnęłam się lekko,  lecz niezauważalnie. Nie chciałam by ode mnie uciekł, potrzebowałam go i właśnie teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie miałam nikogo bliskiego oprócz niego, a jak zauważyłam moje myśli coraz więcej razy krążyły wokół niego. Na początku dziwiło mnie to, że prawdopodobnie nie miał dziewczyny. Taki przystojny i seksowny chłopak bez dziewczyny? Uraczyłam go zdziwiony spojrzeniem, delikatnie dotykając ręką czerwonych policzków. Usiadła obok niego tak, że cała moja twarz była zasłonięta burzą włosów. Nie wiedziałam co mam robić. Zawsze gdy do mnie mówił i mnie dotykał, moje serce łomotało tak jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej.
– Nie powinieneś dziękować. To wszystko przecież była moja wina... – szepnęłam, wkładając pasmo swoich włosów za ucho. Zaśmiałam się cicho, widząc jak Hae chciał coś powiedzieć, ale pewnie nie wiedział co. Siedzieliśmy tak w ciszy i nawet zapomnieliśmy, że nasze ręce zostały splecione. Ukradkiem spojrzałam na chłopaka, a potem na jego włosy. Były w nieładnie co dodawało mu... uroku. Przymknęłam oczy napawając się jego bliskością, lecz jakąś niewidzialna siła ciągnęła mnie w jego stronę. Byłam lekko śpiąca, więc na pokazanie, że rzeczy które robić wcale mnie nie denerwowały, przysunęłam się bliżej, kładąc swoją głowę powoli na jego ramieniu by go nie spłoszyć. Jego ciało unosiło się równomiernie wraz z jego oddechem, który czułam na swojej twarzy. Zamruczałam cicho czując przyjemną radość i motyle w moim brzuchu. Kiedyś na początku myślałam, że gdy moje zakupy wylądowały na ziemi to wypnie się i pójdzie swoją drogą, gdziekolwiek wtedy szedł. On zrobił jednak to czego się nie spodziewałam... A teraz jest tutaj ze mną... Mój bohater...
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

  Mimo wszystko położyłem się, by zbytnio nie przeciążać rany, która mogła powiększyć powierzchnię swojego terytorium. Może udałoby mi się przestawić na tryb "normalnego funkcjonowania dnień-noc".  Zamknąłem oczy, ponownie pogrążając się w ciemności. Teraz zdawała się być inna. Taka... straszna. Przepełniała mnie nieuzasadnionym lękiem. Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi, pewnie Bella po coś przyszła. Postanowiłem udawać, że śpię, by nie przyprawiać jej o zmartwienia. Jeszcze tego by brakowało, żeby aż nazbyt przejmowała się moim stanem. Szła cichutko, jak skradający się kot, lecz dzięki wyostrzonym zmysłom- słyszałem każdy krok bardzo wyraźnie. Urwały się one nagle, zakończone zgrzytnięciem podłogi. Czułem, jak przykładała swoją delikatną dłoń do mojego czoła, jak przykrywała mnie i... ucałowała w czoło. Nagle naszła mnie ochota na przedłużenie tejże chwili, co zapewne nie było możliwe. Gdybym teraz ją pocałował, tak znienacka, to uznałaby mnie pewnie za jednego z tych napalonych świrów. Zamiast tego w momencie, kiedy już chciała odejść- ująłem jej nadgarstek. Uniosłem powieki, wpatrując się w nią spokojnie. Dziewczyna wlepiała we mnie nieco zawstydzone spojrzenie. Przez nikłe światło wpadające z salonu do sypialni ujrzałem jej mocne rumieńce. Widok ten mnie samego przyprawił o szczypanie w policzkach. Z niebywałą dla chorego łatwością, usiadłem, nadal nie puszczając Różowej. Z nadgarstka zjechałem do jej dłoni, splatając nasze palce. Nie wiem co mną kierowało, może jakiś wewnętrzny instynkt. Uśmiechnąłem się niewinnie, jak dziecko, które niedawno coś przeskrobało. Bo nim właśnie byłem- dzieciakiem, który udawał, że spał i przez udawany sen doświadczył czegoś cudownego. Tą cudownością było ciepło drugiej osoby.
