sobota, 19 marca 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

   Podczas nieobecności Kanekiego, próbowałam ułożyć tamte wszystkie wydarzenia w jedną, spójną całość. Co, nawiasem mówiąc, było zadaniem godnym geniusza w kombinowaniu. W tej całej burzy najbardziej zastanawiało mnie to, jak ojciec zareagował- agresją, wręcz przybrał postać bestii, wyżywając się na mnie za moją nagłą zmianę, a także za jego własne porażki. Najpierw syn, teraz córka. Spodziewałem się po tobie czegoś więcej, Meo- jego słowa odbijały się echem w mojej pamięci.
   Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy jednoznacznie świadczące o tym, że mój współlokator opuścił łazienkę. Sięgnęłam po kubek wypełniony ciemną cieczą, od razu upijając łyk letniego napoju. Był jak te eliksiry z książek fantasy, odpędzał wszelkie myśli, pozostawiając jedynie ten słodko-cierpki posmak. Spojrzałam w prawo. Na widok półnagiego jasnowłosego kawa poleciała "nie do tej dziurki", wywołując desperacką falę skurczów płuc. Odłożyłam kubek, kładąc ręce na szyi, jakby miało to jakoś pomóc. Wzięłam głębszy wdech, powoli opanowując sytuację. No nieźle... Tylko dlaczego aż tak zaskoczył mnie widok nagiego torsu? Przecież Hae ciągle tak paradował... Tyle, że Kan nie był moim bratem, obaj nie mieli żadnych wspólnych cech. Zwróciłam wzrok ku ekranowi telewizora, próbując skupić uwagę na kolorowych obrazkach składających się na jakąś kiczowatą komedię. Wierzchem dłoni otarłam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Sytuacja opanowana. Korzystając z okazji, że zajął fotel- położyłam się, opierając głowę o podłokietnik tak, że miałam swobodny widok i na film, i na ghula. W bezwarunkowym odruchu, jak to zawsze robiłam u siebie w mieszkaniu, podkuliłam lewą nogę, układając ją na prawej. Na ekranie jakiś strażnik składał rodzince śmiałe propozycje w zamian za przepuszczenie ich. Chyba mieli cały wóz obładowany narkotykami... Ziewnęłam cicho, a powieki coraz bardziej ciążyły. Może powinnam już iść spać... Trzepnęłam palcem niesforny loczek, wciąż opadający mi na twarz. Kiedyś zetnę te włosy, przysięgam.
     Popatrzyłam jeszcze na mojego, jakby nie patrzeć, towarzysza. Potem Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia, choć wiedziałam, że to troszkę kłopotliwe... W końcu zajęłam kanapę, przysypiając na niej. Ale to w sumie lepiej, niech Kaneki śpi u siebie w pokoju... Poprawiłam się jeszcze, już ostatecznie zapadając w sen.

<Kaneki? I przysnęła. Nie ma spania na kanapie! xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz