piątek, 15 kwietnia 2016

Od Haego - Cd. Belli

Zacząłem delikatnie głaskać Bellę po głowie, jednocześnie skupiając się na niebieskowłosym osobniku. Kontakt urwał nam się wraz z odejściem jego rodziny z mojej dzielnicy, czyli jakieś trzy, może cztery lata wstecz. Niby zmienił się z wyglądu, stał się bardziej zwalisty i nadal nie grzeszył wzrostem, ale to w sumie tylko tyle. Poznać go można było po zimnych, złotych oczach, które zawsze miały ten sam wyraz- obojętny.
- A gdzie masz Motyla?- rzucił pytaniem
Rzuciłem mu iście zaskoczone spojrzenie, nieznacznie napinając mięśnie. Nie lubiłem poruszać tematu mojej siostry, nie bez niej u boku. Wolałem, by tu była. Naprawdę. Co bym zrobił, gdyby tylko jakoś magicznie się tu teleportowała i sama mu odpowiedziała... Bella poruszyła się nerwowo, jakby wyczuwała moją nagłą zmianę nastroju z przyjacielskiego na wrogi.
- Hae- szepnęła spokojnie.
Zaczerpnąłem trochę powietrza, wraz z wszechogarniającym kurzem i już miałem odpowiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich... Maleńka istotka odziana w czarny płaszcz, z kapturem na głowie powoli wśliznęła się do środka, rozglądając na boki i delikatnie kiwając głową na powitanie Amonowi. Wszędzie rozpoznałbym ten niepewny chód i prawie niezauważalne trzęsienie się wiecznie zimnych dłoni. Nosz kurwa, cud! Mea ukazała twarz, zaś uwolnione loczki powoli opadły jej na ramiona, jak welon panny młodej. Dake'owi prawie oczy wyszły z orbit, w sumie musiałem wyglądać nie lepiej od niego. Napotkawszy moją osobę, jej kakugan jakoby błysnął. Hah... Nikt nikogo się dziś nie spodziewał...
- Dzień dobry, braciszku- powiedziała swoim cichutkim głosem.
- Widzę, że sporo mnie ominęło, znaleźliście sobie inną towarzyszkę- stwierdziła Bella, wstając z podłogi.- I do tego jest siostrą mojego chłopaka...
- Widzisz, mała, jaki ten świat mały- Amon wzruszył ramionami.- Ale Motyla Dama sama się napatoczyła, kiedy urządziłem sobie nocny spacer. Gołębie potrafią być okrutnymi lisami, żeby tak atakować od tyłu...- tu pokręcił głową- Tak czy siak już ostatecznie jesteśmy w komplecie.
A ja? Robiłem za obserwatora, próbując poukładać ten cały miszmasz w spójną całość. I jakoś mi to nie wychodziło.

<Bell? Musiałam :')>

wtorek, 29 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Przez cały dzień na siłę szukałam sobie zajęć, co było nawet łatwe. Finalnie udało mi się przenieść te najpotrzebniejsze szpargały z mieszkania ojca i upchnąć je do jedynej wolnej szafki. Wbrew pozorom nie miałam aż tak dużo ubrań ani kosmetyków (tych prawie wcale nie używałam, chyba tylko w sytuacjach, które tego wymagały). Ogarnęłam dom, a teraz jeszcze doszły pieski... W sumie to zawsze chciałam mieć jakiegoś czworonoga, ale ojciec uważał, że tylko by mnie rozpraszały i przysparzały kłopotów. Wstałam, jeszcze przelotnie głaszcząc aksamitną sierść jaśniejszego psa. Przez to wszystko... Mieszkanie u Kanekiego, dwa psiaki, spokój... Pierwszy raz tak naprawdę poczułam się szczęśliwa.
- Bardzo dobrze zrobiłeś- uśmiechnęłam się i ruszyłam z zamiarem ogarnięcia się- Co nieco jest w lodówce... Spokojnie, to ktoś z Anteiku przyniósł, a nie ja polowałam! Zajmuję łazienkę, a potem kanapę!
I zanim zdążył wtrącić jakieś słowa sprzeciwu, zniknęłam w sąsiednim pomieszczeniu.
~*~
Naciągnęłam na siebie krótkie, sportowe spodenki i biały top. Codzienne ubrania wrzuciłam do kosza na pranie, wtedy też szczęknął jakiś metal. Sięgnęłam do jeansów, wyciągając z nich coś stalowoszarego. Długi łańcuszek huśtał się pod wpływem ruchów mojej dłoni, zaś dwie płytki na nim dzwoniły jak dzwoneczki. Jedna z wygrawerowanym skrzydłem motyka, stylizowanym na moje kagune, zaś druga zawierała informacje takie jak moja godność, czy grupa krwi. Czyli coś, co dostałam podczas pobytu w Europie. Matka zawsze bała się, że znajdzie gdzieś moje ciało pokiereszowane przez miejscowych opryszków.  Wyszłam z łazienki, nadal trzymając przedmiot, jednocześnie odszukując wzrokiem Kanekiego. Znalazłam go w salonie, siedzącego plecami do mnie i bawiącego się z krótkowłosą suczką. Podeszłam do niego na palcach, następnie klęcząc za współlokatorem. Objęłam go w okolicach szyi, zapinając na niej nieśmiertelnik.
- Żebyś nie zapomniał, kiedy mnie zabraknie- wyszeptałam mu do ucha.
- Mea?- zapytał z nutą zaskoczenia w głosie
Odwróciłam wzrok, odsuwając się od niego na bezpieczny dystans.
- Ghul z piętnastki widział, jak tutaj szłam- oznajmiłam zrezygnowanym tonem.- Tak w sumie to już po mnie. Rai to jeden z tych, którzy robią za szpiegów i już pewnie powiedział ojcu, gdzie mnie szukać...

<Kaneki?>

piątek, 25 marca 2016

Od Kanekiego - Cd. Mey

- Nie odmówię ci, a tak z innej beczki to chyba bym ci zrobił krzywdę, gdybyś zaczęła się dokładać. Jasne, że będziesz mogła ze mną zamieszkać, ale nie chcę widzieć od ciebie żadnych pieniędzy, jasne? - powiedziałem, lekko się przy tym uśmiechając.
- Dobrze - powiedziała zrezygnowana. W takich wymianach zdań, ja zawsze wygrywałem. Cóż, taki już mój urok. Zerknąłem na zegarek i szybko poderwałem się z miejsca.
- Cholera, zaraz się spóźnię - powiedziałem sam do siebie i zacząłem ubierać byle jakie ciuchy, nie zważając na to, że dziewczyna mnie widzi.
-Gdzieś idziesz? - Mea stanęła w drzwiach do salonu, przyglądając się jak szybko ubieram buty.
- Mam dwie sprawy do załatwienia. Czuj się jak u siebie, wrócę wieczorem, jeśli chcesz to możesz na mnie poczekać - delikatnie musnąłem ustami jej policzek i wybiegłem z domu szybko kierując się do centrum miasta. Po chwili byłem już na miejscu...Mam nadzieję, że to nie boli tak jak to opisywali...
~~~
Wracałem powoli do domu myśląc o moim nowym arcydziele na plecach. Może tatuaż nie był duży, ale dla mnie w sam raz. Było już dość późno, ale sklep zoologiczny był jeszcze otwarty. Przed paroma dniami, postanowiłem adoptować psy, by nie być samotny. Teraz mam Mee, ale chyba zwierzak w domu nie zawadzi? Wziąłem dwie klatki w rękę płacąc wyznaczoną cenę i ruszyłem do domu. Zostały jeszcze tylko schody.
Otworzyłem drzwi nogą ostrożnie kładąc zamknięte pupile na ziemię.
- Wróciłeś! Już myślałam...Co to jest? - Mea powitała mnie ciepło, patrząc na tajemnicze skrzynki.
- Dobra, teraz możesz mnie zabić. Nie będę się bronił... - odparłem i wypuściłem psy.



Zamknąłem oczy czekając na jej krzyk, ale nic takiego nie nastąpiło. Podbiegła do zwierząt i zaczęła je głaskać, a ja westchnąłem z ulgą.
- Skąd je masz?
- Są to psy ze schroniska. Je znaleziono razem, ktoś je zostawił w lesie - odparłem, rozbierając powli ubrania.
<Mea?>




czwartek, 24 marca 2016

Od Belli - Cd. Haego

Odwróciłam się w jego stronę czując jak moje policzki się rumienią. Przytuliłam się do niego, chichocząc.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz - szepnęłam. tuląc się do niego mocniej i wdychając jego cudowny zapach. Naprawdę nie sądziłam, że się pojawi po tych wszystkich kłopotach, które przede mnie miał. Odsunęłam się lekko by móc spojrzeć na jego twarz.
- No wiesz co? Nie wierzysz we mnie? - spytał, mrugając do mnie.
Zaśmiałam się i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, po chwili wstając na równe nogi.
- Mam dla ciebie niespodziankę! - powiedziałam, z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To są twoje urodziny, ale okey...Co to za niespodzianka? - spytał, wstając i patrząc na mnie z tym wyrazem twarzy - ciekawość.
- Poznam cię z moją ekipą...Dawno u niech nie byłam, ale zawsze przychodziłam tam w moje urodziny...
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Wiesz może wyglądają strasznie, ale są bardzo mili. Tak samo jak Uta - odparłam, ubierając na siebie kurtkę po drodze zabierając klucze, telefon i portfel - Idziesz?
- Tak, Wasza Królewska Mość - zaśmiał się i ukłonił, wzbudzając u mnie napad śmiechu.
~~~~
Po chwili obydwoje byliśmy już na miejscu. Stary opuszczony magazyn, na obrzeżach miasta. Tylko my o nim wiedzieliśmy, był bardzo dobrze ukryty za drzewami.
- To jest wasza kryjówka? - Hae stał obok mnie, przyglądają się budynkowi.
- Tak, Gołebie nigdy tu nie przychodzą, więc mamy spokój - szepnęłam, wspinając się po drabince na pierwsze piętro. Pierwszy kogo ujrzałam był Amon. Siedział przy ścianie dokańczając papierosa i patrząc się tępo na ścianę przed nim.


Uśmiechnęłam się na jego widok.
- Tylko błagam. Nie lub go zawczasu, bo ubiera się jak emo - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek, stając na równych nogach. Chłopak spojrzał na mnie gasząc pet.
- Co tu robisz, mała? - spytał tradycyjnie. Zawsze kochał mnie denerwować, ale nie miałam mu tego za złe. 
- Przyszłam cię odwiedzić. Jak chcesz to mogę wrócić... - szepnęłam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Nie, zostań...Dake poszedł po coś do picia...Widzę, że kogoś przyprowadziłaś - jego wzrok był utkwiony w Haego, który stał w wejściu nie chcąc zwrócić na siebie uwagi.
- To Hae...Mój chłopak - powiedziałam - Hae to Amon, mój przyjaciel - odparłam, łapiąc za rękę chłopaka.
- Miło poznać - Amon uśmiechnął się do niego miło.
- Wzajemnie - uśmiech zagościł także na ustach Haego.
- Czyli jak mówiłeś Dake zaraz przyjdzie? - spytałam, siadając na jednym z przyniesionych krzeseł.
- Tak, niedawno wyszedł. A jak tam u ciebie leci? - spytał, rozkładając się na podłodze. Nasza kryjówka wcale nie była jakaś duża. Kiedyś znajdował się tu magazyn przedmiotów kuchennych, ale właściciel zbankrutował i budynek został pusty. Znaleźliśmy go kiedyś przed przypadek gdy ścigały nas Gołębie. 
- Nie najgorzej, poczekamy na Dake to ci opowiem - powiedziałam z uśmiechem. Zaczęliśmy rozmawiać o mniej istotnych rzeczach, takich z przeszłości, aż przyszedł nas ostatni członek