- Już czuję się o wiele lepiej... Dziękuję...- wyszeptałem
Zebrałem się na odwagę i musnąłem ustami czoło Bell. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz wyzwała mnie od wcześniej wspomnianych panów, a nawet użyła wobec mnie siły. Przecież... Jak mogłem być tak czuły wobec osoby poznanej kilkanaście godzin wcześniej? Może to wspólne wychodzenie z opresji działało właśnie w taki sposób...

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Obróciłam się na drugi bok, nie mogąc zasnąć. Zawsze tak miałam. Męczyły mnie różnorodne koszmary, po których byłam cała mokra. Nie wiedziałam, która godzina ale muszę się przyznać, że byłam jeszcze śpiąca. A jak Hae się już obudził i coś potrzebował? Przymknęłam powieki i przypomniałam sobie twarz chłopaka, a na moje policzki wdarł się rumieniec. Wciąż nurtowało mnie pytanie, dlaczego był dla mnie taki miły. Usiadłam, patrząc w poszukiwaniu mojego telefonu, lecz niestety zostawiłam go chyba w swoim pokoju. Ruszyłam w tamto miejsce bardzo cicho. Wzięłam telefon i sprawdziłam ręką czoło chłopaka. Nie miał gorączki co bardzo mnie ucieszyło. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić, on i tak zrobił dla mnie więcej. Dzięki niemu wiem co to znaczy mieć bliską osobę. Taką która cię nie bije i nie wyzywa od najgorszych. Przykryłam ramiona Haego, dając mu całusa w czoło, ale coś nie dawało mi spokoju. Wydawało mi się, że on tylko udawał śpiącego. Zasłoniłam bardziej żaluzje by światła nie padały na niego twarz. Dobrze widziałam w ciemność, więc na pewno w nic bym nie uderzyła. Usiadłam na skraju łóżka patrząc na jego spokojną twarz. Moje kąciki ust mimowolnie podniosły się wywołując u mnie uśmiech. Zastanawiałam się czy rana go bolała. Po co mówiłam mu o moich problemach? Pewnie sam ma swoje, a ja jeszcze mu dołożyłam. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Musze przyznać, że robiłam wiele złych rzeczy, ale nie było mi z tego powodu smutno, ale akurat z powodu chłopaka moje serce szybciej biło.
– Jutro będzie lepiej, zobaczysz – odparła szeptem. Nie mogłam sobie wyobrazić, że gdy wróci do domu możemy się już nie spotkać, ale nie zdziwiłabym się gdy wcale nie byłby do tego chętny. Chciałam wstać, w celu wrócenia do salonu, ale nagle Hae złapał mnie za nadgarstek, patrząc na mnie spokojnie. Zrobiłam się cała czerwona. Czyli nie spał... Czuł jak go ucałowałam i głaskałam po włosach...
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Obudziłem się w środku nocy, na co wskazywała godzina trzecia dwadzieścia osiem. Chyba musiał urwać mi się film, czy coś w tym stylu. Ból w okolicach klatki piersiowej i brzucha już nieco zelżał, co przyjąłem z wielką ulgą. Tym razem chyba obyło się bez większych obrażeń wewnętrznych, więc powinienem dość szybko dojść do siebie. Kto wie... Może ominą mnie po raz pierwszy rodzinne kazania? Położyłem rękę (zewnętrzną stroną nadgarstka) do czoła, chroniąc się dzięki temu przed irytującymi światłami neonów, które wpadały przez niezasłonięte okno. Ale... właściwie to gdzie się znajdowałem? Pamięć sięgała mi jedynie do momentu, kiedy Bella pomogła mi wlec się gdzieś chodnikiem. Dalej musiałem mieć jakieś dziwne zaćmienie. Wędrowałem wzrokiem to w prawo, to w lewo. Dziewczęcy pokój pełen drobiazgu. Pokój, w którym panował idealny wręcz porządek. Kąciki ust samoistnie powędrowały w górę. Że też jeszcze nie miała ochoty na zostawienie mnie samemu sobie. Westchnąłem głęboko, co niezbyt często mi się zdarzało. Całe to pomieszczenie przesiąkało jej słodkim zapachem. I nie miałem na myśli "słodkiego", względnie nowego obiektu do polowań. Raczej chodziło mi o taką osobistą przyjemność związaną z osobą jasnowłosej.  Oprócz wcześniej wspomnianej woni, poczułem jeszcze coś bardziej cierpkiego. Kawa. Kubek wypełniony ciemnym napojem stał na stoliku nocnym. Podniosłem się do pozycji siedzącej, dotykając stopami miękkiego dywanu. Przywykłem do nocnego trybu życia i już raczej nie było mowy o dalszym spaniu. Uraz rwał mnie niemiłosiernie, co próbowałem ignorować. Trzeba przekraczać swoje granice, od tego one są, powtórzyłem w myślach słowa, którymi kierowałem się przez całe swoje życie. Stanąłem na równe nogi, chwiejąc się nieznacznie z osłabienia. No proszę... Ubrania też skombinowała... Anioł, a nie kobieta. W iście żółwim tempie zacząłem przebierać się w nowe ciuchy. Finalnie (już w świeżym odzieniu) ponownie usiadłem na wygodnym łóżku.

