niedziela, 31 stycznia 2016

Od Haego - Cd. Belli

Analityczny umysł zawsze podsuwał mi najprostsze, a jednocześnie najczęściej dobre pomysły. Byliśmy w dziewiętnastce, stąd do siedemnastki (gdzie ataki na ludzi to norma) było jakieś dziesięć minut drogi, czyli stosunkowo krótko. Odłożyłem kubek z tą całą kawą i szybko założyłem maskę na twarz. Miałem gotowy plan, zamiar również, pozostała mi tylko realizacja tego. Oczywiście częściej zabierałem się za polowania na ghule, ale człowiek powinien być chyba łatwiejszy do upolowania, co nie? Czyli mały wysiłek, efekty znaczące.
- Idziesz już?- zdziwiła się dziewczyna
- A ty idziesz ze mną.- powiedziałem poważnym tonem
- Ale...
Złapałem ją za dłoń, spoglądając w oczy. Ja już zdecydowałem. Jak nie chciała polować, to mogłem przywlec jej tutaj jedzenie- bez problemu. Nie pozwoliłbym, żeby cierpiała z powodu głodu. Nie byłem jak jej lekkomyślny brat i to chciałem jej pokazać. Dobra, może okrucieństwo w postępowaniu to dla mnie norma, ale cichutko. Niektóre kwestie można przemilczeć.
- Zaufaj mi, proszę.- szepnąłem, choć wątpię, by cośkolwiek zrozumiała. Maska tłumiła połowę dźwięków
Dlaczego tak zmiękłem? Nie wiem. Może to troska o dziewczynę, która przypominała mi moją własną siostrę. Ewentualnie głupota szaleńca, jakim byłem.

<Bella?>

Od Belli - Cd. Haego

Zaśmiałam się z Angel, która słysząc słowa chłopaka zaczęła się do mnie łasić.
– Mój brat jest z nimi od początku i chyba nie ma zamiaru stamtąd odejść. To przez nich stał się kakują jestem,  przyzwyczajona do tego, że od dziecka jestem sama. Po prostu taki los. Mogę nawet stwierdzić, że na to zasłużyłam– odparłam z nikłym uśmiechem.
– Ale wy jesteście dzisiaj jacyś mili. Zawsze się upominacie o jedzenie – zaśmiałam się o ruszyłam do kuchni, by nakarmić koty. Oparłam się o blat, patrząc jak jedzą swoje porcję. Zawsze trzymały się razem i wiedziałam, że gdy coś mi się stanie to sobie poradzą.
– Chcesz kawy? – spytałam Haego, który właśnie wszedł do kuchni.
– Kawę?
– No to jest taki napój...
Nie słuchając już jego dalszych pytań, zrobiłam mu wspomniany napar i postawiłam przed nim, sama pijąc swój.
– Ups...– powiedziałam patrząc jak jedna z szafek ściennych spada na ziemię. Muszę się przyznać, że za mocno trzaskam drzwiami. Nagle poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Głód...
– Co jest?
– Nic, po prostu zrobiłam się głodna, ale to przejdzie. Na pewno...
Nie chciałam się mu przyznawać, że sama nigdy nie polowałam na zwykłych ludzi. Moje zabijałam masowo inspektorów z CCG, ale ich nie jadłam.
< Hae?

Od Mey - Cd. Kanekiego

Czy o tym właśnie mówił Staruszek Yoshimura? O nieuzasadnionym głodzie mięsa pobratymców? Postanowiłam zignorować ten niewielki incydent z "chrapką" na mojego brata, ale przecież trzeba było też coś powiedzieć. Popatrzyłam na Kanekiego i aż przełknęłam ślinę, widząc kapkę krwi na jego ustach. Nie, nie odczuwałam teraz chęci jedzenia, jednak natura czasem lubiła płatać mi nie całkiem miłe figielki. Westchnęłam tylko cichutko, opanowując wewnętrzną bestię.
- Salon jest na wprost. Zaraz przyjdę, tylko... przyniosę ci chusteczki.- odezwałam się
Odpowiedział mi kiwnięciem głową. Wśliznęłam się szybko do łazienki. Pierwsze co, to wyrzuciłam zakrwawiony kawałek materiału. Zatrzymałam się przy lustrze, patrząc na siebie jak na obraz nędzy i rozpaczy. Niezbyt się dzisiaj wyspałam, to fakt. Inspektorzy kursowali przez całą noc, szukając sprawcy masowego mordu na bandzie nastolatków. Do nas też zawitali, ale (na całe szczęście) nie mieli pojęcia, że jesteśmy ghulami. Za to siłą wywlekli z mieszkania pana Nakoto, podobno wcześniej prawie go zakatowali. Sięgnęłam do szuflady, w której znajdowały się wszystkie niezbędne drobiazgi. Wyjęłam z nich paczkę chusteczek higienicznych. Nadruk na opakowaniu przedstawiał kreskówkowych bohaterów- Toma i Jerrego. W dzieciństwie wprost ubóstwiałam tego kocura i myszkę oraz ich dążenie do zgnębienia drugiego. Opuściłam pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Szybko weszłam do salonu i podałam opakowanie chłopakowi. Na śmierć zapomniałam!
- Wieszak na kurtki jest przy wejściu.- uderzyłam się lekko dłonią w głowę- Wybacz, za moment wrócę.
Sama jeszcze miałam na sobie akurat tę część garderoby. Przeklęta pamięć. Szybkim krokiem wyszłam na niewielki korytarz, po drodze ściągając wcześniej wspomnianą część garderoby.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Jak zwykle moja mądrość mnie powalała. Rozejrzałem się wokół po okolicy. Wszystkie bloki wyglądały tak samo i jedynie różniły się swoimi numerami. Będę musiał to zapamiętać by mieć tutaj lepszą orientację w terenie, a jest tutaj wiele sposobów do ucieczki przed wrogiem. Ruszyłem za dziewczyną, która szybko wpisała kod, wpuszczając mnie do środka. Pokręciłem energicznie głową, chcąc pozbyć się nadmiaru śniegu z włosów. Taki sposób na szczęście wymyślony przez Nishiki. Jak ja go kiedyś rzucę śnieżką w głowę, to będzie okularów szukał.
– Sorki, pomyliłem mieszkania – odparłem. Dobrze znałem tą ulice, ale nie z numerów i tak nawiasem mówiąc rzadko tu przebywałem. Tylko w samych ważnych sprawach. Zdjąłem na przedpokoju kurtkę i buty poprawiają koszulkę, która lekko się podwinęła. Ruszyłem za dziewczyną, ale stało się coś co mnie bardzo zdziwiło. Stanąłem przy jednych z drzwi i poczułem przyjemną woń.
– Kogo to pokój?
– Mojego brata. Kaneki, dobrze się czujesz?
– Smacznie pachnie... – odparłem, próbując o tym nie myśląc. Dlaczego Rize musiała się bawić mną w nieodpowiednich chwilach. Zamknąłem oczy, przygryzając wargę, do chwili gdy poczułem metaliczny smak krwi.
– Przepraszam n-nie chciałem...– szepnąłem zdezorientowany.
<Mea?>