. Jego niebieskie włosy były dłuższe niż kiedyś, a kolczyki w uszach dodawały mu trochę strasznego wyglądu. Stanął jak wryty z siatkami w rękach, aż upuścił je i podbiegł do mnie po chwili łapiąc mnie za boki i okręcając wokół siebie. 
- Ach już myślałem, że nie żyjesz! Nawet nie zadzwoniłaś, no bo po co ci są dawni kumple...Już sobie nowego przyjaciela znalazłaś? - gdy spojrzał na Haego jego uśmiech lekko się powiększył.
- Hae! - krzyknął i podszedł do niego, lekko klepiąc go po plecach.
- Znacie się? - Amon wyglądał na nieco zdziwionego.
- Od dziecka - Hae był już nieco weselszy niż wcześniej. Zadowolona usiadłam na ziemi obok mojego ukochanego. Oparłam głowę o jego uda i patrzyłam na Dake, który zdejmował z siebie kurtkę i rzucił ją w kąt.
<Hae?>


poniedziałek, 21 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Z dziecięcą uwagą słuchałam jego historii, próbując zapamiętać każde słowo, jakby od tego zależało moje życie. Porównując przeszłość naszej dwójki, można by powiedzieć, że ja wiodłam wręcz rajski żywot nieświadomej niebezpieczeństw świata Ewy. Nie widać było po nim tego, ile przeszedł. Ktoś na jego miejscu pewnie już dawno by ześwirował, ale nie, on trwał dalej. Objęłam go, przyciągając bliżej siebie. Taka bliskość... Wydała mi się przyjemna, kojąca te wszystkie rany zadane przez innych. I, co z mojej strony zdawało się całkowicie samolubne, nagle zapragnęłam jego bliskości. Czuć ciepło od niego bijące. To szybkie bicie serca, kiedy się stresował.
- Wiesz...- zaczęłam cicho- To przeszłość... Boli, wiem, mam podobnie. Ale... Może... No...- nagle zabrakło mi głosu
Tym razem nie wytrzymałam, zaś łzy po prostu popłynęły. Tak same z siebie. Poczułam, jak "coś" mocniej zaciskało się na moim tułowiu.
- Spokojnie, Mea.
- Jestem spokojna- odparłam nieco głośniej- nawet bardzo. Tylko ja tak pierwszy raz zwierzyłam się komuś, a ktoś mi... I pierwszy raz ktoś odważył się mnie przytulić... Ja... dziękuję, Kaneki. Za wszystko, naprawdę. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym cię wtedy nie spotkała.
Znów zamilkłam, tym razem już do końca wypowiedziawszy wszystko to, co chciałam. Niby nic, ale dla mnie takie drobne gesty to coś, czego podświadomie pragnęłam.
- Kaneki...- ponownie chciałam go o coś zapytać
- Hm?
Wzięłam głęboki wdech, szykując się na wypowiedzenie pytania. Przez nie mógł się ode mnie odsunąć i nie miałabym za to żadnego żalu.
- Tak pomyślałam... Skoro już mówiłeś o pomocy... A wcześniej o tym, że moja obecność jakoś ci służy... Gdybym znalazła jakąś pracę, to może mogłabym z tobą zamieszkać? Jako współlokatorka. Oczywiście dokładałabym się do wszystkiego! Z tym raczej nie ma problemu... Już i tak mam sporo oszczędności. Zrozumiem, jeśli odmówisz.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Zerknąłem na nią, czując...poczucie winy? Jak mogłem być wcześniej tak głupi by tego nie dostrzec.
- Mogłaś mi wcześniej powiedzieć, może bym ci jakoś pomógł...Choć trochę - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. Nie chciałem by była w tej sytuacji sama, a teraz skoro już wiem na czym stoję postaram się jej pomóc. Tyle ile będę mógł oczywiście.
- Ciekawe jak mógłbyś mi pomóc? - spytała, odwracając wzrok od mojej postaci. Widziałem łzy, które kręciły się w jej oczach, ale nie chciała ich uronić. Podszedłem do niej szybkim i przytuliłem ją do siebie, mocno obejmując. Jej reakcja była bardzo szybko.
- Co ty robisz? - spytała, patrząc na moją twarz, na której widniał szeroki uśmiech.
- Wiem, że może nie jesteś do tego przyzwyczajona, ale to pomaga. Uwierz mi. Dobrze jest mieć osobę, której można się zwierzyć. Postaram się być dla ciebie taką osobą - szepnąłem, delikatnie gładząc ją po włosach. Ona ułożyła swoją głowę na moim ramieniu bez jakichkolwiek zbędnych słów. - Jeśli chcesz też mogę ci opowiedzieć coś o sobie, czego jeszcze nikomu nie mówiłem. Wtedy będziemy kwita.
Dziewczyna chętnie się zgodziła.
- Kiedyś studiowałem japońską literaturę na Uniwersytecie Kamii. Byłem małomówny i bardzo nieśmiały. Moja matka zmarła z przepracowania, dając pieniądze mojej ciotce, a ja zostałem oddany do innej rodziny, ale oni wcale się mną nie interesowali.  Ostatnie na co miałem ochotę była rozmowa z kimkolwiek. Chciałem tak trwać w nieskończoność - w ciszy. Sam ze sobą... Odkąd spotkałem Hide nieco się zmieniłem chociaż on nadal nie wie czym się stałem. Po paru miesiącach spędzonych w Anteiku porwał mnie Jason i wtedy pomiędzy ghulami i Gołębiami wybuchła cholerna wojna.
- A co tu robiłeś w tym czasie?
- Ja? Byłem przywiązany łańcuchem do krzesła i torturowany przed tego potwora. Odcinał mi codziennie palce, będąc zdumiony moją szybką regeneracją. Codziennie przychodził i wszystko powtarzał, będąc zadowolony z moich krzyków. Najgorsze było to gdy wprowadził do mojego ciała jakiegoś robala...
 Rize zjawiała się w moim umyśle mówiąc jaki to jestem słaby i wciąż wyzywając moją matkę od najgorszych i tych którzy nie mają racji. Właśnie wtedy - zawiesiłem głos, a moje serce zaczęło szybciej bić - Właśnie wtedy zjadłem Jasona i dołączyłem do tak znienawidzonej przeze mnie organizacji - spojrzałem na zdziwioną dziewczyną - Tak, byłem w Drzewie Aogiri. Chciałem być silny by uchronić tych na których mi zależy. I udało mi się to, choć wszystko się zmieniło od tamtego czasu. Ayato jest nadal zły, że ich zdradziłem, ale tak naprawdę wcale nie byłem jedynym z nich. - skończyłem, rozdrapując najgłębsze rany, które dopiero co się zagoiły. Dlaczego to tak bardzo boli?
<Mea?>

sobota, 19 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Czułam, jak moje policzki dosłownie zajęte zostały przez gorącą czerwień. Na jego pytanie o tym, jak się czułam- przyłożyłam dłoń do miejsca bytowania jeszcze bolącego siniaka. Ale o ile wczoraj rwał jak najęty, to teraz ból zdawał się odzywać z bardzo daleka. Czy możliwe, że chłopak zobaczył tę skazę, kiedy przenosił mnie do sypialni...? Uśmiechnęłam się pod nosem, a grymas ten był szczery, nie należał do tych wyrobionych przez lata gestów godnych najlepszej z aktorek teatralnych.
- Więc... Widziałeś?- zapytałam nieśmiało
- No tak jakoś samo wyszło.
Westchnęłam cicho. Może jednak ukrywanie tego całego bagna, w którym tonęłam przez kilkanaście lat, było błędem? Zwłaszcza, że... Zaufałam temu jasnowłosemu jegomościowi, który pewnie przeszedł tyle co ja, a nawet więcej. Do tej pory dusiłam w sobie wszystko, nagle zapragnąwszy po prostu wygadać się. Wśliznęłam się do pomieszczenia, siadając na drewnianym taborecie.
- Tak w sumie to dlatego poprosiłam o to, żebyś mnie przenocował- popatrzyłam na swoje dłonie, które raz zaciskałam, raz rozkładałam- nie wytrzymałam. Miałam wrażenie, że jeszcze dzień, może dwa, a wysiądę. Ot tak... Po prostu nie dam już więcej rady. Piętnasta dzielnica... ojciec... Tam jest tak, że każdy, bez względu na wszystko ma być żołnierzem. Jeśli nie daje rady na tych "treningach", a raczej walkach jak te psów, po prostu ginie. Przez tamten tydzień tato... nie, potwór... zmuszał mnie do "ćwiczenia" z najgorszymi typami... A ten siniak...- poczułam, jak słona łza spłynęła po moim policzku- Tato... Ja...
Zacięłam się. Co miałam powiedzieć? Że szalałam ze strachu o własne bytowanie? Że Gołębie przy piętnastej dzielnicy, to pikuś? Ech... Jaka ja jestem głupia...