<Bella?> 

Od Belli - Cd. Haego

Ciepło jakie poczułam po kryciu kurtką wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Jeszcze nikt nie odważył się mnie przytulić, w wyniku czego na moje policzki wdarł się rumieniec. Pfff...Nie wiedziałam nawet, że w moim wykonaniu jest to możliwe.
- Nie zmarzłam...Nigdy nie jest mi zimno... - szepnęłam. 
Czuła, że Hae jest słaby, stracił dużo krwi, a ja nie miałam jak mu pomóc. Nie chciałam go zostawiać samego. Teraz gdy znalazłam sobie kogoś, kto chociaż mnie lubi. Nawet nie marzyłam nigdy o takiej osobie, myśląc że po prostu na nią nie zasługuje.
- Chodź...Trzeba wracać - szepnęłam, a chłopak tylko uśmiechnął się niemrawo.
- Nie ma rady.
- Ja ci pomogę, przecież po to zostałam...
~~~
Podtrzymywałam chłopaka przez całą drogę, nie chcąc by stała mu się jakakolwiek krzywda. Moje mieszkanie było bliżej, więc dlatego podążyłam w tamtą stronę. Otworzyłam delikatnie drzwi i położyłam Haego na swoim łóżku, od razu okrywając go kocem, zasnął bardzo szybko. Otworzyłam jedną z szaf patrząc na męskie ubrania i zaczęłam wybierać coś dla chłopaka. Choć raz może ubierze się jakoś ładnie, może nie będzie na mnie zły. Skąd miałam tyle ubrań? Kupiłam je dla brata, przez tym jak odszedł do organizacji. Powiedział, że żadna...gówniara nie będzie go ubierać. 


Powiesiłam je na krześle, które znajdywało się przy łóżku i poszłam do miskę z wodą i bandażem. Podniosłam delikatnie jego koszulkę i od razu przemyłam ranę wodą i zabandażowałam ją. 
- Teraz powinno ci chyba być lepiej... - szepnęłam. Zrobiłam kawę, którą postawiłam na stoliku, w wypadku jakby w nocy zachciało mu się pić. Zakryłam go szczelnie kocem i poszłam wziąć szybki prysznic. Patrząc  na zegarek zauważyłam, że była godzina 22:17, więc wzięłam koc i poduszkę by po chwili położyć się na kanapie w salonie. Angel położyła się obok mnie, dając mi przyjemne ciepło. Po chwili zasnęłam.
Dla mnie zawsze będziesz bohaterem, Hae - pomyślałam.