Od Haego - Cd. Belli

Drzewo Aogiri- organizacja chcąca przejąć całkowitą władzę w mieście, a potem w dalszych stronach umacniać pozycję ghuli. Widząc, jaka panowała tam tyrania- rzuciłem włóczenie się i pomaganie im w cholerę. Jakoś nie miałem ochoty zostać zdemaskowanym przez Gołębie albo poturbowanym przez Jednooką Sowę, która lubiła być blisko mnie. Nie wiem dlaczego, może to przez to, że oboje posiadaliśmy kakuje. Ściągnąłem maskę, kładąc ją na niewielkim stoliku. Podszedłem do nowo poznanej, widząc jak płacze. Ukucnąłem przed nią, kładąc jedną dłoń na podłokietniku, zaś drugą ocierając jej łzy. Starałem się być przy tym delikatny. Wiedziałem, że mogłem zrazić ją do siebie swoją śmiałością, lecz nie potrafiłem patrzeć na cierpienie istot takich jak ona.
- Łzy na nic tu się nie zdadzą.- wyszeptałem miękko, uśmiechając się przy tym- Nie warto, naprawdę. Wybacz, że tak to ujmę, ale głupota niektórych nie zna granic. Zwłaszcza tych od Drzewa Aogiri. Sam przez jakiś czas należałem do grona tamtych szaleńców, ale poznałem się na nich. Mają chore ambicje, są szaleni... Wszyscy bez wyjątku. Kiedyś... Kiedyś może twój brat pójdzie po rozum do głowy i postąpi tak samo tak ja, odejdzie. A teraz uśmiechnij się, proszę... Tak ładnie ci z uśmiechem...
Przekrzywiłem lekko głowę w prawo, patrząc jej prosto w smutne oczy. W tej samej chwili jeden z kotów wskoczył na fotel, przy okazji wbijając mi pazury w rękę i zaczął łasić się do Belli.
- Widzisz? Nawet kot się ze mną zgadza!- zaśmiałem się