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Kątem oka dostrzegłem, że dziewczyna zasnęła na kanapie. Przyjrzałem się jej spokojnej twarzy i podszedłem do niej bliżej by po chwili wziąść ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Po paru krokach byłem już na miejscu i ułożyłem ją delikatnie na łóżku od razu przykrywając ją kołdrą.
– Dobranoc, wojowniczko... – szepnąłem i w drodze do kuchni zgasiłem światło i w pokoju zapanowała kompletny mrok.
~~~
Otworzyłem oczy od razu rozglądając się wokół mnie. Podniosłem się z kanapy, zrzucając swój koc na podłogę. Przetarłem bolący kark i oberzałem się przez ramię, sprawdzając czy dziewczyna śpi. Spała jak zabita zakopana w kołdrze po uszy. Muszę przyznać, że jest to dość...słodkie. Uśmiechnąłem się na ten widok i ruszyłem do kuchni od razu robiąc sobie kawę i po drodze rozsypałem cukier, ale nie mówmy o tym... Ubrałem na sobie czarną bokserkę i przeczesałem włosy by wyglądać dość normalnie.
– Nie śpisz już? – usłyszałem głos i w tym momencie uderzyłem się w szafkę.Podniosłem się szybko z sykiem i rozmasowałem bolące miejsce.
– Jak widać wstałem, ale się chyba się do końca nie obudziłem – odparłem do towarzyszki, która stała w drzwiach.
– Dlaczego mnie przeniosłeś?
– Tak słodko spałaś, ale też chciałem żeby ci było wygodnie. Jak się czujesz? Lepiej? – no tak, nie wspomniałem, że nałożyłem jej maść na miejsce rany, by szybciej się zagoiła. Na razie nie będę pytał o szczegóły. Chyba mi jeszcze nie ufa.
<Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

   Podczas nieobecności Kanekiego, próbowałam ułożyć tamte wszystkie wydarzenia w jedną, spójną całość. Co, nawiasem mówiąc, było zadaniem godnym geniusza w kombinowaniu. W tej całej burzy najbardziej zastanawiało mnie to, jak ojciec zareagował- agresją, wręcz przybrał postać bestii, wyżywając się na mnie za moją nagłą zmianę, a także za jego własne porażki. Najpierw syn, teraz córka. Spodziewałem się po tobie czegoś więcej, Meo- jego słowa odbijały się echem w mojej pamięci.
   Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy jednoznacznie świadczące o tym, że mój współlokator opuścił łazienkę. Sięgnęłam po kubek wypełniony ciemną cieczą, od razu upijając łyk letniego napoju. Był jak te eliksiry z książek fantasy, odpędzał wszelkie myśli, pozostawiając jedynie ten słodko-cierpki posmak. Spojrzałam w prawo. Na widok półnagiego jasnowłosego kawa poleciała "nie do tej dziurki", wywołując desperacką falę skurczów płuc. Odłożyłam kubek, kładąc ręce na szyi, jakby miało to jakoś pomóc. Wzięłam głębszy wdech, powoli opanowując sytuację. No nieźle... Tylko dlaczego aż tak zaskoczył mnie widok nagiego torsu? Przecież Hae ciągle tak paradował... Tyle, że Kan nie był moim bratem, obaj nie mieli żadnych wspólnych cech. Zwróciłam wzrok ku ekranowi telewizora, próbując skupić uwagę na kolorowych obrazkach składających się na jakąś kiczowatą komedię. Wierzchem dłoni otarłam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Sytuacja opanowana. Korzystając z okazji, że zajął fotel- położyłam się, opierając głowę o podłokietnik tak, że miałam swobodny widok i na film, i na ghula. W bezwarunkowym odruchu, jak to zawsze robiłam u siebie w mieszkaniu, podkuliłam lewą nogę, układając ją na prawej. Na ekranie jakiś strażnik składał rodzince śmiałe propozycje w zamian za przepuszczenie ich. Chyba mieli cały wóz obładowany narkotykami... Ziewnęłam cicho, a powieki coraz bardziej ciążyły. Może powinnam już iść spać... Trzepnęłam palcem niesforny loczek, wciąż opadający mi na twarz. Kiedyś zetnę te włosy, przysięgam.
     Popatrzyłam jeszcze na mojego, jakby nie patrzeć, towarzysza. Potem Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia, choć wiedziałam, że to troszkę kłopotliwe... W końcu zajęłam kanapę, przysypiając na niej. Ale to w sumie lepiej, niech Kaneki śpi u siebie w pokoju... Poprawiłam się jeszcze, już ostatecznie zapadając w sen.

<Kaneki? I przysnęła. Nie ma spania na kanapie! xD>

piątek, 18 marca 2016

Od Kanekiego – Cd. Mey

Zarumieniłem się lekko na jej słowa. Po prostu nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy nie reagować na jej słowa.
– Uważam to za komplement z twojej strony – powiedziałem i potarłem swój podbródek prawą ręką. Usiadłem na poprzednim miejscu wpatrując się w ekran telewizora, w którym nie leciało nic godnego uwagi. Wyłączyłem urządzenie i ruszyłem do kuchni, by zrobić sobie kawę.
– Chcesz pić? – spytałem zza rogu.
– Jasne.
Przyrządzenie napoju nie zajęło mi wcale dużo. Złapałem dwa ucha kubków i zacząłem iść powoli w stronę salonu próbując się nieprzerwócić. I udało mi się. Z ulgą odłożyłem je na stolik, uśmiechając się przy tym lekko.
– Dziękuje – usłyszałem słowa dziewczyny z lekkim opóźnieniem. Spojrzałem na nią spod przymróżonych powiek i zaśmiałem się sam z siebie. Zaczesałem jedną ręką włosy do tyłu, upijając łyk gorącej cieczy. Oparłem się wygodnie przesuwając wzrokiem po szafce, na której znajowały się miliony książek.
– O czym tak rozmyślasz? – spytała mnie Mea, odkładając swój kubek na stoliczek i zwróciła swój wzrok w moją stronę.
– O niczym ważnym. Niezaprzątaj sobie głowy takimi pytaniami. To nie jest warte – powiedziałem. Po co ktoś się przejmuje takim mieszańcem jak ja? Chodź muszę przyznać, że dziewczyna była jedyną osobą, której zaufałem i chciałem sprawdzić by jej życie choć trochę stało się weselsze... Uśmiechnąłem się do siebie, czując na sobie wzrok dziewczyny.
– Dobra, pójdę się umyć. Tak jest moje łóżko i przygotowałem ci już czystą pościel, a ja sobie zaraz ogarnę kanapę. – poinformowałem moją wspólokatorkę i ruszyłem do łazienki. Zdjąłem z siebie brudne ubrania wchodząc pod prysznic. Woda przyjemnie muskała moją skórę, zmywając brudy i choć na chwilę zmartwienia tego dnia. Ubrałem na sobie jakieś krótkie, luźne spodenki i wziąłem jeszcze ręcznik by podczas oglądania wytrzeć do końca cieknące włosy. Ruszyłem do kuchni, zamykając po drodze okno i po chwili znajdywałem się w salonie, a dziewczyna z jakiegoś powodu zachłysnęła się kawą... Głupi ja! Jak byłem sam to nie zakładałem koszulki, ale teraz to co innego. Zaśmiałem się nerwowo i usiadłem powoli na fotelu, od razu włączając telewizor z przyzwyczajenia.
<Mea?>

wtorek, 15 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

   Pierwszy raz miałam okazję przyjrzeć mu się tak uważnie, jak tylko na to pozwalają oczy. Zdecydowanie nie wyglądał jak osoba przeznaczona do modelingu... Może kiedyś, ale teraz wyglądał jak ktoś zahartowany i zdecydowanie stworzony do walki, a nie spacerowania po wybiegu. Chociaż... Przyłożyłam kciuk do dolnej wargi, popadając w zamyślenie. Wzrok mój mimowolnie zatrzymał się na jego jasnej twarzy, wciąż zmienionej przez uśmiech.
- Wstań.- nakazałam aż nazbyt poważnym tonem
Sama wykonałam tę czynność, ciągnąc chłopaka za sobą. Stał tak z mocno zdziwioną miną, na co parsknęłam śmiechem. Nie poznawałam samej siebie. Normalnie siedziałabym cichutko i odpowiedziała jednym słowem, ale teraz... śmiałam się, a wręcz dostawałam głupawki. Czy możliwe, że to on tak na mnie działał? Mea, zbyt dużo myślisz, skarciłam się w duchu, a zwłaszcza o Kanekim. Przecież niedawno go poznałaś. Obeszłam jasnowłosego dookoła, uważnie śledząc każdy szczegół jego ciała, jakbym miała widzieć go teraz po raz ostatni. Gdy stałam przodem do jego pleców, jakiś głos gdzieś w głębi mnie wrzeszczał, bym zbliżyła się do niego, przytuliła i znów poczuła ten przyjemny, ostry zapach, który przyprawiał mnie o zawrót głowy. Żałosne, co? Zamiast tego, wróciłam do tej "normalnej" pozycji i popatrzyłam mu prosto w oczy, unosząc kąciki ust. Swoje dłonie trzymałam za plecami, ściskając lekko palce lewej, tymi prawej.
- Jakoś nie widzę cię w sukience, wiesz?- zaśmiałam się cicho- No i do tego w szpilkach.

<Kaneki?>

poniedziałek, 14 marca 2016

Od Kanekiego – Cd. Mey

– Matko, jaka ty jesteś uparta... – powiedziałem to bardziej do siebie, nie chcąc urazić dziewczyny.
– Co?
– Przecież ja cię nie wyganiam, a twoja obecność nawet mi służy. Może wreszcie nie będę taki samotny – powiedziałem z lekkim uśmiechem i spojrzałem na nią szybko. Przełączyłe na jakiś program odkładając pilot nie chcąc już się bawić w przerzucanie kanałów.
– Jak na razie to muszę wrócić po swoje ciuchy, bo twoje są dość... Duże – odparła, siadając nieco wygodniej i wtedy zauważyłem dość dużego siniaka na jej ciele. Nie chciałem być nachalny, więc po prostu nie pytałem o nic. Odwróciłem dyskretnie głowę.
– Zaproponował bym ci, że pójdę z tobą, ale chyba braciszek nie był by z tego zadowolony, nie? – zaśmiałem się na własne słowa wspomniając sobie minę brata Mei, gdy po raz pierwszy mnie ujrzał. Nagle zacząłem się śmiać, wspominając coś co stało się dość niedawno.
– Z czego ty się śmiejesz? – dziewczyna spojrzała na mnie rozbawiona.
– Coś mi się przypomniało. Jakaś pani zebrała ze mnie miarę z powodu przedstawienia, powiedziała że gdybym był dziewczyną miałbym idelane wymiary na modelkę.
– Serio? – Mea wybuchła śmiechem, po chwili się lekko uspokajając.
– Teraz by już tak pewnie nie powiedziała. Po tych wszystkich treningach z Yomo... Ale nadal się zastanawiam, dlaczego mi tak powiedziała? Co ona chce od mojej budowy ciała? – spytałem Mei poprawiając swoją bluzkę, na której widać było teraz ślady mięśni brzucha.
<Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Może to nieco nietypowe, ale poczułam się tu tak, jak w tym pierwszym domu, daleko poza granicami Japonii. Eh... Nawet nie wiedziałam, czy mama (która została gdzieś w Europie) żyje, czy jednak ktoś postanowił po prostu ją wyeliminować. Jakimś cudem udało mi się zmyć to całe świństwo z twarzy i niektórych części ciała. Przed wyjściem z łazienki, jeszcze przelotnie popatrzyłam na wrak żywej istoty, widocznej w lustrze i na wielkiego siniaka zdobiącego jakąś jedną-czwartą powierzchni brzucha. Skrzywiłam się na samo wspomnienie przyczyny bolesnego odbarwienia skóry. Wygładziłam jasny materiał zdecydowanie za dużej koszulki.  Zapach proszku do prania, chłopaka i mój własny stworzyły dość przyjemną mieszankę, troszkę słodką. Chyba już po raz dziesiąty poprawiłam rękaw, który uporczywie opadał na prawo, odsłaniając przy tym nagą skórę oraz część ciemnego stanika. Postanowienie na najbliższe dwadzieścia cztery godziny? Powrót po własne ubrania. Weszłam do salonu, skąd wydobywały się mechanicznie brzmiące głosy, na pewno należące do ludzi. Kaneki siedział na kanapie, przeskakując z kanału na kanał. Tak po prostu. A ja stałam jak głupia, całkowicie oddając się narastającemu skrępowaniu. Przeklęta kobieca natura i wyrobiona powściągliwość, odzywająca się w każdej możliwej sytuacji. Wszystko uleciało ze mnie, kiedy zaczął się śmiać. Złapałam dolne krawędzie białego materiału i w miejscu zatoczyłam koło, jakbym miała na sobie wykwintną suknię od jakiegoś znanego projektanta.
- No co? Jest idealna!- zaśmiałam się, jednocześnie prychając, kiedy niesforne loki zakryły mi pole widzenia. Odgarnęłam je, przywołując uśmiech na twarz- A tak ogólnie to dziękuję. Za wszystko, bo naprawdę sporo się tego nazbierało.
Przycupnęłam obok niego na wygodnym meblu. Uniosłam palec wskazujący, gestem tym zakazując mu mówienia.
- I postaram jak najszybciej znaleźć coś własnego, nie chcę być dla ciebie ciężarem.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Zamyśliłem się, powoli odwracając się w stronę dziewczyny. Czyżby chciała uciec przed swoimi problemami? Też tak kiedyś robiłem, ale nie było to dobre w skutkach.
- Jasne, pokoju może wolnego nie ma, ale w moim pokoju jest kanapa...Nic mi się nie stanie jak pośpię na niej przed kilka dni - odparłem z lekkim uśmiechem i poprawiłem swoją opaskę medyczną, która lekko zsunęła się z mojego oka.
- A-ale... - zaczęła, ale zatkałem jej szybko usta.
- Żadnego ale. Ja już postanowiłem i koniec kropka. Już dzisiaj możesz u mnie spać, choć nie wiem czy będzie to dla ciebie komfortowe - odparłem, a ona uśmiechnęła się odwracając swoją zarumienioną twarz.Zaśmiałem się z jej reakcji, ale udałem, że nic nie zauważyłem.
~~~
Weszliśmy wieczorem do mojego królestwa, które muszę przyznać nie było za bardzo ogarnięte.
– Sorki, za bałagan ale nie miałem czasu posprzątać. Tutaj będziesz spać – wskazałem na swoje łóżku znajdujące się przy ścianie. Pokazałem jej jak mniej więcej jest tu wszystko rozmieszczone i pokazałem gdzie może schować ewentualnie ubranie. Na zewnątrz było już ciemno i nie można było nawet nigdzie iść. Uta wszystko odwołał za co mu dziękowałem. Dziewczyna poszła się myć, a ja rozłożyłem się na kanapie od razu włączając telewizor. Mea wyszła z łazienki ubrana w moje nieco duże ubrania, na co się zaśmiałem, a ona patrzyła na mnie tylko, chyba chcąc mi coś powiedzieć.

<Mea? >

niedziela, 13 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Uśmiechnęłam się lekko, patrząc przed siebie. Na sto procent, gdybym popatrzyła teraz na jasnowłosego, zrobiłabym się cała czerwona. Zdecydowanie nie przywykłam do tego, że ktoś miałby mnie za czyjąś partnerkę, to był kosmos. Dosłownie. Ostatnio wszystko mnie zaskakiwało. Od maleńkich rzeczy, aż po najbliższe mi osoby- brata i ojca, z czego ten pierwszy ulotnił się gdzieś i nie widziałam już go dobre dwa dni. Ręce trzymałam za sobą, dodatkowo ściskając dłonie w stalowym uścisku, taki odruch podczas sporego stresu. A jednak siła powoli słabła, wraz z każdą kolejną minutą przebywania w towarzystwie Kanekiego, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Czyżbym naprawdę znalazła kogoś, komu mogłam zaufać? Przy kim nie musiałam ukrywać się pod maską idealnej, wiecznie zgodnej dziewczynki? Dopiero teraz zauważyłam coś nietypowego, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało- czarne i szare plamki, które co jakiś czas pojawiały się przed moimi oczami, jakby zwiastun czegoś złego. Ponownie zignorowałam fakt ich istnienia i zebrałam się w sobie, by kontynuować rozmowę.
- Uta to... Uta. Zawsze, kiedy coś zobaczy, to swoje dopowie, coś wymyśli... A później stwarza o tym historie takie, jak ta o tym, że niby jesteśmy razem.
- Racja...
Zaczęłam się szczerze śmiać, na co on mi zawtórował. Jednak zawsze coś dobrego musiało się skończyć. Szukałam go, tak szukałam, bo miałam pewną sprawę... Może małą, może dużą... Sama nie wiem, jakiej wagi, bo każdy postrzegał ją w inny sposób. A lepiej było zapytać teraz, kiedy atmosfera zrobiła się niezwykle lekka.
- Kaneki...- zaczęłam niepewnie, w duchu wymieniając zalety i wady tego, co mnie nurtowało- Znalazłoby się u ciebie... albo w Anteiku miejsce... tak dla mnie... na kilka dni...?
Ucieczka od problemów? Owszem. Potrzeba wypoczynku? To pewne. No i dochodziła do tego cicha desperacja.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Zaczerpnąłem dużo powietrza, by móc wyczuć zapach istoty, która zasłoniła mi oczy.
- Po tak pięknym zapachu mogę wywnioskować, że to Mea - odparłem bez zastanowienia. Odwróciłem powoli oczy widząc wymienioną wcześniej dziewczynę. Uśmiechnąłem się do niej lekko, a ona po chwili usiadła obok mnie.
- Niedawno cię widziałem, a już się zmieniłaś. Ale wcale nie na lepsze...Wyglądasz jeszcze gorzej niż ostatnim razem - mówiąc to włożyłem jej kosmyk włosów za ucho. Chociaż teraz mogłem zobaczyć dokładniej jej wzrok. Westchnąłem wkładając zakładkę w książkę i odłożyłem ją na bok poświęcając teraz swoją uwagę Mei.
- Przesadzasz. Wszystko jest okey. Naprawdę - powiedziała, wymuszając na swojej twarzy uśmiech. Wiedziałem, że kłamię ale postanowiłem jak na razie nie drążyć tego tematu.
- Dobrze niech ci będzie. Może się przejdziemy, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać? - spytałem, wstając powoli z ławki. Ona spojrzała na mnie zdziwiona, gdy wystawiłem w jej stronę rękę w celu pomocy. Uchwyciła ją niepewnie i po chwili szliśmy przed siebie rozkoszując się piękną pogodą. Nagle mój telefon zaczął grać rockową piosenkę sygnalizując, że ktoś do mnie dzwoni.
- Halo?
- Masz być dzisiaj wieczorem w Anteiku i możesz zabrać ze sobą swoją dziewczynę. Jak przyjdziecie to się dowiesz o co chodzi, ale to będzie najbardziej wyczerpujący trening w twoim życiu.
- Po pierwsze to nie jest moja dziewczyna. Po drugie nie wiem czy mam się cieszyć, czy bać...
- Jak przyjdziesz to zobaczysz. Dobra ja kończę. Siemka.
Rozłączyłem się szybko.
- Twoja dziewczyna? - Mea spojrzała na mnie kątem oka.
- Uta nazwał cię "moją dziewczyną" - zaśmiałem się nerwowo i potarłem swój kark. Ja mu dzisiaj chyba krzywdę zrobię.
<Mea?>