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Dostało mi się. I to w mojej własnej dzielnicy. Chciałem być zły na siebie, chciałem coś powiedzieć, chciałem obudzić się z tego dziwnego snu, jednak nie było mi to dane. Czyżby tak miał wyglądać mój koniec? Akurat wtedy, kiedy znalazłem... przyjaciółkę...? Albo osobę, która mogła się nią stać. Chociaż RC powinno jakoś przyczynić się do częściowej regeneracji uszkodzonych komórek ciała, od tego było. Nie miałem ochoty zostawiać ani ojca, ani siostry, ani Belli. Takie myśli w kółko powtarzały się, jak w jakimś szalonym wirze przedśmiertnym. Po raz kolejny spróbowałem zrobić cokolwiek i... Tym razem mi się to udało. Co prawda z wielkim trudem, ale nieznacznie uniosłem powieki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ujrzałem niewyraźny zarys kobiecej sylwetki. Istotka ta opierała się tyłem głowy o moje skostniałe ramię. A przecież mogła zostawić mnie, by ratować własną skórę. Dałbym sobie radę, no może w ostateczności wyzionąłbym ducha. Nie powinna ściągać kurtki, pewnie zmarzła, stwierdziłem w myślach, kiedy wzrok zaczął mi się poprawiać. Zdobyłem się na kolejny, jeszcze bardziej wyczerpujący wysiłek. Wziąłem materiał okrywający mnie i przytuliłem dziewczynę do siebie, dodatkowo przykrywając ją. Uścisk był lekki, na większy w tej chwili nie mogłem sobie pozwolić. Też miałem swoje ograniczenia, jak każdy.
- Hae...- wyszeptała zaskoczona
- Głupiutka... zamarzłabyś...- wymruczałem, przywołując uśmiech na twarz
Wzrok skupiłem na jej twarzy. Czerwonej od krwi. Płakała, musiała płakać, o czym świadczyły ciemne kreski na jej policzkach. To jeszcze bardziej mnie zabolało, gorzej niż pokiereszowane ciało. Nie zasługiwałem na jej łzy.

<Bella?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Powrót brata całkowicie wybił mnie z rytmu codzienności. Już dawno zdołałam przyzwyczaić się do tego, że wracał późną nocą, a teraz stał tak i patrzył na mnie jak na jakieś UFO. Co ja takiego znowu zrobiłam? Przecież byłam przez cały czas grzeczna, nawet Gołąbki nie miały dzisiaj ze mną styczności... Może przejrzał mnie i mój aktualny stan ducha na wylot? Przecież znał mnie jak nikt inny i nawet potrafił odczuwać negatywne emocje kłębiące się w moim małym ciałku. Jakby na potwierdzenie moich myśli, objął mnie i przytulił do siebie. Gest ten zaskoczył mnie, bowiem brat ostatnio nie wykonywał tejże czynności. Stałam tak, z rękami wolno wiszącymi, w objęciach bliźniaka.
- Jeszcze raz zobaczę cię z tamtym ghulem, a osobiście go poszatkuję.- wyszeptał mi do ucha- On może zrobić ci krzywdę, uważaj na siebie... proszę.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Przecież... przecież nie znał Kanekiego. Co prawda ja też nie, ale... Znałam Rize, a ona nie zrobiłaby mi krzywdy. Kiedyś nasze stosunki były takie swojskie, rodzinne... Jakbyśmy były swoimi siostrami. Hae nareszcie puścił mnie i szybko ulotnił się z bloku. Poszłam szukać mojego gościa. Eh... Tak właściwie to po co Staruszek kazał mu do mnie przychodzić? Przecież jedyne co to mogłam odpowiedzieć na kilka pytań, nic więcej. Udałam się krętymi schodami aż na sam dach budynku i tam go zastałam. Kruki wzbiły się w powietrze, przecinając niebo. Nagle zobaczyłam w Kan'ie coś innego... Coś co sprawiało, że stał się tajemniczy oraz nieprzenikniony. Powoli podeszłam do zamyślonego osobnika, uważnie stawiając kroki. Cały stres opuścił mnie w ułamku sekundy. Uśmiechnęłam się lekko.
- Niesamowity widok.- stwierdziłam, patrząc na panoramę miasta- Jeszcze nigdy nie miałam okazji patrzenia na to wszystko z góry...
Mówiłam to bardziej do siebie, niż do niego. Bo co go mogły obchodzić przemyślenia głupiej piętnastolatki?

<Kaneki?>

Od Belli - Cd. Haego

Nie dostrzegłam tego na początku, że nasza wcześniejsza ofiara była ghulem. I chyba nie spodobało mu się, że tutaj byliśmy. Nie chciałam z nim walczyć, bo nie zrobił nam nic złego, ale on chyba miał swoje własne zasady, którymi się kierował. Spojrzałam na opadające ciało chłopaka, z nadzieją że nie jest to nic poważnego. Wstałam szybko, patrząc na ghula, który nas zaatakował.