<Bella?>

Od Belli – Cd. Haego

Muszę się przyznać, że nikt nigdy nie ofiarował mi swojej pomocy.
– Mieszkam ulice dalej, na pierwszym piętrze – powiedziałam i wzięłam od niego parę rzeczy, by mu trochę ulżyć. No tak, może tak nie wyglądałam, ale byłam silna. Ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania, rozmawiając po drodze o  różnych rzeczach.
– Tutaj... – powiedziałam, wchodząc do czwartej z klatek i od razu wyjmując klucze. Po chwili byliśmy już w środku, a ja ucieszyłam się czując przyjemne ciepło na skórze. Kociaki usiadły na komodzie patrząc na Haego.
– Nie martw się, one kochają towarzystwo ghuli. – powiedziałam. Jako jedyne ze znanych mi stworzeń nie uciekały od takich istot jak ja. Ściągnęłam buty, a chłopak zrobił to samo.
Patrzył na mnie zdziwiony, chyba nie mogąc uwierzyć że tak szubko zgadłam kim jest. Pomogłam mu odłożyć wszystkie zakupy na blat, wkładając je potem do odpowiednich szuflad. Poprawiłam swoją czarną sukienkę i ruszyłam do salonu, gdzie Hae oglądał zdjęcia.
– To twój brat? – spytał, wskazując jedno ze zdjęć.
– Był moim bratem – odparłam, siadając na jedynym z fotelii.
– Był?
– On zostawił mnie by służyć D-drzewku... – nie dokończyłam, czując że po moim policzku płynie łza. Moja mama miała tak od dziecka, zamiast płakać łzami ona płakała krwią. Tak samo jak ja...
<Hae?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Schowałam chusteczkę, splamioną krwią jakiegoś starszego pana, do kieszeni. Co prawda niby byłam umówiona z... znów zapomniałam, jak mu na imię... Kana... Kane... Kanekim! Tak, z Kanekim. Jednak jeśli był w połowie człowiekiem, to obawiałam się, że mogłabym w napadzie głodu po prostu go zaatakować. Tak więc rano urządziłam sobie małe polowanie i teraz z niego wracałam. Haego oczywiście już od rana nie było w mieszkaniu, a tato pojechał do pracy, więc mogłam urządzić sobie taką małą samowolkę. Nawiasem mówiąc wysiłek fizyczny był doskonałą pobudką. Poprawiłam jeszcze lekką kurteczkę w odcieniu orzechowego brązu, nigdy nie lubiłam nieporządku, braku schludności. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam w oddali znajomą postać białowłosego. A jeszcze większym zaskoczeniem było to, że czekał przed jakimś domem. Co prawda obok mojego bloku, ale jednak przed innym budynkiem i do tego zamieszkanym przez całkiem sympatyczną, ludzką rodzinę. Może to byli jego krewni... Ale nie, przecież wtedy widywałabym go regularnie. Zatrzymałam się, stając za nim jak gdyby nigdy nic.
- Cześć, Kaneki.- powiedziałam miłym tonem
- Hej...- odparł, odwracając się do mnie- Em...
- Mea. Chyba wcześniej zapomniałam się przedstawić, wybacz. O i jeśli można spytać... Na kogo czekasz? Bo z tego co wiem akurat ci sąsiedzi są teraz poza domem.
- To to nie twój dom?- zdziwił się i popatrzył na karteczkę
- Mogę?- podał mi papierek. Wskazałam na literkę "c" obok numeru budynku- To numeracja mieszkania, w którym mieszkam. Dwanaście to budynek, c to mieszkanie.- wytłumaczyłam z uśmiechem- Chodź, bo jeszcze zamarzniesz i będę miała kłopoty.- zaśmiałam się cicho
Zawróciłam, szybko zatrzymując się przed czerwonym blokiem. Wpisałam kod do głównych drzwi, niemo wymawiając go.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Spojrzałem na karteczkę z numerem i adresem. Mieszkanie to znajdowało się w 15. dzielnicy. Wzruszyłem ramionami, wkładając kartkę do kieszeni.
– Chyba na serio będę musiał do niej wpaść – powiedziałem do Touki, która z ukosa patrzyła na wsiadającą do samochodu dziewczynę. Szkoda, że nie wiedziałem jak się nazywa.
~~~
– Wstawaj! – nagły krzyk spowodował to, że spadłem z łóżka lądując idealnie twarzą na podłodze. Podniosłem się szybo, chcąc zobaczyć kto ośmielił się mnie w taki sposób obudzić. Był to Nishiki z tym swoim uśmieszkiem.
– Oj nie bądź zły. Wiesz jak trudno się ciebie budzi, a masz tylko 15 minut do umówionego spotkania – odparł, śmiejąc się. Ruszyłem pędem do szafy, wyciągając z niej czarną bluzkę na długi rękaw z białymi paskami na nadgarstkach, czarne spodnie. Wypiłem szybko kawę i ubrałem kurtkę i buty. Jak z torpedy wyprułem ns ulicę biegnąc w stronę 15. dzielnicy, szybko przypominając sobie gdzie znajduje się dom dziewczyny. Po chwili byłem już na miejscu, spóźniony o 3 minuty. Rozejrzałem się wokół, patrząc na cały budynek. Był dość duży, choć do wielkich nie należał. Zadzwoniłem krótko dzwonkiem, czekając aż ktoś mnie wpuścić. Patrzyłem jak z moich ust powoli wydobywa się para wodna.
<Mea?>

Od Haego - Cd. Belli

Ups... Wszystkie zakupy leżały na śniegu i to przeze mnie. Czułem się winny, w końcu to ja na nią  wpadłem, co nie? Przykucnąłem, uważając by nie ubrudzić się białym puchem. Dość szybko zacząłem zbierać towary, trzymając w jednej ręce te podniesione, zaś drugą dokładając kolejne. Dziewczyna coś tam ględziła, że niby nie trzeba, ale to zignorowałem. Lepiej by było, gdyby przez moment posiedziała cicho i przestała przeszkadzać mi w wykonywaniu tego, co powinienem. Moje nieme "modły" zostały wysłuchane i zakończyła swoje trajkotanie. To nie tak, że mnie denerwowała. Po prostu nie lubiłem chwil, kiedy ktoś na siłę chciał mnie od czegoś powstrzymywać. Różowowłosa istotka przyłączyła się do ratowania tego, co zostało jeszcze zdatne do użytku. Resztę artykułów byłem skory odkupić.
- Tak ogólnie to Hae jestem.- mruknąłem, podnosząc puszkę karmy dla kotów
- Bella.- odparła miłym tonem
- Pasuje...- powiedziałem bez zastanowienia- To znaczy to imię to ciebie pasuje... To znaczy... No, że ładne brzmi i to jego znaczenie... Aj, już się plątam.- po ostatnim zdaniu zacząłem się śmiać z tego miszmaszu mojej wypowiedzi
Na całe szczęście dziewczyna... to znaczy Bella... zawtórowała mi. Kiedy nie było już co zbierać- podniosłem się obładowany jak jakiś tragarz.
- To gdzie mieszkasz? Pomogę ci nieść te zakupy.- zaproponowałem- I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu.

<Bella? Tak z grubej rury xD>

Od Belli – Cd. Haego

Wyruszyłam z domu wcześnie by zrobić zakupy i kupić coś Mit Night i Angel. To dobrze, że teraz nie musiałam chodzić do szkoły co miało swoje plusy. Dzisiejsza pogoda, dawała mi wiele pozytywnych emocji, z powodu mojej umiejętność szybkiego przyzwyczajenia się do klimatu. Gdy tak rozmyślałam nad tym, czy dzisiaj pobawić się w coś z CCG wpadłam ba jakiegoś chłopaka. Złapał się mnie by nie upaść i od razu przeprosił. Jak dla mnie był uroczy i do tego kogoś mi przypominał... Brata. Potrząsnęłam głową próbując przestać tyle myśleć
– Nic mi nie jest, ale gdybyś nie wiedział istnieje takie coś jak lodowisko – zaśmiałam się. Miał na sobie maskę co szybko wywołało u mnie coś typu radaru. Ghul... Uśmiechnęłam się, patrząc na swoje zakupy. Dlaczego to zawsze mi się przydarza? Jakby normalne życie człowieka mnie nienawidziło.
– Cholera... – powiedziałam widząc, że wszystkie moje reklamówki są porwane, a towary są porozrzucane. Do domu może nie mam daleko, ale jak ja to teraz przyniosę. Zaczęłam grzebać w kieszeniach szukając telefonu, ale jak zwykle zostawiłam go w domu. Westchnęłam i zamknęłam oczy z zażenowania. Niby 15-latka,a taka nieogarnięta.
< Hae?>

Od Haego