czwartek, 3 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Fioletowowłosego mężczyznę postanowiłam traktować tak, jak dorosłych przystało- z wręcz książkowym szacunkiem. Lekko uśmiechnęłam się, kiedy musnął ustami zewnętrzną stronę mojej dłoni. Łaskotało. Słyszałam o Smakoszu, chyba wszystkie ghule znały osobnika ochrzczonego tym mianem. Kaneki szybko mnie przedstawił, nie dając mi szansy, bym sama to zrobiła. Chociaż... Może tak właśnie było lepiej? W kieszeni płaszczyka coś zaczęło wibrować, by po ułamku sekundy grać jeden z tych spokojnych kawałków granych na studniówkach. Zawsze zapominałam go zmienić. Przeprosiłam chłopców i odeszłam kawałek dalej. Gdy odebrałam- od razu ojciec zasypał mnie gadaniem o tym, że nie powinnam wychodzić z byle kim na miasto i gdzie ogólnie byłam. Szczerze nie cierpiałam tego, jak prawił mi morały, ale musiałam to jakoś wytrzymać. W końcu Mea to grzeczna i posłuszna córeczka, którą sam kreował na maszynę do zabijania. Ale takie coś jak szkolenia było normalne w piętnastce, ba to realia, którym każdy musiał się podporządkować- inaczej to ciebie wyeliminowywali z gry. To po części dlatego tak chętnie zgodziłam się na spędzanie czasu z białowłosym, wszystko, żeby wyswobodzić się ze szponów brutalnej codzienności. Westchnęłam cicho, ponownie przytakując ględzącemu tatusiowi. Mógłby czasem przystopować, naprawdę. Ostatecznie skończyło się na pożegnaniu i informacji, że już po mnie jechał. Odłożyłam aparat do kieszonki. O dziwo Ken wraz z Tsukiyamą nadal stali w tamtym miejscu, w którym ich zostawiłam. Cóż... Miła niespodzianka, naprawdę. Wróciłam do nich, od razu przepraszając za wszystko. Już chciałam uprzedzić ich, że musiałam się zbierać, kiedy na krawędzi ulicy zatrzymało się czarne auto marki BMW. Eh... Zostawić faceta na jeden dzień, a już zmienia auto. Ulotniłam się, wracając do ojca.
~*~
Minął tydzień spędzony na siedzeniu w domu, nauce i karnych treningach. Byłam wykończona, prawie padałam na twarz, ale oczywiście tatusia to nie obchodziło. Na całe szczęście szlaban już minął i mogłam wyjść na "świeże" powietrze. Śniegu już prawie nie było, a świat wydawał się być zupełnie inny. Popatrzyłam na swoje odbicie w telefonie. Upiór, a nie dziewczyna. Cienie pod oczami i na powiekach, nawet chyba troszkę schudłam... A wszystko to rano zakryłam pod delikatnym, wodoodpornym makijażem, by nikt się nie zorientował co ewentualnie dzieje się w mojej rodzinie. Teraz wyglądałam... Chyba normalnie, głównie dzięki tonerom. Pierwszy raz od dobrych paru lat sukienkę zastąpiłam jeansami i jedwabną bluzeczką, na którą narzuciłam kurtkę. Buty? Czarne, lekkie kozaki. Włosy spięłam w kok. Heh... Nowa ja, można powiedzieć. A jednak w głębi serca wiedziałam, że to tylko chwilowa odskocznia i, że chyba nie dałabym rady aż tak bardzo się zmienić. Weszłam do parku, gdzie pary i grupy to ludzi, to ghuli wybierały się na spacery. Gdzieś w oddali mignęła mi znajoma, biała czupryna. Powoli zakradłam się do siedzącego na ławce Kanekiego. Wykorzystałam fakt, że chyba mnie nie zobaczył, bo nos miał w jakiejś książce i zaszłam go od tyłu, delikatnie zakrywając jego oczy swoimi dłońmi.
- Zgadnij kto!- zdobyłam się na chichot

<Kaneki?>

wtorek, 1 marca 2016

Od Kaoru

Przeciągnęłam się na ławce w parku. Było już około północy, ale ulice Tokio nadal były ruchliwe. Siedziałam samotnie, od czasu do czasu ziewając. Obserwowałam otaczającą mnie dzielnicę. Nałożyłam nogę na nogę i przyglądałam się ludziom, którzy jak najszybciej starali się dotrzeć do swoich bezpiecznych domów. Uśmiechałam się lekko na ich widok. Jakaś zakochana para przechodziła niedaleko mnie. Zaczepiłam na chwile na nich wzrok. Tak słodko razem wyglądają, jestem ciekawa, co by było gdyby jednemu z nich coś się stało... Odrzuciłam od siebie tę myśl, w końcu aż taka podła to ja nie jestem. Takie siedzenie znudziło mi się, więc ruszyłam przed siebie. O tej porze raczej do żadnej kawiarni nie pójdę... Odgarnęłam włosy, spadające na zdrowe oko i pewnym krokiem ruszyłam za tłumem. Wyjęłam z torby słuchawki i puściłam sobie muzykę. Nadal rozglądałam się po przechodzących sylwetkach. Każdy gdzieś się śpieszy, jest zdenerwowany, nie rozumiem. Nie chciało mi się liczyć, ile razy ktoś mnie potrącił. Znudzona postanowiłam wrócić do swojego pokoju. Przed sobą miałam jeszcze kawał mozolnej drogi. Zamyśliłam się przez chwilę i jak zwykle potknęłam o własne nogi. Jednak tym razem się nie przewróciłam. Z minutą na minutę ulice pustoszały, a ruch na drodze nadal nie malał. Zbliżałam się do apartamentu, gdzie miałam swój pokój. Było dosyć tanio i nawet znośnie. Właściwie ja rzadko tam przebywam. W końcu po męczącej podróży doszłam do "domu". Mały pokoik, kuchnia, której nie używam i łazienka. Skoczyłam na łóżko nawet nie zdejmując ciężkich butów, Zapowiada się nudna noc. Kolejna. Czemu tutaj nic się nie dzieje? Zaplotłam ręce nad głową i zaczęłam patrzeć się na sufit. Obudziłam się o 9 rano. Leniwie zsunęłam się z łóżka i wypiłam kawę. Siadłam przy oknie i zaczęłam rysować wróbla, który siedział na słupie naprzeciwko mnie. Skończyłam szkic, gdy ptak odleciał zostawiając mnie samą. Zrobiłam głupią minę do lustra i wyszłam z pokoju. Może spotkam dziś coś ciekawego? Zamknęłam drzwi na klucz i wyzbyłam z apartamentu. Ludzie mijający mnie na ulicy znowu się gdzieś spieszyli. Jednak to nie ci sami co ostatnio. Poznałabym ich zapach, gdyby byli to ci sami. Z ich zapachu wynikało, że w pobliżu nie ma żadnego ghoula. A szkoda, mogło by być ciekawie... Westchnęłam. Może zapiszę się do szkoły? Albo znajdę pracę? Nie będzie mi się aż tak nudzić. Zaczęłam rozmyślać minusy i plusy moich decyzji. Naglę poczułam wyróżniający się zapach. Nie człowiek, gdzieś w pobliżu jest ghoul! Ruszyłam w stronę przyjemnego zapachu.
<Shuu Tsukiyama?>

niedziela, 28 lutego 2016

Od Kanekiego - Cd. Mey

Wsłuchiwałem się w jej melodyjny głos, próbując uspokoić szalejące serce. Nie mogłem uwierzyć, że wszystko to co znajdywało się wokół mnie było zrobione przeze mnie. Wstałem powoli z klęczek trzepiąc swoje włosy, z których wyszła chmura kurzu.
- Lepiej wracajmy, bo jeszcze przyjdzie ich więcej - powiedziałem i ruszyliśmy do wyjścia, jak gdyby nigdy nic. Chciałem już mieć to za sobą, wolałbym umrzeć. Westchnąłem patrząc ukradkiem na dziewczynę, której wzrok był utkwiony w jakiś punkt daleko przed nami.
- A po drodze to dzięki za to, że poświęciłaś mi swój czas. Choć twój brat chyba mnie za bardzo nie lubi i pewnie nie chcę być miała ze mną cokolwiek wspólnego. Nie dziwie mu się. Gdybym był na twoim miejscu nawet bym nie podszedł. Zawsze komuś narobię jakiś kłopotów, choć plusy są takie, że umiem ten problem naprawić - odparłem, patrząc na chodnik pokryty śniegiem. Zrobiłem kilka kroków przed siebie i stanąłem patrząc w głąb ulicy. Nikogo wokół nie było, tylko bezpański pies, który szukał jakiegoś jedzenia w pobliskim kontenerze. Wszystko mi się przypomniało.
Sowa, walka z Gołębiami, Anteiku, który potem odbudowaliśmy...Moja "śmierć". Wszyscy wyszli z tego cało, choć nie spotkałem jeszcze Tsukiyama...Zachowywał się wobec mnie trochę, jakby to ująć, obsesyjnie. Nie był jakiś niemiły, choć czasem umiał człowieka zdenerwować, ale jest lojalny wobec swoich przyjaciół i to jako jedyny próbował mnie powstrzymać przed pójściem na pewną śmierć. Weszliśmy do uliczki, która była skrótem do serca parku i nagle przed oczami śmignęła mi znana fioletowa czupryna.
- Kaneki, mój przyjacielu - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. Odwzajemniłem lekki uśmiech, czując że stał się jakiś inny. Nie mogłem w to uwierzyć. Tsukiyama był uległy...
- Kim jesteś? - spytała Mea
- Twe słowa są jednocześnie urocze, płynne i delikatne niczym sernik oraz tak niepokojące, że przeszywają me serce... cóż, nawet nie wiem jak smakuje sernik.- odparł, patrząc na nas.
- To jest Shuu Tsukiyama, choć możesz go znać jako Smakosz...Choć nie sądzę by był nim już w tylu procentach co kiedyś - powiedziałem, stając pomiędzy nim. Mea uśmiechnęła się do niego, wyciągając w jego stronę rękę, którą on ucałował. Normalnie dżentelmen od siedmiu boleści.