- Właśnie popełniłeś największy błąd w swoim życiu, skarbie - powiedziałam słodko aktywując swoje kagune, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Pewnie na pierwszy rzut oka pomyślał, że jestem człowiekiem. Podbiegłam do niego, robiąc uniki i po chwili wbiłam jedno z ostrych macek z jego brzuch podnosząc go do góry i porzucając tak, że znalazł się w powietrzu. Wpadłam w pewnego rodzaju trans. Rzuciłam się na mężczyznę i w ciągu mrugnięcia byłam przed nim. Pojawiłam się u jego stóp po czym kopnęłam go od dołu w szczękę. Mimo iż był taki wielki siła kopnięcia wyrzuciła go w górę. Skoczyłam za nim w powietrze, aż wzniosłam się wyżej niż on. Zanim jeszcze zaczęliśmy opadać wbiłam go w ziemię wszystkimi kagune. Nie żył. Stanęłam pewnie na nogach oddychając ciężko. Podbiegłam do Haego, był cały zimny. Przysunęłam go bardziej do muru, chcąc ochronić jego ciało od wiatru. Zdjęłam z siebie kurtkę i przykryłam go, sama zostając w sukience, na krótki rękaw. Zdjęłam mu delikatnie maskę, odkładając ją obok i odgarnęłam mu włosy z twarzy, w tym samym momencie ocierając chusteczką krew na ustach. Spojrzałam na martwe ciało, leżące niedaleko nas i pomyślałam, że lepiej by było jakby nigdy się tu nie znaleźli. To była moja wina, to ja byłam głodna nie chłopak, nie umiałam sobie sama poradzić. Takie ghule powinny umierać, od razu przy porodzie.
- Przepraszam... - szepnęłam i zaczęłam płakać, otulając chłopaka jeszcze bardziej w swoją kurtkę.
<Hae?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Odwiesiłem swoją kurtkę na wieszak, patrząc na ruchy dziewczyny. Zachowywała się trochę dziwnie, ale udawałem, że tego nie zauważyłem. Usiadłem w jednym z foteli, rozglądają się wokół siebie. Matko, nawet nie wiedziałem po co tu przyszedłem...Kierownik mówił mi coś, że Mea może mi w czymś pomóc choć sam kompletnie nie wiedziałem w czym. Dzwonek do drzwi obwieścił przybycie jakiegoś gościa. Dziewczyna otworzyła drzwi i ujrzałem w nich jakiegoś chłopaka.
- Sorki, kluczę zostawiłem... - powiedział. Czyli to był jej brat. Do nozdrzy wpadł mi bardzo przyjemny i smakowity zapach. Oblizałem usta, patrząc na wszystkie ruchy wykonywane przez tą istotę. Czułem go jakże podczas zjadania Jasona.
Kaneki przecież jesteś głodny...Ulżyj sobie...To tylko kolejny głupi ghul... - usłyszałem głos Rize, tak samo jak za pierwszym razem. Zatkałem uszy myśląc, że może przestanę jej słuchać.
Przecież wiem, że chciałbyś go zjeść...Wygląda tak smakowicie... - śmiech dziewczyny rozniósł się echem w mojej głowie.
- Kaneki...?
Wyprułem z pokoju przez okno, po chwili znalazłem się na dachu. Uciekłem, nie chcąc zrobić mu krzywdy, choć wyglądał na takiego co umiał się bronić. Spojrzałem na ciemne niebo, które zapowiadało burzę.
- Jestem zwykłym potworem...!


Usłyszałem ciche kroki i po chwili stała obok mnie Mea. Uśmiechnęła się nie winna, chyba nie będąc świadoma zagrożenia jakim jestem. Przed spotkaniem z Rize byłem zwykłym bezradnym chłopcem, który zgubił swoją drogę na tym świecie. Po operacji, myślałem, że to tylko zły sen, z którego szybko się obudzę. Nie chciałem nikogo skrzywdzić, lecz pierwsze odczucie głodu było nie do zniesienia. Wszyscy, którzy mnie znali - zapomnieli mnie. Oprócz mojego najlepszego przyjaciela Hide, ale coraz trudniej idzie mi ukrywanie tego wszystkiego. Wiem, że kiedyś będzie musiał poznać prawdę, ale boję się, że odwróci się ode mnie, przestraszy i znienawidzi mnie. Nie czułem się wcale jakoś silny. Wciąż zastanawiam się kim jestem i dlaczego to spotkało mnie...