Z domu ulotniłem się bardzo wcześnie, żeby nie słuchać wyrzutów ojca dotyczących mojego codziennego wychodzenia i wracania w porywach od godziny do kilku dni. Zawsze, kiedy nazrywał mnie na szykowaniu się do wyjścia- ględził o wzmożonej aktywności Gołębi, o tym jak to niebezpiecznie jest tutaj polować na inne ghule i tym podobne wywody o niebezpieczeństwach czających się za każdym, ale to każdym rogiem byle jakiego miejsca. No i jeszcze pozostawała kwestia Mey- ją trudno było mi opuszczać, ale kilka razy dała mi powody do myślenia, że sama poradziłaby sobie najlepiej. Wcześniej byliśmy nierozłączną dwójką, stąd w CCG nasza dwójka widniała pod nazwą Radioactive Twins. Ha! Razem z nią potrafiliśmy napsuć krwi wrogom. Cicho zamknąłem drzwi wejściowe mieszkania i, lewą ręką w kieszeni kurtki, zacząłem zbiegać po schodach. Sąsiadka oczywiście gapiła się na mnie jak na największe utrapienie tego świata. Pokazałem jej niecenzuralny gest, o którym zapewne powiadomi staruszka. Z lubością opuściłem duszny budynek mieszkalny. Ulica, mimo, że zadymiona przez liczne kursujące w tą i z powrotem samochody, była bardzo przyjemna. Zwłaszcza wszechobecne zimno i mróz atakujący każdą komórkę organizmu. Uśmiechnąłem się pod nosem, zakrywając twarz ciężką maską. Tak na wszelki wypadek, bo jak na razie ulicą przemykali jedynie ludzie oraz, rzadziej, ghule. Dopiero co wstało słońce, nic więc dziwnego, że istotek było niewiele. Biały puch, tak charakterystyczny dla tej pory roku, powoli spadał z nieba. Naciągnąłem kaptur aż po samo czoło, chroniąc się przed zamarzniętą, latającą wodą. Lodowych kałuż za to nie omijałem, ślizganie się po nich traktowałem jak najlepszą z zabaw. Musiałem dość dziwnie wyglądać- chłopak cały w czerni, z glanami na nogach i maską gazową na twarzy, urządzający sobie ślizgawki z wnęk w ulicy i chodnikach. Ani się obejrzałem, a znalazłem się na terenie dziewiętnastej dzielnicy. Jeszcze jeden ślizg i... Wpadłem wprost na jakąś dziewczynę. Przytrzymałem się jej ramion, nie chcąc stracić równowagi i nie przygnieść jasnowłosej.
- Wybacz.- powiedziałem szybko, a głos mój został częściowo stłumiony przez masywny materiał zakrywający oblicze- Powinienem bardziej uważać. Nic ci nie jest?

<Bella?>

Bella Vintro


Hae Dante Itori

Od Mey - Cd. Kanekiego

Zapięłam ostatni pasek maski i miałam brać się za ubranie płaszcza, kiedy Kaneki podszedł z tamtym brązowowłosym chłopakiem. Wyglądali tak, jakby zaraz mieli pozabijać siebie na wzajem, co chyba było normalne u dorastających ghuli.  Rzuciłam pytające spojrzenie heterochromikowi. Lepiej, żeby mieli do mnie jakąś ważną sprawę. Ojciec czekał już od jakiegoś czasu w samochodzie zaparkowanym przed kawiarnią, a nie należał do osób anielsko cierpliwych. Wyższy z dwóch osobników widocznie wahał się z powiedzeniem czegoś. Eh...
- Konkrety.-mruknęłam nagląco, spojrzałam jeszcze na zegarek w telefonie- Masz dwie minuty, potem mówię wam obu "pa pa".
- Przepraszam za tamto wczorajsze.- powiedział szybko, jednym tchem- Nie wiedziałem, że jesteś... no wiesz... z naszych...
Uśmiechnęłam się, czego i tak nie było widać przez osłonę twarzy. Jednak grymas ten miał swoje odbicie w głosie.
- Różnice w pochodzeniu robią dużo. Z tego co wiem, to tutejsze, ghule mają charakterystyczny, ostry zapach. Jestem Europejką, wychowywałam się w zupełnie innym otoczeniu oraz warunkach. A teraz przepraszam, ale już naprawdę muszę iść...
Zapięłam ostatnie guziki ciemnego płaszczyka, zaraz potem otwierając drzwi. Odwróciłam się jeszcze na dosłownie sekundę, by podać Kanekiemu karteczkę z numerem telefonu i adresem. Potem już ostatecznie wyszłam.

<Kaneki?>

Od Kanekiego- Cd. Mey

– Chyba dwie pierwsze opcje będą najlepsze. Kaneki, nie myśl że robię ci na złość takjak myślałeś kiedyś, to dla twojego dobra.
Nie wiem dlaczego, ale dziewczyna zaangażowała się w pomoc dla mnie. Westchnąłem.
– Jeśli to już wszystko to mogę iść? Nie chcę już o tym rozmawiać... – odparłem spokojnie, patrząc na kierownika.
– Tak Kaneki, możesz – odparł. Wstałem z kanapy, kierując się w stronę wyjścia. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi mówiąc "Dziękuję za pomoc". Zauważyłem, że Nishiki wrócił do kawiarenki, sprzątając teraz podłogę.
– Dziewczyna cię wyrzuciła? – spytałem żartobliwie, chcąc trochę rozweselić atmosferę.
– Nie. Dzisiaj nie ma jej w w domu,  bo ma ważne egzaminy. Uta zaraz wpadnie, bo miałeś mu chyba coś opowiedzieć – odparł, nawet na mnie nie patrząc.
– A jest taka jedna sprawa... – powiedziałem, podchodząc bliżej i przerwałem mu czynność.
– Kaneki, coś ty znów wymyślił? – spytał, odkładając ścierkę na ziemię.
– No chyba wypadałoby ją przeprosić I nie gadaj, że nie wiesz o kogo mi chodzi – mruknąłem, podnosząc jedną brew. On zrobił się czerwony i spojrzał na mnie niepewnie.
– Ona pewnie nie będzie chciała ze mną gadać – powiedział szybko, chcąc czy ta rozmowa się jak najszybciej skończyła. Zaśmiałem się i złapałem go za ramię, prowadząc w stronę ubierającej się dziewczyny. On tylko westchnął i zgodził się. Cóż groźba, że powiesz o wszystkim kierownikowi zawsze się sprawdza.
< Mea?>

sobota, 30 stycznia 2016

Od Mey - Cd. Kanekiego

Było mi szkoda zrozpaczonego chłopaka. Przez moją mentorkę i jej chorą psychikę musiał wycierpieć o wiele więcej, niż większość ghuli byłaby w stanie. Oderwałam się od swojego dotychczasowego zajęcia, popadając w zamyślenie. Miałam dwie opcje i obie nic by nie wniosły, no chyba, że zrażenie się do mojej osoby, a tego bym nie chciała. Poderwałam się gwałtownie ze swojego miejsca, odrzucając chęć przytulenia i pocieszania Kanekiego, to byłoby wielce nietaktowne z mojej strony. Materiał czarnej sukienki poderwał się w górę i zawirował jak nasionka dmuchawca pod wpływem nagłego podmuchu powietrza. Zaczęłam powoli przechadzać się po pomieszczeniu. Dłonie złączyłam za plecami, tak by nie przeszkadzały mi w swobodnym przemieszczaniu się. Dziś wyjątkowo rozpuszczone włosy falowały z każdym krokiem. Nie mogłam uczynić praktycznie nic, co powstrzymałoby heterochronika od żywienia się innymi przedstawicielami naszego gatunku, tu byłam kompletnie bezużyteczna. Chyba, że powzięłabym taktykę siłową, która była bardzo nie w moim stylu i wbrew zasadom. Chociaż może zwykłe odpowiedzi na pytania mogłyby uświadomić mu o niebezpieczeństwach związanych z praktykowaniem kanibalizmu. Zatrzymałam się przy dużym oknie z widokiem na ruchliwą ulicę już nie dwudziestej, a dziewiętnastej ulicy. To tam znajdowało się centrum i również było w miarę spokojnie. Przez chwilę czułam na sobie wzrok obu moich rozmówców, ale na szczęście przestali wlepiać we mnie wzrok i powrócili do swojej konwersacji. Ludzie uwijali się jak mrówki w drodze do lub z pracy. Podążyłam wzrokiem za Gołębiem śledzącym jednego z tamtejszych szkodników. I tak zginie, przemknęło mi przez głowę.
- Mogę tu przychodzić, jeśli zajdzie taka potrzeba.- w końcu zebrałam w sobie odwagę i powiedziałam coś sensownego- Albo Kaneki może przychodzić do mnie do domu. Ewentualnie jestem gotowa do poświęceń takich jak spotkania gdzieś w parkach.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

– Jest wysokie prawdopodobieństwo, że stanie się kakują. Ostatnio Rize tak nad nim zawładnęła, że jeszcze chwila i pożarłby swojego przyjaciela – odparł, a ja spiąłem się na samo wspomnienie tamtej sytuacji. Wtedy nie kontaktowałem, nie wiedziałem co robię i że prawie zabiłem Nishiki.
– Przecież mówiłem, że od momentu gdy powstrzymała mnie Touka, nic nie pamiętam. – powiedziałem, patrząc na niego. No cholera, rozmawiałem z nim już o tym. Ale on przecież każdy temat drąży do perfekcji.
– Ty chyba nawet nie wiesz kim była Rize. Musisz nad nią zapanować, bo ona jest w tobie czy ci to się podoba czy nie. Wiem, że próbowałeś i gdy jeszcze nie aktywowałeś swojego kagune było to łatwe, ale teraz jak zauważyłem jest to dla ciebie coraz bardziej trudne, bo zdążyłem zauważyć, że trapisz sobie głowę, kim jesteś. – kierownik mówił spokojnym tonem. Przez parę następnych minut rozmawialiśmy o Rize i to o czym musiałem o niej wiedzieć.
– A co to kakuja? – spytałem
– Kakuja to ghul, który praktykuje kanibalizm – odparła dziewczyna, a moje oczy rozszerzyły się i spojrzałem przestraszony na kierownika.
– I właśnie teraz Kaneki musisz mi powiedzieć prawdę... Co się stało z mężczyzną, który cię torturował? – modliłem się by to pytanie nie wypłynęło z ust kierownika.