<Mea?>

Kaoru Miwa


Shuu Tsukiyama


poniedziałek, 22 lutego 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Zostałam na piętrze, kiedy Kaneki zniknął wraz z gruzami i większą częścią grupy Gołębi. Tumany kurzu z cegieł i betonu wzbiły się w powietrze, tworząc barierę, której nie dało się przekroczyć. Kaszląc, udało mi się na ślepo ubrać maskę, bym nawet teraz nie została zidentyfikowana. Wtedy czekałby mnie stryczek z drutu kolczastego. Kagune aktywowało się samo, a powiadomiło mnie o tym dziwne mrowienie w plecach. Jeśli chodziło o moją broń, to nie tylko była ona hybrydą, ale też miała maleńki... defekt. Czasami uniezależniała się ode mnie i sama wybierała sobie cele, atakowała... Tak też stało się tym razem. Ani się obejrzałam, a fala błękitnych pocisków zaczęła przebijać mgłę. Chyba nigdy nie zapomnę tych przeszywających serce wrzasków... Aż sama poczułam ból. Nie... Nie należał on do tych psychicznych, wwiercających się w głuchą podświadomość. Bolało. Bardzo. Metaliczny zapach ludzkiej krwi zmieszał się z nowym dla mnie zapachem- bardzo słodkim i wyraźnym. Uśmiechnęłam się pod nosem. A więc to tak jest, jak się obrywa, co?- pomyślałam. Patrzyłam jeszcze, jak mające własną wolę Rinkaku dosłownie rozrywa jakąś kobietę w bieli na pół. Trysnęła posoka, brudząc zarówno mnie, jak i najbliższe otoczenie. Westchnęłam cicho, powoli wycofując się z pola bitwy. Już nie było inspektorów, zabawki się popsuły, jaka szkoda... Ale... Gdzie się podział Kaneki? Zeskoczyłam przez wyrwę w podłodze na niższe piętro, lądując z sykiem. Co jak co, rany były nieprzyjemne. Eh... Może braciszek miał rację i błędem było zadawanie się z białowłosym osobnikiem? Przytrzymywałam się za ramię, po części by ukryć szarpany uraz, po części by zatamować krwawienie. Jeszcze tego by brakowało, żeby zaczął się nade mną użalać, czy coś w tym stylu. I mógł mnie zaatakować. Zręcznie omijałam trupy, jakbym pokonywała kolejne odcinki krętej, leśnej dróżki. Moje starania i tak spełzły na niczym, bowiem całe ubranie roiło się od czerwonych kropek, zaś dół stroju wyglądał jak skąpany w tymże kolorze. Jedyny żywy potrącił mnie, kiedy uciekał. I znów lśniące dziecię postanowiło urządzić samowolkę- przebiło osobnikowi brzuch. Skrzywiłam się, odzyskując kontrolę. Kan panicznie cofnął się, zapewne pod wpływem emocji wywołanych masakrą. Nieco mocniej zacisnęłam palce, aż skóra zrobiła się chorobliwie blada. Kucnęłam przed chłopakiem, uśmiechając się niemo. Odpięłam swoją maskę, która upadła na podłogę z głuchym trzaskiem. Metal, nic nie powinno się jej stać. Zręcznym ruchem przytuliłam jasnowłosego, prawą dłonią delikatnie głaszcząc go po głowie. Niech mnie ktoś zabije, rozkleiłam się przy osobie, którą ledwo co znałam. No i sam mógł mnie odrzucić od siebie, wyzwać od wariatek.
- Już dobrze.- wyszeptałam kojąco- Już koniec...

<Kanekiii?>

niedziela, 21 lutego 2016

Od Kanekiego - Cd. Mey

Odwróciłem dziewczynę w swoją stronę, uśmiechając się przy tym lekko.
- To nie twoja wina, lecz moja. Zaufałem jej, byłem w tamtym momencie bardzo naiwny. Może gdybym nie był takim idiotą wyczułbym, że jest coś nie tak. Ruszyliśmy przed siebie po chwili wchodząc do jakiegoś starego magazynu. W środku było jasno i bardzo czysto jak na opuszczony budynek. Usiadłem na jednej ze skrzyń czując dziwną woń.
- Kaneki, co jest? - spytała mnie, gdy moje oczy lekko się rozszerzyły. Docierało do mnie, wiele woni krwi ghuli. Dochodziły ze wszystkich stron i nie mogłem wydusić z siebie słowa. Siedziałem tak czując jakieś dziwne uczucie w brzuchu. Spojrzałem na nią, odsuwając się lekko. Nagle z jednych drzwi wyszło dwóch dorosłych mężczyzn z walizkami w ręku. Spojrzałem na nich zdziwiony, zakrywając ręką  aktywowanego kakugana - niestety nie umiałem nad nim panować. Przyjrzałem się im uważniej, widząc na ich rękach pełno krwi, znajdywała się także na ich ubraniach. Nikt się nie ruszył, wymieniając się tylko spojrzeniami, ale nagle osobnicy skoczyli na nas, a ja wylądowałem na ścianie, nie mogąc zapomnieć o moim głodzie, a czułem że jedzenia tutaj pod dostatkiem...Odbiłem się od ściany lądując na najwyższych kartonach i patrząc na nich z góry. Nagle wszystko pode mną się zawaliło, a ja runąłem na ziemię.
Nie wytrzymam...Nie umiem panować nad Rize...
Zacząłem się podnosić, chichotać i oblizywać wargi. Z mojej twarzy nie znikał morderczy uśmiech z ujawnionymi zębami. Rozglądałem się nerwowo, niczym wygłodniały wilk. Oni nie ruszając się z miejska przyglądali mi się za zaciekawieniem. Jak gwałtownie odwróciłem głowę, że pewnie pomyśleli, że skręciłem sobie kark. Z jednej sekundzie zniknąłem im z oczu. Podczas gdy jeden z Gołębi dopiero zaczął się obracać, by zerknąć za siebie, ja już tam byłem i uderzyłem go, cisnąc fo na drugi koniec sali. Z niezwykłą prędkością przeleciał ją i uderzył w ścianę. Wpadłem w pewnego rodzaju trans, na zewnątrz wyszła moje druga natura - natura Rize. Miało to swoje plusy i minusy. Plusy, były takie, że stawałem się silniejszy i dużo szybszy. Wzrósł mój poziom zręczności i refleksu, minusy jednak były zbyt poważne, mianowicie nie byłem sobą. Nie odróżniałem przyjaciół od wroga. W tej formie chciałem wszystkich...zjeść. Rzuciłem się na drugiego i w ciągu mrugnięcia byłem przed nim. Wyskoczyłem do niego i nawet nie wylądowałem, gdyż znajdowałem się nad nim, wgryzając się w jego ramię. On skrzywił się z bólu i chciał mnie dorwać ręką, jednak przyłożyłem nogi do jego ciała i wybiłem się w tył wyrywając zębami kawałek mięsa. Pchnięty w tył zawył cicho z bólu, ale stanął na równe nogi, robiąc kamienną twarz. On jak i zarówno jego kolega wpatrywali się we mnie gdy skończyłem jeść. Moje usta i broda ociekały krwią. Gdy skończyłem spojrzałem przed ramię na pozostałych. Wstałem i lekko się zachwiałem. Moje kagune, wszystkie 4 pojawiły się i pulsowały czerwienią jak nigdy.
- Coś jest nie tak - usłyszałem głos jednego z nich, widząc, że miejsce skąd wydobywało się kagune nadal buzowało. Po chwili wystrzeliły jeszcze dwa kagune, lecz nie były takie same jak pozostałe cztery. Jakby opancerzone i ozdobione w szereg zakrzywionych ostrzy.


Całe zgromadzenie cofnęło się o krok. Całemu temu zdarzeniu towarzyszyły dźwięki gruchotania kości i pocierania się o siebie czegoś oślizgłego. 
- Co się do cholery dzieje?!
- Kakuja...
Gołębie czekały na rozwój sytuacji. Spojrzałem przez ramię na jednego nich i rzuciłem się. 
- Jeść! - krzyknąłem, znikając i pojawiając się, raniłem jego ciało, lecz nie zbliżałem się za bardzo. W ciągu następnych chwil męczył się ze mną nie mogąc nic zrobić. Nagle padł martwy u moich stóp, a ja uśmiechnąłem się szeroko gdy jego kolega zaczął uciekać. Już chciałem się na niego rzucić gdy ujrzałem przed sobą jakąś dziewczynę. Oblizałem wargi, ale nagle zacząłem sobie wszystko przypominać. Moja maska jak i kagune rozsypało się. 


Oprzytomniałem. Przede mną stała Mea, a u moich stóp leżał zabity człowiek...Cofnąłem się o krok, od razu upadając na ziemię i patrząc się z przerażeniem wokół siebie...
<Mea?>



środa, 10 lutego 2016

Od Haego - Cd. Belli

W domu nie obyło się bez kolejnej kłótni z ojcem i mną w roli głównej. Mea tym razem, na całe szczęście, wyszła gdzieś i nie musiała słuchać tego naszego darcia się. Eh... Zabiję go kiedyś, przysięgam. Ulotniłem się gdzieś koło południa, kiedy rodzic zaszył się w biurze, gdzieś w centrum miasta. Cholerny zdrajca trzymający z gołębiami. Ubrany byłem trochę inaczej niż zwykle. Trampki zastąpione były nowiuśkimi glanami dziesiątkami, zaś pomięta koszulka- odświętną, białą i do tego wyprasowaną koszulą z krótkim rękawem. Co prawda zostałem w ciemnych jeansach, ale jednak różnice było widać. Wziąłem jeszcze drobiazg dla Bell i raźnym krokiem ruszyłem do niej.
~*~
Wśliznąłem się do jej królestwa jak jakiś ninja, kiedy nie otrzymywałem odpowiedzi na pukanie do drzwi. Zastałem ją w akompaniamencie śpiewu oraz melodii pianina. Torebkę z prezentem, jak i swoją maskę położyłem na stole, sam zaś zbliżyłem się do kochanej istotki. Usiadłem za nią, na krawędzi wąskiego siedziska. Szybko uległem pokusie, przytulając się do dziewczyny. Oparłem się podbródkiem o jej ramię, uśmiechając lekko. Jej słodki zapach przyprawiał mnie o zawrót głowy, zaś kakugan pojawił się samoistnie, w końcu inspektorzy nie mieli tu wstępu, to co miałem się ukrywać.
- Sto lat, kochanie.- wyszeptałem jej o ucha
Oddech mój, muskając jej delikatną skórę, wywołał u niej lekkie dreszczyki. Uśmiechnąłem się na tę reakcję, uwielbiałem tak działać na Dzwoneczka.
- Hae.- szepnęła radośnie
- Graj dalej, jestem grzeczny, nie przeszkadzam.- zaśmiałem się cicho

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Ruszyłam przed siebie, zmuszając się by się nie odwrócić. Po chwili weszłam do sklepu, biorąc po drodze mały koszyczek. Zakupy nie były długie - nie musiałam kupować nic szczególnego. I tak przecież mogłam pić tylko kawę, choć mój organizm tolerował napój jakim była cola czy pepsi. Zawsze obchodziłam urodziny sama wraz ze swoimi pupilami, choć nie tak dawno jeszcze z Amonem. Ale teraz to się na pewno nie stanie.
~~~
Gdy tylko wróciłam do domu postanowiłam wziąć długą kąpiel dla rozgrzania i nawet nie pijąc kawy, położyłam się do łóżka, zmęczona całym dniem. Poduszka była przesiąknięta zapachem mojego ukochanego i szybko zasnęłam, będąc w nią wtulona.
~~~
Dźwięk budzika obudził mnie do takiego stopnia, że spadłam z łóżka. Cudowny początek nowego dnia.
- No trzeba posprzątać, chociaż dzisiaj - powiedziałam do siebie zbierając po drodze swoje ciuchy z podłogi. Może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale nie było tutaj czysto jak w innych pokojach, zwykłych dziewczyn. Spięłam włosy w kok, nawet nie sprawdzając się w lustrze. Nie wiedziałam o której miał przyjść Hae, więc postanowiłam zająć się tym wszystkim już z samego rana. Ogarnęłam dom do połysku patrząc na to wszystko z uśmiechem. Opadłam zmęczona na fotel, ale dopiero teraz uświadomiłam się, że jestem jeszcze w piżamie. Szybko podbiegłam do szafy wyciągając z niej pierwsze lepsze ciuchy. Pierwszy raz ubrałam się wcześniej nie przygotowując swojego stroju. Westchnęłam patrząc na zegarek. Wszystko to zajęło mi niecałe 3 godziny co przyjęłam z lekkim uśmiechem. Szybko się z tym uwinęłam. Zaparzyłam sobie kawę w tym samym czasie karmiąc koty, które już od początku dnia domagały się swojej porcji. Wzięłam do rąk ciepły napar i ruszyłam do salonu, powoli go sącząc.
- Teraz chyba tylko trzeba poczekać - szepnęłam i muszę przyznać, że należałam do osób cierpliwych. Usiadłam przy pianinie uprzednio je otwierając. Była to moja jedyna pamiątka po mamię - kochała ten instrument, tak samo jak ja. Zaczęłam powoli naciskać klawisze, które wygrywały melodię. To ona kojarzyła mi się z moją rodzicielką. Uśmiechnęłam się lekko, siadając bardziej wygodniej na stołeczku.