<Mea?>


Od Haego - Cd. Belli

Pieprzony sadysta, żeby tak kaleczyć swoją siostrę, pomyślałem, a moja nienawiść do "kiełka" wzrastała z każdą sekundą. Gdyby wtedy jej tam nie było, gdybym spotkał go sam na sam... Zacisnąłem dłonie w pięści, hamując na jakiś czas swoje popędy. Wciąż aktywne Bikaku drgało nieznacznie, jakby chciało powiadomić cały świat o frustracji władającej mną. Nie mogłem wybuchnąć, bo kto dopilnowałby Belli? Kto... Eh... Za szybko się do niej przywiązałem, przecież pewnie i tak niedługo powiemy sobie kulturalnie "pa pa", więcej się nie spotkamy. Szkoda. Wielka. Cichy trzask zamykanych drzwi obwieścił pojawienie się potencjalnej ofiary. Odwróciłem się powoli, na kuckach, podpierając się prawą ręką o betonowe podłoże. Starałem się narobić możliwie jak najmniej hałasu, ale oczywiście musiało znaleźć się coś głośnego. Takim czymś był zwykły Burek wypuszczony z któregoś z mieszkań. Zwierzęta zawsze miały do mnie jakieś uprzedzenia, ale ten to dopiero miał jakiś problem. Wychylał się spomiędzy barierek balkonu, do tego warczał jak oszalały. Zwróciło to uwagę obserwowanego faceta, który... na nasze nieszczęście... okazał się być przedstawicielem tego samego gatunku co ja i Bell.
- Cholera...- zakląłem, widząc jego czarno-czerwone oczy
Zdążyłem jeszcze jedynie zasłonić różowowłosą, upadając z nią na śnieg. Podniosłem się na czworaki, nadal będąc nad damą. Ból przeszył mnie w mgnieniu oka, kiedy to Koukaku tamtego gościa przeszyło mnie na wylot. Popatrzyłem w oczy dziewczyny, wyrażające wiele różnych emocji.
- Chyba to nie pora...- kaszlnąłem krwią prosto do maski-... do zapraszania na spacery po parku, co?- zaśmiałem się mimo wszystko, po prostu zgrywałem bohatera- To może... ekh... Dostanę chociaż pozwolenie na wpadanie z niezapowiedzianymi wizy...
Nie dokończyłem. Jakoś tak... Wszystko nagle stało mi się obojętne, nawet ostrze wyciągane ze mnie przez agresora już nie przyprawiało o grymas. Zwaliłem się na bok jak długi, pogrążając się w ciemności.

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Zszokowanym wzrokiem popatrzyłam na leżącego brata. Stracił bardzo dużo krwi... On zawsze gdy mnie atakował na następny dzień nic nie pamiętał, rozmawiając ze mną jakby nic się nie stało. Zdjęłam maskę by lepiej go widzieć. Mogłam go tu tak zostawić? Mama przed śmiercią powiedziała żebyśmy się opiekowali sobą na wzajem, ale czym ja sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Spojrzałam na niego pobłażliwym wzrokiem i odwróciłam się w stronę Haego, zakładając w tym czasie maskę. Uśmiechnęłam się do niego, choć pewnie nic nie widział z powodu zasłoniętej twarzy.
– Idę – powiedziałam pewnie i ruszyłam za nim, rozmyślając a mój wzrok był skoncentrowany na ziemi. Moje był moim bratem, ale ja nie chciałam by traktował mnie jak jakiegoś śmiecia, którym można się pobawić.
– Uważaj, bo jeszcze na coś wpadniesz – Hae próbował jakoś zawołać mnie na ziemię i muszę przyznać, że udało mu się to. Zaśmiałam się cicho, patrząc na jego profil. On był inny. Wszystkie ghule mówiły, że nic ze mnie nie będzie, a potem umierały podczas walki ze mną. Przeżyłam nawet walkę z Sową, ale musiał być to tylko przypadek. Kiedy już byliśmy na miejscu zaczęłam rozglądać się za jakąś ofiarą. Armin nawet nigdy nie chciał mnie puścić na żadne polowanie, mówiąc że on od tego jest. Wyciągnęłam ręce w celu przeciągnięcia się, a Hae gwałtownie złapał mnie za rękę.