– No, bo... Już po dłuższym czasie wszystko te tortury przeradzały się w rozmowę z Rize. Mówiła mi różne rzeczy i zmuszała do zjedzenia mięsa... To była taka pokusa, aż nagle stała się tak wielka, że... Ja... Go... Pożarłem... – odparłem, ze łzami w oczach – Gdy znów mogłem normalnie myśleć nie mogłem sobie wyobrazić tego, co właśnie zrobiłem. Brzydziłem się sam siebie. To wcale nie jest łatwe uświadomić sobie, że parę godzin temu zjadło się swojego pobratyńca.
Kierownik spojrzał na moje włosy. To właśnie był dowód. Po tych wszystkich torturach i regeneracjach, moje włosy przybrały taki kolor. Same z siebie.
< Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Iście grobowa atmosfera mogła w najlepszym przypadku świadczyć o temacie poważnym, choć niezbyt dołującym. Siedziałam sztywno na miękkiej kanapie, co było dla mnie naturalne. Ojciec od zawsze wbijał mi do głowy, że powaga potrzebna jest w każdej sytuacji... wykluczając żarty, tylko te śmieszne. Powoli zaczynało mi się nudzić, więc zaczęłam bawić się kokardką od sukienki. Przerzucałam ją pomiędzy palcami prawej dłoni, ciągle obserwując pozostałych dwóch mężczyzn. Pan Yoshimura złożył ręce w piramidkę i nareszcie rozpoczął swój monolog.
- Więc... Już pewnie oboje wiecie, że Rize najprawdopodobniej nie żyje. Meo, w tej części zwracam się głównie do ciebie. Jak pewnie udało ci się zauważyć Kaneki nie jest zwyczajnym ghoulem, a mieszanką i nas, i ludzi. Został nim z przypadku, bo... To właśnie jemu wszczepiono organy Rize. Jako jedna z niewielu znasz jej prawdziwą naturę, czy jednak mylę się co do tego?
- Znam...- wyszeptałam
- Teraz Kaneki. Mea jest byłą... hm... uczennicą Rize i to właśnie ona może odpowiedzieć ci na wiele pytań o tamtej kobiecie... A także o tym, jak powinieneś omijać pewne pragnienia, które odziedziczyłeś w spadku wraz z organami...
Dalej słuchałam staruszka już tylko częściowo, bo zwracał się bezpośrednio do białowłosego chłopaka. Nagle ten czerwony kawałek materiału stał się wybitnie interesujący. Jednakże na słowo "kakuja Rize", aż wytrzeszczyłam oczy.
- Czy pan sugeruje, że Kaneki może stać się kakują, tak samo jak Rize?- zapytałam z niedowierzaniem w głosie

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Przemyłem twarz wodą, patrząc w lustro. Niesforne kosmyki białych włosów opadły na odsłonięte oko. Nie mogłem się przyzwyczaić do ich koloru, kiedyś były ciemne, wręcz czarne a teraz... Mam włosy jakbym był jakimś staruszkiem. Nishiki powiadomił mnie gdzie teraz znajduje się kierownik wraz z dziewczyną. Cóż, interesowało mnie to, co od nas chciał. Jeśli znów będzie chciał mi przypomnieć tamten wypadek, to dziękuje bardzo. Ja go pamiętam i to nawet lepiej od niego.
– Powiedz im, że zaraz będę – odparłem, przbierając się w bardziej ludzkie ubrania. Biała koszula, zapięta na ostatniu guzik i czarne spodnie. Zszedłem schodami w dół, po chwili znajdując się w umówionym miejscu. Już na mnie czekali.
– Przepraszam za spóźnienie – odparłem i usiadłem obok dziewczyny. Wszyscy byli tacy poważni i drętwi. Ja wiem, że kierownik jeszcze nikomu nie mówił co się stało z Rize i  wszyscy myślą, że ona żyje tylko się przeprowadziła.
– Chciałeś żebym przyszedł, choć nie wiem poco, ale jestem. Więc możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? – spytałem spokojnie, opierając się o sofę. Kierownik już chciał coś powiedzieć gdy nagle usłyszeliśmy kłótnie Nishiki i Touki wydobywające się z kawiarni.
– Nie zamknąłem drzwi – mruknąłem, wstając w celu zamknięcia obiektu.
– Nishiki, idź do domu. Twoja dziewczyna na pewno się ucieszy gdy spędzisz z nią trochę czasu. Ja jej później pomogę – odparłem, a chłopak z ochotą przyją moją propozycję. Zamknąłem za sobą drzwi, siadając na swoje wcześniejsze miejsce, a kierownik odetchnął głęboko, przygotowując się na ważną rozmowę z nami.
< Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

W restauracji zostałam przywitana przez bardzo sympatycznego staruszka. To pewnie on był kierownikiem kawiarni. Zaprowadził mnie do pokoju służbowego i kazał przekazać jednemu z pracowników, że przyszłam do Kanekiego. Dreszcz przeszedł mnie wtedy, kiedy rozpoznałam z nim mojego niedoszłego oprawcę. Ściągnęłam lekki płaszczyk oraz maskę, które zawiesiłam na wieszaku wskazanym przez kierownika. Gdy zajęłam miejsce na trzyosobowej sofie- przedstawił się jako Yoshimura.
- Mea Itori, miło mi pana poznać.- odpowiedziałam z uśmiechem
- Kawy?
- Dziękuję, ale nie chcę sprawić kłopotu...- szybko zmieniłam niezręczny temat- Podobno chciał pan... panie Yoshimura porozmawiać ze mną o mojej dawnej mentorce, o Rize. Czy to coś bardzo ważnego?
Mężczyzna przybrał poważny, a nawet nieco zmartwiony wyraz twarzy. Czy było to coś związanego z... jak on miał... Kanekim? To nurtowało mnie od chwili, kiedy to białowłosy mnie zaczepił, a nie ja jego. Starszy ghoul pokiwał głową.
- Otóż to. Ale nie możemy zacząć rozmowy bez Kanekiego.
A więc jednak...

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Spojrzałem z ukosa na dziewczynę, której wzrok był zatrzymany na jakimś punkcie znajdującym się przed nami.
- Kierownik Anteiku chcę z tobą porozmawiać, więc jakbyś była uprzejma to wpadnij do kawiarni. Jest otwarta cały dzień - odparłem. Dlaczego Kierownik nie mógł iść sam, albo przysłać Yomo?
- Ja cię nie zmuszam tylko po prostu wydaje mi się, że ma dla ciebie informacje na temat Rize - odparłem. Domyśliłem się, że dziewczyna ma jakiś związek z Rize, ale na razie nie wiedziałem jaki. A nagle poczułem, że przyszedłem w nieodpowiednim momencie, bo widziałem w jej oczach wielki głód. Mówiąc szczerze, też zgłodniałem, ale ja umiałem powstrzymywać głód znacznie dłużej niż czystej krwi ghule. Szliśmy tak razem kawałek napawając się przyjemną ciszą. Atmosfera pomiędzy nami nie była napięta, lecz tak jakby to ująć...neutralna.
- Jak postanowisz wpaść to pytaj o Kanekiego - odparłem i ruszyłem w drogę powrotną, nie chcąc już zajmować jej czasu. Przecież miał swoje życie, do którego ja od pewnego czasu się wpieprzam.
~~~
W nocy znów miałem koszmar z fioletowłosą w roli głównej. Wciąż je miałem, choć mogłem spać budziłem się pełny lęku i...głodu. Szybko ubrałem się w zwykłe ciuchy, kawiarnia była dzisiaj nie czynna i jedyna osoba, która mogła dzisiaj wpaść to była owa dziewczyna.
- Kaneki, jakaś laska się o ciebie pyta - usłyszałem głos Nishiki, który uprzednio zapukał do drzwi.
- Zaraz zejdę - mówiąc to założyłem czarną koszulę ze spodniami tego samego koloru i przepaskę.
<Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Poprawiłam paseczek maski, by nie zsuwała mi się z twarzy. Uta oczywiście musiał założyć nowe, więc cały ciężar regulowania spadł na mnie. Eh... Czasami chciałabym być człowiekiem, by nie musieć znosić tego wszystkiego... Najgorszy był głód, nad którym w krytycznych fazach prawie, że nie można było zapanować. Byłam właśnie w takiej sytuacji. Dyskretnie rozglądałam się wokoło, w poszukiwaniu potencjalnych wrogów, a jednocześnie śledziłam swoją ofiarę. Zawsze starałam się starannie dobierać jedzenie, jednak tym razem nie potrafiłam. Padło na wysokiego mężczyznę w dość podeszłym wieku. Może nikt nie będzie za nim płakał, pomyślałam, a może ma rodzinę? Odpowiedzi miałam nigdy nie poznać. Po raz kolejny sumienie zżerało mnie od środka, mocno buntując się przed popełnieniem kolejnej zbrodni. Już miałam podejść do starszego pana, kiedy pojawił się obok mnie tamten chłopak. Jego przybycie przyjęłam z ulgą, ale też ze skrępowaniem. Czego on mógłby chcieć? Na co mu byłam potrzebna? A może był jednym z tych słynnych dezerterów, którzy współpracowali z Gołębiami? Miałam tyle pytań, ale postanowiłam milczeć jak grób, czy też trup w nim przebywający. W końcu postanowiłam przerwać ciszę.
- Mów, czegóż ci potrzeba albo zmykaj. Jes... Mam coś do zrobienia...- wymruczałam obojętnie, a mój głos został stłumiony przez noszoną maskę
Tymczasem mężczyzna-zwierzyna wszedł do bloku. Pięknie!
- Albo... Po prostu mów albo milcz. Już mam sporo czasu.- westchnęłam