Po chwili śpiewania, nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł. Poczułam to dopiero gdy ktoś przytulił mnie od tyłu, kładąc swój podbródek na moim ramieniu.
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Coś we mnie pękło, uświadomiwszy sobie, że już więcej mielibyśmy się nie spotkać. Właśnie dlatego powstrzymałem ją chociaż chwilowo przed zniknięciem w labiryncie bocznych uliczek. Nie teraz, kiedy ulokowała się w moim sercu, zajmując tam wiele miejsca. To ona jako pierwsza obudziła we mnie tyle emocji w tak krótkim czasie, to ona zauroczyła mnie i pozwoliła na tak wiele. I... uratowała moją marną osobę od śmierci. Byłem jej dłużnikiem, nie mogłem zostawić jej od tak, nie dałbym rady. Nie wiem co miałem teraz zrobić. Zatrzymanie jej wyszło tak samo z siebie, było jedynie bezwarunkowym odruchem. Jednak to, co zrobiłem potem już nie należało do czynności, które ode mnie nie zależały. Puściłem ją, wkładając dłonie do kieszeni. Pochyliłem się i po raz kolejny złączyłem nasze usta w pocałunku. Co prawda był on krótki, pozostawiający pewien niedosyt.
- Wpadnę jutro, co ty na to?- zapytałem z uśmiechem
- Jasne.- również uniosła kąciki ust- Będę czekała.
- To pa. Uważaj na gołębie i do jutra!- pomachałem jej, odchodząc
- Pa!
Skręciłem w prawo, idąc na skróty do piętnastki. Spieszyło mi się do domu, byleby zdążyć przed ojcem.

<Bella?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Kucnęłam przy brzegu, patrząc na maleńkie fale kończące swój żywot na brzegu. Były piękne, cały ten park był piękny. Wiatr zawiał mocniej, jakimś cudem rozwiązując wstążeczkę, która spinała moje włosy. Burza loków opadła mi na twarz, zaś kawałeczek paseczka poleciał gdzieś w dal, nawet nie miałabym szansy na złapanie go. Szkoda... Jakoś nigdy nie lubiłam mieć rozpuszczonych włosów. Nie wyczuwałam w tym miejscu nikogo, oprócz białowłosego ghula.
- Cudowne miejsce...- wyszeptałam
Porzuciłam ludzką maskę, aktywując kakugan. Kagune pozostawało uśpione, nie chciałam wystraszyć Kanekiego, czy też wzbudzić jego podejrzeń. Odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. Jedno człowiecze, drugie należące do bezwzględnego łowcy- niesamowita mieszanka.
- Wiesz... Rize była taka od zawsze...- zaczęłam- Odkąd sięgam pamięcią. Dawała się opanować głodowi, za każdym razem urządzając rzeź to ghuli, to ludzi... Zawsze mężczyzn, nie wiem dlaczego. Przymykałam na te wybryki oko, uważałam ją za wzór do naśladowania w walce, ale wewnątrz mnie coś zawsze krzyczało, że powinnam zostawić ją samą sobie... Dwa lata temu tak postąpiłam, to wtedy straciła wszelkie hamulce... I...
Powoli wstałam, otrzepując kolana z niewidzialnego pyłku. Nagle poczułam się okropnie. Słabo mi było na samą myśl o samowolce Rize. Stałam teraz tyłem do chłopaka, nawet nie mając odwagi zerknąć na niego.
- W pewnym sensie jestem współwinna twojemu wypadkowi... Gdybym jej nie zostawiła, może by do tego nie doszło, może nadal byłbyś człowiekiem.- ciemna łza uwolniła się z kącika mojego oka
Kropelki ciemnej cieczy powoli spływały po moich policzkach, naznaczając je nierównymi liniami.

<Kaneki? No i się rozkleiła :')>

Od Belli - Cd. Haego

Wstrzymałam oddech, patrząc na ścianę z uśmiechem. Chłopak mówił mi to wszystko jakbym o tym nie wiedziała. Wstałam powoli, wciąż odwrócona do niego tyłem.
- Hae...Ja to wszystko wiem, nie musisz mi się spowiadać - powiedziałam i odwróciłam się, wtulając w jego ciepły tors. On chyba lekko się zdziwił, ale po chwili mnie lekko przytulił.
- Muszę już wracać do domu... - powiedział, odsuwając się ode mnie i kierując się w stronę wyjścia w celu założenia butów. Ruszyłam powoli za nim, pod drodze związując włosy w kitkę. Postanowiłam go odprowadzić, choć nie wiedziałam czy to dobry pomysł. I tak zawracam mu ciągle głowę.
- Odprowadzę cię. Pójdę po drodze do sklepu, muszę kupić sobie coś do picia. Trzeba jakoś świętować swoje urodziny - odparłam, zagryzając przy tym wargę. No tak, jutro są moje urodziny, ale pewnie spędzę je tak jak zawsze - przed telewizorem z pepsi w ręku. Hae spojrzał na mnie zdziwiony, ciekawe skąd miał wiedzieć, że jutro jest moje święto.
- Okey - powiedział z uśmiechem, który zawsze mnie rozczulał. Założyłam kurtkę, biorąc kluczę z komody i zabierając telefon wraz z portfelem. Gdy tylko przeszliśmy przez próg zamknęłam drzwi na trzy spusty i sprawdziłam czy na pewno je zamknęłam. Ruszyłam za chłopakiem, nie bardzo wiedząc gdzie mógł mieszkać. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, choć teraz ta myśl przyszła mi do głowy. Zerknęłam na niego, ale on nie uraczył mnie swoim spojrzeniem. Spuściłam głowę, patrząc na chodnik pełny śniegu. Jeszcze nigdy z nikim nie szłam wśród ludzi, choć on pewnie myślał tylko o tym by wrócić do domu. Martwiłam się też o jego stan, ranę która mogła się powiększyć. Mogłam to sprawdzić przed wyjściem. Nagle zaczął iść nieco wolniej, patrząc na różne rzeczy za szybami sklepowymi, a gdy chciałam skręcić w inną uliczkę prowadzącą do sklepu złapał mnie za rękę nie dając iść dalej. Bardzo bym chciała byśmy nie zrywali ze sobą kontaktu, kochałam go..I wtedy do końca sobie to uświadomiłam. Nie chciałam by mnie opuszczał, ale to zależało od niego.


<Hae?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Uśmiechnąłem się lekko na słowa dziewczyny. Ona stała tak obok mnie jakby nigdy nic i patrzyła przed siebie na panoramę miasta.
- Wszystko jest piękne, gdy umie się to dojrzeć... - szepnąłem tak, by tylko dziewczyna to usłyszała. Ona była jakaś inna niż wszyscy dookoła mnie. Rozmawiała ze mną, wydawała się miła i tolerancyjna. Choć ona dotrzymywała mi towarzystwa, od czasu zmienienia się w ghula, choć nie mogę zaprzeczyć - w Anteiku czuje się jak część tej rodziny, choć jestem tam mile widziany. Usiadłem na samym brzegu dachu patrząc wysoko w niebo, gdy nagle zaczął padać deszcz. Nie przejąłem się tym za bardzo, wręcz kochałem taką pogodę. Mea schowała się pod daszkiem niedaleko mnie, obserwując każdy mój ruch. Jej brat chyba mnie nie lubił i nie wydaje mi się, że miało się to zmienić. Byłem przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Może przejdziemy się na spacer? - spytałem niepewnie, odwracając się do niej przodem. Ona po paru chwilach wahania zgodziła się i ruszyliśmy do najbliższego parku. Usiadłem na brzegu jeziora, patrząc na falującą się wodę. Choć była zima, ona nie zamarzła co lekko mnie zdziwiło.
- Dlaczego chciałeś tu przyjść? - spytała Mae, siadając obok mnie. Westchnąłem zastanawiając się dlaczego tu przyszedłem.
- To było miejsce gdzie siedziałem przez spotkaniem z Rize. Strasznie się z tego cieszyłem, ale teraz gdy o tym pomyślę, bo był mój największy błąd w życiu. Gdybym tylko wiedział na pewno nie poszedłbym z nią do Anteiku - powiedziałem, rozglądając się wokół. To był bardzo stary park, na obrzeżach miasta. Wokół nie było żadnej żywej duszy. Odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę swoim kaguanem.



<Mea?>

czwartek, 4 lutego 2016

Od Haego - Cd. Belli

Zacząłem martwić się o dziewczynę. Nie powinna aż tak unosić się, to było niezdrowe. Odszukałem ją i usiadłem na krawędzi jej łóżka. Nie, nie byłem na nią zły za tamten wybuch. Miewałem już wiele bardziej przykrych sytuacji, niż tamta. Nawet moja siostra kiedyś zagroziła, że wyrzeknie się mnie, jeżeli nie przestanę praktykować kanibalizmu. Uśmiechnąłem się skromnie, zaraz potem delikatnie gładząc włosy Belli.
  - Wiesz...- zacząłem spokojnym głosem. Chciałem powiedzieć jej o wszystkim, wyjawić swoje sekrety, choć pewnie zostanę za to znienawidzony- Wraz z moją siostrą za dobrych czasów masowo eliminowaliśmy Gołębie. Teraz współpracuje ze mną nieco rzadziej, wydoroślała i... Chyba poczuła do mnie odrazę. Rozumiem ją. Taki brat, taka osoba jak ja jest niebezpieczna dla wszystkich, zwłaszcza wtedy, kiedy ogarnie ją szał głodu. Kakuje już tak mają, że nie zwracają na pochodzenie mięsa... Zabijam bez powodu, dla przyjemności i nie żałuję tego... Po prostu... Jestem zwierzęciem, na takie miano tylko zasługuję. W porównaniu do mnie, twoje zbrodnie to pikuś...
W tym właśnie momencie urwałem, nie chcąc jeszcze bardziej pogrążać swojej osoby. Przygotowałem się już na wyzwiska oraz odrzucenie ze strony Dzwoneczka. Prawdopodobnie po raz ostatni spojrzałem w jej cudowne oczy.

<Bella?>

wtorek, 2 lutego 2016

Od Belli - Cd. Haego

Wściekły wzrok powędrował w stronę Haego, który trzymał mnie na tyle mocno ile pozwalało mu zdrowie.
– Nie warto?! Wszystkie ghule i agentów CCG, których zabiłam zasługiwali na to – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Mój brat ledwo oddychał, patrząc na mnie z litością. Odwróciłam głowę nie chcąc patrzeć na tym czym się stał. Nawet nie wiem jak śmiał się tu pokazać. Prychnęłam na niego i ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdzie weszłam przez okno i położyłam się na łóżku, przodem do ściany. Nie płakałam, tylko próbowałam uspokoić emocje, które mną targały. Oczy powróciły do dawnego stanu. Słyszałam tylko hałas tłuczonego szkła i dźwięk szurania. Wtuliła się w poduszkę napawając się zapachem Haego, który wsiąkł w jej głąb. Usłyszałam ciche kroki i po chwili ktoś usiadł na skraju łóżka, tuż przy mojej głowie. Przełknęłam głośno ślinę. Czy Hae się teraz ode mnie odwróci, zostawi na pastwę losu, po tym co mu powiedziałam? Nie byłam na niego zła, byłam wściekła na moją naturę. Byłam jaka byłam i za to nikt wolał ze mną nie zadzierać. Jak to powiedział mój nie żywy przyjaciel? Słodka jak miód, ale niebezpieczna jak lwica.
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Patrzyłem na ten cały spektakl z... jakobym niezrozumieniem. Oto miałem przed oczami zaciętą walkę rodzeństwa, w którym to dominowała aktualnie siostra. Wykrzykiwali przy tym coś w... bodajże europejskim języku. Choć nie byłem tego do końca pewien. Miałem tego dosyć. Bratobójstwo było grzechem biblijnym, którego powinniśmy wystrzegać się nawet my- ghule, które uważano za zwierzątka. Tego uczyli mnie najpierw rodzice, później już sam ojciec (bowiem w moim wczesnym dzieciństwie strasznie pożarł się z matką, co doprowadziło do rozwodu). I to było jedynym dobrym, co wbił mi do głowy. Zacisnąłem usta, powoli podnosząc się. Byłem aktorem drugoplanowym, nieważnym w tej sztuce, a wręcz irytującym. To przeze mnie... Lewą ręką objąłem się w miejscu, w którym skóra zakryta została bandażem. Popatrzyłem na ledwo żywego chłopaka. Sam był winien swojego cierpienia, ale... Nie powinien zginąć z ręki swojej krewniaczki. Przyciągnąłem Bellę do siebie, nie zważając na jej aktywowane kagune. Niech się dzieje co chce, ale tamten idiota niech padnie trupem przed kimś innym, pomyślałem. Czułem, że wprost kipiała złością. Pochyliłem się nad różowowłosą.
- Nie warto.- szepnąłem jej do uszka
W tej chwili już nawet nie miałem na myśli tego, że zabijanie jest złe, przecież sam robiłem takie rzeczy. Chciałem, by moja Kruszynka miała sumienie czyste jak łza.