– Co to? – spytał, wskazując na czerwone niteczki, które były wszyte w moją skórę.
– Jak byłam mała brat znalazł mi taką karę gdy go nie chciałam słuchać. Codziennie wyciągam jedno całe pasmo, a to i tak boli. Jedno pocieszenie to to, że nie zostało tego dużo – odparłam siadając na ziemi, w celu poczekania na ofiarę. Hae usiadł za mną opierając się swoimi plecami o moje. Uśmiechnęłam się, czując bijące od niego ciepło. Nagle zauważyłam jakiegoś mężczyznę wychodzącego z klatki.
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

A więc to był ten słynny brat Belli. Cóż... Nie ukrywam, że miałem z nim kilka razy styczność, ale przez ten czas "wytrzeźwiałem". Wyglądał o wiele gorzej, niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Widać, że kakuja zaczęła powoli przejmować władzę nie tylko nad jego ciałem, ale też umysłem. Chociaż... Może od początku był taki... Psychiczny? W końcu Eto uwielbiała tylko takich. Uśmiechnąłem się pod nosem, co pozostało niewidoczne. Ghul zaczął zbierać się po mocnym ciosie zadanym mu przez jego własną siostrę. Żałosny. Trzymając ręce w kieszeniach spodni, aktywowałem swoje oba kagune, toteż kakuję- jak kto woli.
- Hej, ty...! Kiełku!- rzuciłem przezwiskiem, które prawie zawsze go drażniło
Zwrócił na mnie wzrok przekrwionego kakuganu, jakby chciał mnie rozszarpać. Wyprostował się nieco chwiejnie.
- Świeżak!- parsknął- Pożałujesz...
W tym właśnie momencie zaczął biec jak opętany, wybił się w górę i skrystalizował swoje lśniące dziecię... Na tym jego zabawa musiała się skończyć. Nie chciałem wrócić poharatany do domu, wtedy to by mi się oberwało od staruszka i bliźniaczki. Poruszyłem Bikaku, uderzając ciemnowłosego pomiędzy żebra. Ten jęknął głucho, spadając na twardy grunt. Możliwe, że pogruchotałem mu kilka kości... Ups... Biedaczyna próbował jeszcze wstać, jednak ogłuszyłem go uderzeniem w podstawę czaszki.
- W piętnastce powinno być więcej ludzi.- mruknąłem, zwracając się do dziewczyny- Idziesz?

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Mój wzrok był uczepiony na twarzy chłopaka. Chciałam dostrzec czy się ze mnie nabija czy żartuje.
– Poczekaj tylko chwilę... – szepnęłam i ruszyłam do pokoju w celu założenia maski. Znalazłam ją w szafce przy łóżku i od razu włożyłam na twarz.
~~~
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, a ja rozglądałam się wokół. W tej dzielnicy akurat nigdy nie spędziłam dużo czasu. Hae patrzył to w prawo to w lewo szukając jakieś ofiary, ale dzisiaj było nienaturalnie cicho i pusto. Nikt nie chodził, a we wszystkich domach były zgaszone światła. Przeszliśmy przez stare tory i wtedy stanęliśmy jak wryci. Na ścianie było pełno krwi, a wokół leżało mnóstwo zabitych ciał. A najgorsze jest to, że pośród nich siedział mój brat i pożerał tym razem innego ghula. Poczułam odruch wymiotny, ale powstrzymałam się. Armin -  bo tak nazywał się mój brat, odwrócił się w naszą stronę i oblizał usta. Przełknęłam głośno i odsunęłam się na krok. Ja się go bałam, nie raz próbował mnie zjeść, ale nie udawało mu się to.
– Siostra... Bella...– powiedział zmienionym tonem i skoczył na mnie, w celu ataku, ale ja w tym samym momencie używam kagune i odrzuciłam go na ścianę. Odsunęłam się wcześniej od Haego nie chcąc go przez przypadek uderzyć. Moje kagune było może duże, ale za to lekkie.
< Hae?>