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

W kawiarni robiło się coraz mniej osób, a wszyscy byli padnięci po ciężkiej pracy.
- Kaneki, chodź tu - usłyszałem głos kierownika, więc czym prędzej wykonałem jego prośbę.
- Co wiesz o tej dziewczynie, która tutaj była? - jego pytanie mnie trochę zdziwiło. Skąd się wzięło jego zainteresowanie jej osobą?
- Wiem tylko tyle, że żyje i jest ghulem, który zna Ute - odparłem szybko. A co miałem niby o niej wiedzieć? Przecież on zna wszystkich mieszkańców Tokyo i w dodatku jest starszy, więc chyba on powinien wszystko wiedzieć.
- Musisz ją znaleźć i przyprowadzić tutaj. Muszę z nią porozmawiać o Rize... - szepnął i wyszedł, szybko zamykając za sobą drzwi. Wtedy przypomniała mi się jego rozmowa z Yomo...
- Mógł przecież odziedziczyć to od Rize... - powiedział Yomo, pijąc spokojnie swoją kawę.
- Gdyby się tak stało, miał by kakuje, a na razie nie widzę u niego czegoś takiego. Nie chcę jeść ludzkiego mięsa, gardzi nim, a co dopiero mięsem swoich pobratymców - odparł kierownik, wstając powoli ze swojego fotela - Może ktoś znał Rize na tyle dobrze, by Kaneki nie zepsuł się do cna.
Zacząłem ścierać wszystkie blaty, od razu szykując się do drogi. Chciałem ją znaleźć dzisiaj, bo byłem ciekaw do czego może być potrzebna naszemu kierownikowi. Ubrałem swój kombinezon i założyłem maskę, którą wcześniej Nishiki odebrał w moim imieniu od Uty. Ruszyłem we wszystkie miejsca gdzie spotkałem ją wcześniej, lecz nigdzie jej nie spotkałem. Ona mi kogoś przypominała. Kogoś kogo prawie nie znałem z charakteru, ale znałem z zachowań. Ona była taka sama jak Rize. Ładna i słodka, a jednocześnie tajemnicza i niebezpieczna. Idąc powoli zacząłem rozmyślać nad tamtym dniem, w którym moje życie wywróciło się do góry. Najpierw ten wypadek, później Touka, która powstrzymała mnie od zjedzenia przyjaciela. Tak bardzo chciałbym o tym zapomnieć, ale nie było mi to dane. Nagle ją zauważyłem. Szła powoli w stronę centrum, rozglądając się dyskretnie wokół. Zacząłem iść trochę szybciej, by zrównać z nią kroku. Nie chciałem do niej krzyczeć, bo mógłbym zwrócić niepotrzebną uwagę na mą osobę.
<Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Cały ten lokal wydawał się być wyjątkowy. Zapachy charakterystyczne dla mojego gatunku mieszały się z tymi ludzkimi. Zaś wystrój pomieszczenia przypominał mi dom i taką też tworzył atmosferę. A pomimo tego czułam się w tym świecie jakoś... obco. Przywykłam raczej do spartańskich warunków panujących w piętnastej dzielnicy (z której, nawiasem mówiąc, bardzo rzadko wychodziłam). Tu było tak spokojnie i pogodnie... Aż miałam ochotę zwinąć siew kuleczkę i pozostać w tym kąciku na wieki. Z dala od zagrożeń, z dala od wrogich spojrzeń, z dala od... Szarej codzienności. Mój wzrok spoczął na chłopaku niosącym tacę z zamówieniem. Chyba powinnam określać go mianem kelnera, jednak jakoś nie potrafiłam. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy położył przede mną porcelanową filiżankę.
- Dziękuję.
Odszedł, pozostawiając mnie samą w świecie swoich myśli. Złapałam za uszko elementu zastawy stołowej. Przez kilka sekund patrzyłam się na parujący, leciutko falujący napój. Czy aby na pewno miał takie cudowne właściwości, o jakich mówili inni? Hm... Raz się żyje, w razie czego toaleta jest niedaleko, pomyślałam. Wzięłam mały łyk apetycznie pachnącej kawy i... Nic. Jedynie co to poczułam przyjemne ciepło w brzuchu. Pierwsze koty za płoty, znów pojawiła się myśl. Wyjęłam telefon z torebki, przy okazji wcześniej natrafiając na stalowy materiał. Położyłam urządzenie na stoliku. Zaczęłam przeglądać portal, na którym pojawiały się co i rusz jakieś "paranormalne" artykuły. Natrafiwszy na spory kawałek tekstu o tragedii na przełęczy Diatłowa, od razu zabrałam się do czytania. Przy okazji co jakiś czas sięgałam po burzę kofeinową. Taki lekki zastrzyk energii zapewne przydałby się każdej osobie prowadzącej aktywny tryb życia. Przewijałam kolejne kawałki tekstu, zagłębiając się w lekturze o nowych poszlakach dotyczących starego wypadku. Skończyłam dwie (może trzy, licząc przewijanie strony) czynności praktycznie w tym samym czasie. Cóż... Na mnie chyba była już pora. Schowałam komórkę na jej miejsce. Tamten chłopak ponownie zjawił się z tacką. Położył na niej filiżankę. Podałam mu dokładnie wyliczoną kwotę za kawę i skierowałam się do wyjścia. Pożegnałam się ze wszystkimi uprzejmym zwrotem, jakim było życzenie miłego dnia.