<Bella? Wybacz za długość ;-;>

Od Belli - Cd. Haego

Mój brat złapał Haego za koszulkę i podniósł do góry, w celu rzucenia go o ścianę. Kopnęłam go w brzuch z całej siły, a on od razu puścił.
- Czy ja ci jasno nie powiedziałam, że masz do mnie nie przychodzić? - warknęłam, patrząc mu prosto w oczy. Był zdziwiony i to bardzo - jeszcze nigdy się nie broniłam.
- Wolisz go ode mnie? A może polecisz jeszcze się popłakać do Kanekiego? - spytał z tym żałosnym uśmieszkiem na twarzy. No tak, Kaneki Ken. Mój brat nienawidził go od momentu gdy tamten odszedł z Drzewka Aogiri. Był tylko chłopcem, któremu pomagałam tylko podczas napadu na niego. Nie chcąc by Hae rozumiał o czym mówimy, zaczęłam rozmawiać w naszym ojczystym języku.
- ¿Desde cuándo te interesa es quién preguntar?! (A od kiedy cię interesuje to z kim się zadaję?!) - spytałam wściekła wyrzucając go przed okno, gdzie od razu spotkał się z twardym betonem.
- Eres igual que mi madre. Pobre y para atar rápidamente. Ella ya se trataba y por qué murió. (Jesteś taka sama jak matka. Słaba i do tego szybko się przywiązująca. Ona już taka była i właśnie dlatego umarła.) - powiedział bardzo spokojnie jak na niego. Uważał się za pana, którego rodzice nie umieli ochronić przed CCG. Już od dziecka taki był. Pewny siebie i pyskaty, robiący wszystko by ktoś zwrócił na niego uwagę.
- - Una vez que te lo advierto, me di por sobrevivir y no hacer nada para lastimarte. Pero veo que para usted que no era suficiente. No se puede pensar que usted es el dueño del mundo y que todos, excepto usted es basura. Ahora, para que lo sientes. (- Raz cię ostrzegłam, dałam ci przeżyć i nie zrobiłam ci krzywdy. Ale widzę, że dla ciebie to był za mało. Nie możesz myśleć, że jesteś panem świata i, że wszyscy oprócz ciebie są śmieciami. Teraz właśnie ty się tak poczujesz.) - to były ostatnie słowa jakie do niego wymówiłam. - Teraz już nie masz siostry. Nie masz żadnej rodziny. (Ahora usted no tiene una hermana. Usted no tiene ninguna familia.).
Uderzyłam go tam mocno, że wylądował na pobliskiej ścianie i gdy tylko się podniósł od razu uderzyłam go, by znów był na ziemi. Aktywowałam kagune i skierowałam je w sam środek klatki piersiowej Armina, łamiąc mu przy tym żebra. Padł przede mnie na kolana, wypluwając krew, a jego maska spadła z jego twarzy. Płakał...
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Dotyk dziewczyny przyprawiał mnie  o zawroty głowy i to bynajmniej nie te "złe". Pozwoliłem sobie na chwilkę przerwy w moim zajęciu, musiałem złapać oddech. Powoli odsunąłem głowę od szyi Belli, podziwiając swoją pierwszą w życiu wykonaną malinkę. Niby coś tak małego, a napawało dumą młodzika, jakim byłem. Dzwoneczek nadal wykonywała lekkie ruchy na moich plecach. Wyglądała na zrelaksowaną, rozmarzoną... Piękna, oto co mi przyszło na myśl. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią, pocierając go kciukiem. Wywołało to jeszcze większy uśmiech zarówno mój, jak i mojej pierwszej (i miejmy nadzieję, że jedynej) miłości. Ponownie pochyliłem się nad nią, chcąc złożyć na jej cudownych ustach kolejny pocałunek. Jednak zdołałem jedynie nieznacznie zmniejszyć odległość dzielącą naszą dwójkę, bowiem do pokoju ktoś wparował. Dziwne, nawet nie słyszałem kroków...
- Zostaw ją, kakujo!- warknął jakiś chłopak
Od razu rozpoznałem ten pełen nienawiści głos oraz pewny siebie ton. Prychnąłem. Idiota... On śmiał nazwać mnie kanibalem? Ten, który sam nie stronił od mięsa pobratymców? Do tego zepsuł wszystko...
- Kiełku, wiem, że mnie nienawidzisz...- zacząłem- Ale Bella jest bezpieczniejsza w mojej obecności.
Przynajmniej taką miałem nadzieję. Teraz nie potrafiłbym jej obronić- nawet gdybym mógł uaktywnić kagune, to na nic by się nie zdało. Nie miałem na tyle siły, by walczyć. I... obszar, z którego "wyrastało" Bikaku niestety został uszkodzony.

<Bella?>

poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Belli - Cd. Haego

Pocałunki chłopaka na mojej szyi przyprawiały mnie o dreszcze przepływające po całym kręgosłupie. Parę dni wcześniej bym powiedziała, że nigdy nie znajdę chłopaka i nie będę go mieć – a teraz mam. Swój skarb, który chciałbym mieć przy sobie już na zawsze. Mruknęłam cicho na pieszczoty jakie fundował mi Hae. Kochałam go – to wiedziałam na pewno, nie mogłam tego zaprzeczyć była to jedna z prawd, który mogłabym mu powiedzieć. Jedną rękę położyłam na jego plecach, jeżdżąc nią z góry na dół, po kręgosłupie, a drugą wplotłam w włosy chłopaka. Wszystko co robił było takie... przyjemne i przyprawiało mnie o kolejne wybuchy gorąca na całym ciele. Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Było ono przy nim. On był jedyną osobą, która teraz trzymała mnie przy życiu. To dla niego chciałam żyć. 
<Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Czyżbym... zakochał się? Hm... Chyba tak można było nazwać stan, w jakim się znajdowałem. Dziewczyna ta była dla mnie największym skarbem. Sprawiała, że zapominałem o całym świecie, widząc tylko ją i dla niej chcąc żyć. Trudno było mi to przyznać, ale rozluźniałem się tylko przy dwóch osobach- Mei oraz Dzwoneczku. Z czego do tej drugiej czułem o wiele większe przywiązanie. Była dla mnie, jak narkotyk, najlepszy z afrodyzjaków. Pomyśleć, że złączył nas najzwyklejszy przypadek spowodowany moją nieuwagą. Pochyliłem się co nieco, by różowowłosa mogła swobodnie tulić się do mnie. Rola miśka jak najbardziej mi odpowiadała. Ponownie musnąłem jej usta, jakoby na pożegnanie. Wychwyciłem jej spojrzenie, które nagle stało się takie... zrezygnowane? Może to przez mój króciutki pocałunek. Zaśmiałem się cicho, dając do zrozumienia, że nigdzie nie miałem zamiaru się ruszyć. Po prostu powoli zacząłem schodzić w dół, by finalnie pocałunki zaczęły spoczywać na jej szyi. Dotyk jej delikatnej, wręcz jedwabnej skóry przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Doprawdy powiadam wam- miłość to najlepsze, co może być.

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Gest chłopaka lekko mnie zaskoczył, pozytywnie zaskoczył. Pierwszy raz komuś tak szybko zaufałam i... pokochałam. Zaśmiałam się w duchu sama z siebie. No tak, mojemu bratu też zaufałam i dobrze na tym nie wyszło, ale te zaufanie od początku było nie dorzeczne. Bardzo cieszył mnie fakt, że lepiej się poczuł. Jego rana pewnie bolała, ale chyba postanowił udawać, że nic się nie działo. Uśmiechnęłam się szeroko do niego na co on nie zręcznie się zaśmiał. Oddałam mu pocałunek, splatając ręce delikatnie na jego karku. Przysunął się bliżej, bym nie musiała się podnosić. Jego usta były takie miękkie, delikatne. Westchnęłam głośno, różne bodźce wpływały na mój stan. Dotyk chłopaka, jego zapach i śmiech były dla mnie ukojeniem. Nie chciałam się odrywać, składając na niego ustach delikatnie pocałunki tak samo jak on. Przygoda z zakupami, pomogła mi znaleźć osobę przy której chciałam spędzić resztę swego nędznego życia. Po kilki chwilach, wciąż czując motyle w brzuchu przyciągnęłam go bliżej siebie, chcąc znów czuć jego ciepło, poczuć jego zapach. Czułam, że moje policzki lekko się znów zarumieniły.
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałem teraz co miałbym zrobić. Z miejsca, w które pocałowała mnie Bella, emanowało przyjemne ciepło. Nawet nie wiedziałem za co miałaby mi dziękować. I... Dlaczego w ogóle to robiła. Przecież byliśmy kwita, a nawet to ja byłem jej dłużnikiem. Tak, może i osłoniłem ją przed atakiem tamtego faceta, ale... Jedynie odpłaciłem się za dane mi zaufanie, a ona jeszcze postanowiła mnie uratować. Nie przerywałem gładzenia jej po głowie. Niech czuje się bezpiecznie, tylko to w aktualnej chwili miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. To oraz cała ona. Dzięki niej zapomniałem o ranie, o bólu spowodowanym tymże defektem. Wspaniała. Bez chwili namysłu wstałem, trzymając Bellę na rękach. Kij z tym, że wyrwa mogła się powiększyć, kij ze wszystkim. Teraz tylko ja i ona. Dziewczyna pisnęła, kiedy okręciłem się z nią wokół własnej osi. Potem oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Już cię nie boli?- zapytała, powoli uspokajając się
- Nic, a nic.- odparłem z uśmiechem- Potrafisz zdziałać cuda, wiesz?
Rumieńce na jej twarzy, przytłumione ciemnością pomieszczenia, widocznie jeszcze bardziej się pogłębiły. Uwielbiałem to, jak na nią działałem. Ułożyłem obiekt moich westchnień na łóżku. Sam wszedłem na wąskie posłanie, nadal unosząc kąciki ust. Stanąłem na czworaka nad Dzwoneczkiem i bez namysłu pocałowałem ją prosto w usta. Na ten gest przelałem wszystkie moje emocje z nią związane.

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Wtuliłam się w jego ciepły tors czując bezpieczeństwo jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam. Słowa chłopaka rozczuliły mnie... Nie mogłam sobie wyobrazić, że takie słowa wypadną z ust Haego. Od początku wydawał mi się taki twardy, a jednocześnie czuły. Objęłam go rękami w pasie, chcąc być jeszcze bliżej.
– Mi to pasuje... – mruknęłam, mocniej się w niego wtulając, a on zaczął gładzić mnie po włosach. Napawałam się jego słodkim zapachem, chcąc zostać już takiej pozycji na zawsze. Westchnęłam głośno, patrząc z dołu na jego twarz. Oczy miał zamknięte, a twarz była wtulona w moje włosy. Musiałam przyznać, że cieszyłam się że znów są takie długie. Niestety mój brat założył się kiedyś z kolegą, że mi je zetnie nożem i tak zrobił. Przysunęłam się do niego bliżej siadając na jego kolanach. Nie wiedziałam na czym polega miłość, ale czy to właśnie było to? Te przyjemne uczucie? Przełknęłaś ślinę, która ciążyła mi w gardle od jakiegoś czasu. Po prostu myślałam, że chłopak mnie odepchnie. Odsunęłam się od niego lekko, nie chcąc dotykać rany. Zupełnie zapomniałam.
– Przepraszam... – szepnęłam, nadal będąc przytulona do niego.
– A i dziękuję.
– Za co?
– Za wszystko... – powiedziałam i ucałowałam go nieśmiało w prawy kącik ust.
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Nieznaczny uśmiech wytrwale trzymał się na mojej twarzy, nawet nie mając zamiaru zniknąć. Czyżby taki potwór jak ja zasłużył na odrobinę szczęścia w postaci tej kruchej istotki? Czy może nie byłem godny jej bliskości? Ale sama do mnie lgnęła... A ja do niej. Co prawda w kwestiach emocjonalnych byłem świeżakiem, nawet nie wiedziałem jak w takich chwilach miałem postępować. Co innego siostra, jej bliskość miałem od zawsze. Tylko Bell... To były dwa różne skupiska uczuć. Wtuliłem twarz w oszałamiająco miękkie włosy dziewczyny. Jedno tylko przyszło mi na myśl, kiedy ponownie poczułem jej zapach. Lawenda- cudowna roślina, jednak nie dorastała Belli do pięt. Rozplotłem nasze palce tylko po to, by zamknąć moje małe źródło przyjemności w objęciach. Starałem się zaprzeczać swojej naturze i być delikatnym, jak najbardziej tylko się dało. Tym właśnie była miłość? Czy zostałem złapany w sidła zauroczenia? Sam nie wiedziałem. Liczyło się tylko tu i teraz. Westchnąłem cicho, napawając się wszystkim tym, co teraz trzymałem w objęciach. Przyjemne uczucie, jakby skrzydła motyli zahaczały co chwila o mój brzuch, towarzyszyło mi od chwili, kiedy to pierwszy raz uraczyła mnie miękkością swych ust. Jakiś głos w głowie mówił mi, że muszę ją chronić za wszelką cenę, że... stała się moją własnością. Co do tego ostatniego, to byłem pewien, że jeszcze nie pora na aż takie przywiązanie. Przecież... My to tylko dwójka nastolatków zagubionych w świecie stworzonym przez okrutną Matkę Naturę, zaś sterowanym przez równie nieprzyjemnych dorosłych.
- Nie puszczę cię... za żadne skarby...- zakomunikowałem czułym szeptem-... nigdy... Będziesz bezpieczna...
Jakby wcześniej nie była. Może dlatego chciała udawać człowieka, bo nie myślała o niebezpieczeństwie ze strony innych ghuli. Nieco mocniej objąłem ją, przybliżając do swojego torsu.