<Kaneki?>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Osobnik padł martwy na ziemię, a ja patrzyłem jak powoli sączy się z niego krew. Schowałem kagune, czując że mój telefon zaczął wibrować.
- Kaneki! Już siedem minut temu miałeś być w Anteiku, lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie, bo... - rozłączyłem się nie chcąc już słuchać gadania dziewczyny. Coraz bardziej mnie to wszystko denerwowało. Ruszyłem do tylnego wyjścia Anteiku i od razu powędrowałem do swojego mieszkania by przebrać się w strój kelnera i założyć przepaskę na oko. Ruszyłem na dół, gdzie Touka wyrywała już sobie włosy z mojej nieobecności. Prychnąłem na ten widok, biorąc od razu kartkę i notes by zebrać od jakieś dziewczyny zamówienie.
- Dobrze, że teraz są ludzie, bo byłoby z tobą źle - szepnęła do mnie gdy przechodziłem obok, a ja tylko uśmiechnąłem się zadziornie idąc do stolika w samym kącie. W połowie kroku zwolniłem widząc tą samą dziewczynę, która chwilę temu walczyła po tej samej stronie co ja. Podszedłem do niej z lekkim uśmiechem.
- Co podać? - spytałem, czując na sobie wzrok kierownika.
- Kawę - powiedziała, patrząc na moją twarz. Odwróciłem się i ruszyłem za ladę by zrobić kawę. Poprawiłem niewygodny krawat, patrząc na resztę ekipy, która z chęcią pomagała ludziom. Ja nie należałem do żadnego ze światów. Nie byłem ani człowiekiem, ani ghoulem. Często się nad tym zastanawiałem, ale nie umiałem sobie odpowiedzieć na pytanie: Kim jestem?
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Nishiki, który właśnie stanął obok mnie i przyglądał się mojej czynności.
- Nie wydaje ci się, że ona jest dziwna? - spytał, wskazując na dziewczynę, którą chciał rano spożyć. Zaśmiałem się do niego, szturchając go w ramię. Zrozumiał aluzję i podał mi jedną z filiżanek.
- Ona jest ghulem, nie człowiekiem - powiedziałem, a on zdziwiony spojrzał na mnie.
- Jezu, jeszcze tego brakowało bym zjadł swojej pobratymca... - szepnął i odsunął mi się z drogi bym mógł spokojnie zanieść zamówiony napój damie siedzącej w kącie pomieszczenia. Rozglądała się wokół, aż jej wzrok spoczął na mnie.
<Mea?>

Od Mey - Cd. Kanekiego

Zamieszki były moim życiem, jednak dziś chciałam od nich odpocząć. Uta szybko naprawił moją maskę, dzięki czemu teraz mogłam swobodnie poruszać się po dzielnicach. Założyłam ją teraz na wszelki wypadek, bowiem doszły mnie słuchy o inspektorach urządzających łapanki. Aktualnie rzuciłam białowłosemu przelotne spojrzenie, po czym mój wzrok przeniósł się na wrogo nastawioną trójkę. Wyglądali na typowych zabijaków, co to nawet dziewczyny nie boją się tknąć. Jednak ciemnowłosy, najmniejszy z całej grupy, zaczął coś szeptać do swoich kompanów i pokazywać na mnie palcem. Mogłabym obrazić się za taki gest, ale po cóż? Przecież była to tylko kolejna banda zabijaków, którzy za wszelką cenę chcieli pokazać swoją nieszczerą dominację. Przez cały czas trzymałam ręce za plecami, wyglądając jak kolejna z bezbronnych dziewczynek. Dopiero, kiedy ruszyli do ataku- aktywowałam oba swoje kagune. Z prędkością godną mistrza skrystalizowałam Ukaku, bombardując najbliższego z chojraków gradem lśniących odłamków. Chłopak, który chyba był po mojej stronie, mierzył się z liderem. Tamten, który wcześniej gadał coś o mnie, spanikował i wziął nogi za pas. Prychnęłam śmiechem, widząc jak dezaktywuje kagune i ucieka gdzie pieprz rośnie (przy okazji potykając się o własne nóżki). Wykrzykiwał coś przy tym, że niby Crazy Toxins powróciła, czy coś w tym stylu. Mało mnie to obchodziło. Gorzej czułam się z tym, że zraniłam osobę z mojego własnego gatunku. Moja broń powróciła do stanu spoczynku, dematerializując się. Pozostawiłam walczących samców samych sobie i ruszyłam do kawiarenki w dwudziestej dzielnicy. Podobno mieli tam kawę, którą mogły spożywać nawet ghoule. Ciekawe, muszę to sprawdzić.