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Uśmiechnęłam się lekko,  lecz niezauważalnie. Nie chciałam by ode mnie uciekł, potrzebowałam go i właśnie teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie miałam nikogo bliskiego oprócz niego, a jak zauważyłam moje myśli coraz więcej razy krążyły wokół niego. Na początku dziwiło mnie to, że prawdopodobnie nie miał dziewczyny. Taki przystojny i seksowny chłopak bez dziewczyny? Uraczyłam go zdziwiony spojrzeniem, delikatnie dotykając ręką czerwonych policzków. Usiadła obok niego tak, że cała moja twarz była zasłonięta burzą włosów. Nie wiedziałam co mam robić. Zawsze gdy do mnie mówił i mnie dotykał, moje serce łomotało tak jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej.
– Nie powinieneś dziękować. To wszystko przecież była moja wina... – szepnęłam, wkładając pasmo swoich włosów za ucho. Zaśmiałam się cicho, widząc jak Hae chciał coś powiedzieć, ale pewnie nie wiedział co. Siedzieliśmy tak w ciszy i nawet zapomnieliśmy, że nasze ręce zostały splecione. Ukradkiem spojrzałam na chłopaka, a potem na jego włosy. Były w nieładnie co dodawało mu... uroku. Przymknęłam oczy napawając się jego bliskością, lecz jakąś niewidzialna siła ciągnęła mnie w jego stronę. Byłam lekko śpiąca, więc na pokazanie, że rzeczy które robić wcale mnie nie denerwowały, przysunęłam się bliżej, kładąc swoją głowę powoli na jego ramieniu by go nie spłoszyć. Jego ciało unosiło się równomiernie wraz z jego oddechem, który czułam na swojej twarzy. Zamruczałam cicho czując przyjemną radość i motyle w moim brzuchu. Kiedyś na początku myślałam, że gdy moje zakupy wylądowały na ziemi to wypnie się i pójdzie swoją drogą, gdziekolwiek wtedy szedł. On zrobił jednak to czego się nie spodziewałam... A teraz jest tutaj ze mną... Mój bohater...
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

  Mimo wszystko położyłem się, by zbytnio nie przeciążać rany, która mogła powiększyć powierzchnię swojego terytorium. Może udałoby mi się przestawić na tryb "normalnego funkcjonowania dnień-noc".  Zamknąłem oczy, ponownie pogrążając się w ciemności. Teraz zdawała się być inna. Taka... straszna. Przepełniała mnie nieuzasadnionym lękiem. Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi, pewnie Bella po coś przyszła. Postanowiłem udawać, że śpię, by nie przyprawiać jej o zmartwienia. Jeszcze tego by brakowało, żeby aż nazbyt przejmowała się moim stanem. Szła cichutko, jak skradający się kot, lecz dzięki wyostrzonym zmysłom- słyszałem każdy krok bardzo wyraźnie. Urwały się one nagle, zakończone zgrzytnięciem podłogi. Czułem, jak przykładała swoją delikatną dłoń do mojego czoła, jak przykrywała mnie i... ucałowała w czoło. Nagle naszła mnie ochota na przedłużenie tejże chwili, co zapewne nie było możliwe. Gdybym teraz ją pocałował, tak znienacka, to uznałaby mnie pewnie za jednego z tych napalonych świrów. Zamiast tego w momencie, kiedy już chciała odejść- ująłem jej nadgarstek. Uniosłem powieki, wpatrując się w nią spokojnie. Dziewczyna wlepiała we mnie nieco zawstydzone spojrzenie. Przez nikłe światło wpadające z salonu do sypialni ujrzałem jej mocne rumieńce. Widok ten mnie samego przyprawił o szczypanie w policzkach. Z niebywałą dla chorego łatwością, usiadłem, nadal nie puszczając Różowej. Z nadgarstka zjechałem do jej dłoni, splatając nasze palce. Nie wiem co mną kierowało, może jakiś wewnętrzny instynkt. Uśmiechnąłem się niewinnie, jak dziecko, które niedawno coś przeskrobało. Bo nim właśnie byłem- dzieciakiem, który udawał, że spał i przez udawany sen doświadczył czegoś cudownego. Tą cudownością było ciepło drugiej osoby.
- Już czuję się o wiele lepiej... Dziękuję...- wyszeptałem
Zebrałem się na odwagę i musnąłem ustami czoło Bell. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz wyzwała mnie od wcześniej wspomnianych panów, a nawet użyła wobec mnie siły. Przecież... Jak mogłem być tak czuły wobec osoby poznanej kilkanaście godzin wcześniej? Może to wspólne wychodzenie z opresji działało właśnie w taki sposób...

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Obróciłam się na drugi bok, nie mogąc zasnąć. Zawsze tak miałam. Męczyły mnie różnorodne koszmary, po których byłam cała mokra. Nie wiedziałam, która godzina ale muszę się przyznać, że byłam jeszcze śpiąca. A jak Hae się już obudził i coś potrzebował? Przymknęłam powieki i przypomniałam sobie twarz chłopaka, a na moje policzki wdarł się rumieniec. Wciąż nurtowało mnie pytanie, dlaczego był dla mnie taki miły. Usiadłam, patrząc w poszukiwaniu mojego telefonu, lecz niestety zostawiłam go chyba w swoim pokoju. Ruszyłam w tamto miejsce bardzo cicho. Wzięłam telefon i sprawdziłam ręką czoło chłopaka. Nie miał gorączki co bardzo mnie ucieszyło. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić, on i tak zrobił dla mnie więcej. Dzięki niemu wiem co to znaczy mieć bliską osobę. Taką która cię nie bije i nie wyzywa od najgorszych. Przykryłam ramiona Haego, dając mu całusa w czoło, ale coś nie dawało mi spokoju. Wydawało mi się, że on tylko udawał śpiącego. Zasłoniłam bardziej żaluzje by światła nie padały na niego twarz. Dobrze widziałam w ciemność, więc na pewno w nic bym nie uderzyła. Usiadłam na skraju łóżka patrząc na jego spokojną twarz. Moje kąciki ust mimowolnie podniosły się wywołując u mnie uśmiech. Zastanawiałam się czy rana go bolała. Po co mówiłam mu o moich problemach? Pewnie sam ma swoje, a ja jeszcze mu dołożyłam. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Musze przyznać, że robiłam wiele złych rzeczy, ale nie było mi z tego powodu smutno, ale akurat z powodu chłopaka moje serce szybciej biło.
– Jutro będzie lepiej, zobaczysz – odparła szeptem. Nie mogłam sobie wyobrazić, że gdy wróci do domu możemy się już nie spotkać, ale nie zdziwiłabym się gdy wcale nie byłby do tego chętny. Chciałam wstać, w celu wrócenia do salonu, ale nagle Hae złapał mnie za nadgarstek, patrząc na mnie spokojnie. Zrobiłam się cała czerwona. Czyli nie spał... Czuł jak go ucałowałam i głaskałam po włosach...
< Hae?>

Od Haego - Cd. Belli

Obudziłem się w środku nocy, na co wskazywała godzina trzecia dwadzieścia osiem. Chyba musiał urwać mi się film, czy coś w tym stylu. Ból w okolicach klatki piersiowej i brzucha już nieco zelżał, co przyjąłem z wielką ulgą. Tym razem chyba obyło się bez większych obrażeń wewnętrznych, więc powinienem dość szybko dojść do siebie. Kto wie... Może ominą mnie po raz pierwszy rodzinne kazania? Położyłem rękę (zewnętrzną stroną nadgarstka) do czoła, chroniąc się dzięki temu przed irytującymi światłami neonów, które wpadały przez niezasłonięte okno. Ale... właściwie to gdzie się znajdowałem? Pamięć sięgała mi jedynie do momentu, kiedy Bella pomogła mi wlec się gdzieś chodnikiem. Dalej musiałem mieć jakieś dziwne zaćmienie. Wędrowałem wzrokiem to w prawo, to w lewo. Dziewczęcy pokój pełen drobiazgu. Pokój, w którym panował idealny wręcz porządek. Kąciki ust samoistnie powędrowały w górę. Że też jeszcze nie miała ochoty na zostawienie mnie samemu sobie. Westchnąłem głęboko, co niezbyt często mi się zdarzało. Całe to pomieszczenie przesiąkało jej słodkim zapachem. I nie miałem na myśli "słodkiego", względnie nowego obiektu do polowań. Raczej chodziło mi o taką osobistą przyjemność związaną z osobą jasnowłosej.  Oprócz wcześniej wspomnianej woni, poczułem jeszcze coś bardziej cierpkiego. Kawa. Kubek wypełniony ciemnym napojem stał na stoliku nocnym. Podniosłem się do pozycji siedzącej, dotykając stopami miękkiego dywanu. Przywykłem do nocnego trybu życia i już raczej nie było mowy o dalszym spaniu. Uraz rwał mnie niemiłosiernie, co próbowałem ignorować. Trzeba przekraczać swoje granice, od tego one są, powtórzyłem w myślach słowa, którymi kierowałem się przez całe swoje życie. Stanąłem na równe nogi, chwiejąc się nieznacznie z osłabienia. No proszę... Ubrania też skombinowała... Anioł, a nie kobieta. W iście żółwim tempie zacząłem przebierać się w nowe ciuchy. Finalnie (już w świeżym odzieniu) ponownie usiadłem na wygodnym łóżku.

<Bella?> 

Od Belli - Cd. Haego

Ciepło jakie poczułam po kryciu kurtką wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Jeszcze nikt nie odważył się mnie przytulić, w wyniku czego na moje policzki wdarł się rumieniec. Pfff...Nie wiedziałam nawet, że w moim wykonaniu jest to możliwe.
- Nie zmarzłam...Nigdy nie jest mi zimno... - szepnęłam. 
Czuła, że Hae jest słaby, stracił dużo krwi, a ja nie miałam jak mu pomóc. Nie chciałam go zostawiać samego. Teraz gdy znalazłam sobie kogoś, kto chociaż mnie lubi. Nawet nie marzyłam nigdy o takiej osobie, myśląc że po prostu na nią nie zasługuje.
- Chodź...Trzeba wracać - szepnęłam, a chłopak tylko uśmiechnął się niemrawo.
- Nie ma rady.
- Ja ci pomogę, przecież po to zostałam...
~~~
Podtrzymywałam chłopaka przez całą drogę, nie chcąc by stała mu się jakakolwiek krzywda. Moje mieszkanie było bliżej, więc dlatego podążyłam w tamtą stronę. Otworzyłam delikatnie drzwi i położyłam Haego na swoim łóżku, od razu okrywając go kocem, zasnął bardzo szybko. Otworzyłam jedną z szaf patrząc na męskie ubrania i zaczęłam wybierać coś dla chłopaka. Choć raz może ubierze się jakoś ładnie, może nie będzie na mnie zły. Skąd miałam tyle ubrań? Kupiłam je dla brata, przez tym jak odszedł do organizacji. Powiedział, że żadna...gówniara nie będzie go ubierać. 


Powiesiłam je na krześle, które znajdywało się przy łóżku i poszłam do miskę z wodą i bandażem. Podniosłam delikatnie jego koszulkę i od razu przemyłam ranę wodą i zabandażowałam ją. 
- Teraz powinno ci chyba być lepiej... - szepnęłam. Zrobiłam kawę, którą postawiłam na stoliku, w wypadku jakby w nocy zachciało mu się pić. Zakryłam go szczelnie kocem i poszłam wziąć szybki prysznic. Patrząc  na zegarek zauważyłam, że była godzina 22:17, więc wzięłam koc i poduszkę by po chwili położyć się na kanapie w salonie. Angel położyła się obok mnie, dając mi przyjemne ciepło. Po chwili zasnęłam.
Dla mnie zawsze będziesz bohaterem, Hae - pomyślałam.
<Hae?>