<Kaneki? Wybacz za długość ;-;>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Dziewczyna szybko zniknęła mi z pola widzenia. Nie chciałem jej gonić przecież miałem czas by dojść do Uty, przed ustaloną godziną z kierownikiem. Śnieg zaczął padać, lekko opadając na ziemię na co tylko uśmiechnąłem się półgębkiem. Bardzo lubiłem tą porę roku, nie wiem z jakiej przyczyny. Otworzyłem drzwi od razu czując przyjemne ciepło na skórze. Spojrzałem przelotnie na dziewczynę, zaraz mój wzrok spoczął na maskę. Była dość oryginalna, ale po chwili uśmiechnąłem się do Uty.
- A ty co znowu zrobiłeś? - spytał. No tak, byłem tu tylko dwa razy a on już się ze mnie śmiał.
- Z Yomo mieliśmy mały zatarg z Gołębiami w 15. dzielnicy. - odparłem podając mu moją maskę, a on kiwnął tylko głową.
- A wy tam robiliście? - no tak. Może ukrywał się w cieniu, ale jeśli miał tylko okazję o wszystko się pytał.
- Jak wpadniesz do Anteiku to ci opowiem, ale teraz muszę iść porozmawiać z Nishiki - odparłem, poprawiając soją koszulę.
- Jak ostatnio rozmawialiście to Touka z kierownikiem musieli was rozdzielać - zaśmiał się, a ja westchnąłem patrząc na niego. Wyszedłem rzucając krótkie "do zobaczenia" i ruszyłem w znaną mi stronę, nagle myśląc o dziewczynie, którą uratowałem. Czyli jednak była ghulem. Nie zapomnę jej miny, gdy ujrzałem jej maskę. wyglądało to tak jakby za wszelką cenę nie chciała by ktoś wiedział jak wygląda jej własność.
~~~
Tym razem rozmowa przebiegła inaczej. Bez wybuchów złości i kłótni. Może nie brałem w niej udziału, ale przysłuchiwałem się monologowi kierownika.
- Wychodzę - mruknąłem do zgromadzonych. Od tortur ani razu nie pracowałem w kawiarni. Dużo się od tamtej pory zmieniło. I to wszystko przez Rize...Przechodząc przez stary most usłyszałem dobrze znane mi głosy. Trzech ghouli, z którymi ja i Nishiki mieliśmy już problemy od samego początku. Nie mieliśmy nawet z nimi co gadać, bo zgadując nawet by nas nie posłuchali. Chciałem spędzić ten dzień w spokoju, tak jaki był od rana, ale chyba jak zwykle wszystko będzie odwrotnie. Gdy tylko się odwrócili, od razu aktywowali swoje kagune, tak samo jak ja. Staliśmy bez ruchu, gdy nagle za nimi pojawiła się dziewczyna, którą z rana uratowałem. Przybrałem pozę ostrzegawczą i  spojrzałem na nią dwu kolorowymi oczami.

<Mea?>



Od Mey - Cd. Kanekiego

Trzęsłam się jak osika, ledwo mogąc ustać. Pierwszy raz któryś z ghouli odważył się mnie zaatakować. Może dlatego, że dzisiaj nie było przy mnie Haego... Patrzyłam na oddalającego się białowłosego, który chwilkę wcześniej uratował moje marne ciałko. Mimowolnie na myśl przyszła mi Rize. Dziwne, mogę przysiąc, że chłopak miał coś z niej. Kiedy był już w znacznej odległości, ruszyłam w tym samym kierunku- tylko ta droga prowadziła do Studia Mask HySy. Może też się tam wybierał? Jeśli tak to... Troszkę dziwnie by to wyglądało, zupełnie jakbym go śledziła. Zaczęłam więc truchtać, uważając, by torebka z maską nie ześliznęła mi się z ramienia. Skręciłam w prawo, nareszcie go doganiając. Wyrównałam kroku z moim bohaterem.- Dziękuję za ratunek.- powiedziałam cicho, jakbym wstydziła się własnej bezradności- Chyba... Chyba nie poradziłabym sobie bez pomocy.
Może nie była to stuprocentowa prawda, jednak w większej części nie było to też kłamstwo. Po prostu nie wiem czy byłabym w stanie użyć kagune przeciwko komuś innemu, niż Gołębiom i ogólnie ludziom. Chłopak zbył mnie krótkim "Nie ma za co". To mi wystarczyło, by zakończyć rozmowę. Rzuciłam mu jeszcze wdzięczny uśmiech, po czym przyspieszyłam kroku. Spieszyło mi się, może trochę za bardzo. Ulice powoli pustoszały, zaś lampy świeciły coraz to mocniej. Zaczął prószyć mikroskopijny śnieg. Zostawiłam Białego daleko w tyle. W oddali zamajaczył szyld sklepu Uty, za co w duchu dziękowałam. Jeszcze bardziej zwiększyłam tempo marszu, żegnając się z wszechobecnym mrozem. Pchnęłam zabudowane drzwi, trącając lekko mosiężny dzwoneczek. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Witaj.- powiedziałam z należytym szacunkiem
- Hej.- odparł- Zepsuta?
Pokiwałam głową. Wyjęłam maskę z torebki i podałam ją czarnowłosemu osobnikowi. Ten zaczął ją oglądać na miejscu, choć wiedział, że wolałabym, gdyby robił to gdzieś na zapleczu budynku. Sama nie wiem dlaczego nie chciałam, by ktokolwiek oprócz niego wiedział o mojej "drugiej tożsamości". I w tej właśnie chwili drzwi otworzyły się po raz kolejny, a mnie aż sparaliżowało.

<Kaneki? Maska na widoku ;-;>

Od Kanekiego - Cd. Mey

Po całej nieprzespanej nocy, czułem się jak chodzące zombie, ale po małej drzemce, czułem przypływ sił.
– Gdzie jest Nishiki? Mam do niego sprawę... – spytałem Toukę, która czyściła jeden z blatów.
– Nie wiem gdzie jest i zbytnio mnie to nie interesuje – powiedziała. No tak... Oni się chyba nigdy nie pogodzą. Wzruszyłem ramionami, idąc szukać wspomnianego osobnika. Musiałem iść do Uty, bo podczas niedawnej walki z Gołębiami, moja maska została lekko przecięta i ukazywała teraz oboje oczu. Wszedłem do jednej z ciemnych uliczek, chcąc iść na skróty, gdzie nikt nie będzie mnie obserwował. Spróbowałem do niego zadzwonić, ale jego telefon był wyłączony – czyli tak jak zwykle. Skręciłem w prawo, gdy nagle go zauważyłem. Jego kagune było aktywowane, a sam rozmawiał z jakąś ofiarą, która była dziewczyną. Coś trzymało mnie w utwierdzeniu, że ona nie była człowiekiem. Już od początku przemieniemia, miałem takie dziwne przeczucia, które zawsze się sprawdzały.
– Ja cię szukam po całym mieście, a ty się...zabawiasz. Zostaw ją – powiedziałem spokojnie, gdy odwrócił się i dostrzegłem w jego oczach głód. Westchnąłem, wciąż na niego patrząc.
– Młody nie wtrącaj się. Raz trafiłem przez ciebie do szpitala, ale to nie znaczy, że masz mi rozkazywać! – krzyknął przybliżając się do niej. Nie chciałem z nim walczyć, bo po ostatniej mojej wygranej jeszcze nie wrócił do formy i nie umiał nawet w nic trafić...
– Powiedziałem: zostaw ją – odparłem ostrzegawczym twardszym głosem. I wtedy zrobił to, choć nie tak jak sobie to wyobrażałem. Rzucił nią wprost we mnie. Odbiłem się od ziemi łapiąc ją i ostrożnie stawiając na chodniku. Nishiki spojrzał na mnie i pobiegł przed siebie, jak gdyby nic się nie stało. Pokręciłem głową, chcąc odgonić natłok myśli. Pewnie jutro nie będzie tego pamiętał tak jak w innych przypadkach. Spojrzałem na dziewczynę i ruszyłem w stronę siedziby Uty.
< Mea?>

Od Mey

[...] Latarnia uliczna rzucała słaby blask na quinque uderzająco podobne do kagune mojego brata. Jednak nie należało ono do niego, choć od tygodnia nie wiedziałam co działo się z Hae. Pewnie znowu włóczył się z tamtymi od Drzewa Aogiri. Idiota, kiedyś naprawdę skończy jako ludzka broń. Cofnęłam się o krok, miotając szkarłatnymi pociskami z utwardzonego Ukaku. Kilka z nich poszatkowało ciało inspektora, który padł martwy. Temperatura na minusie, a mi było gorąco z wysiłku. Niestety przez chwilę nieuwagi szara macka trafiła idealnie w moją maskę, uszkadzając kilka pasów. Upadła, a ja szybko zasłoniłam twarz jedną dłonią, pozostawiając na widoku jedynie aktywny kagukan. Drugą ręką złapałam uszkodzony atrybut i rzuciłam się do ucieczki. Jak jakiś pieprzony tchórz... Nie słychać było ich typowych powiadomień o odkryciu mojej tożsamości oraz wprowadzeniu jej do bazy danych, co przyniosło mi ulgę. Prawie wywaliłam się na zakręcie, próbując unikać szaleńczych ataków quinque. Przy okazji dezaktywowałam komórki RC, chowając oba kagune. Teraz tylko jedno szumiało mi w głowie- Uta. Zatrzymałam się dopiero w mieszkaniu, ale na krótko. Zabrałam stamtąd jedynie torebkę w kolorze beżu (dopasowaną do sukienki oraz kozaków). Schowałam w niej maskę, telefon i jeszcze kilka innych, niezbędnych przedmiotów. Zbiegłam po schodach zabytkowego bloku, nie zwracając uwagi na panią Fuchi, jak zwykle obserwującą swoich sąsiadów. W sumie to już dawno przyzwyczaiłam się do jej "sąsiedzkiego radaru". Wypadłam jak burza na ośnieżony chodnik piętnastej ulicy. Wszechobecny chłód przyprawił mnie o rumieńce. Szybkim krokiem ruszyłam tam, gdzie tutejsze ghoule nie miały wstępu. Oby mi się udało, inaczej przy najbliższej okazji Gołębie wyeliminują mnie z gry, a tego bym nie chciała i...
- Gdyby Rize żyła, to nie pochwaliłaby tego.- wyszeptałam
Weszłam do jednej z tych ciasnych, ciemnych uliczko-tunelów. Ominęłam obmacującą się parę, ledwo powstrzymując się od wyrażenia swojego obrzydzenia ich postępowaniem. Powoli przekroczyłam granicę piętnastki i dwudziestki. Tu już mogłam być uważana za jawnego wroga, może utajnionego szpiega samego Drzewa. Z ulgą odetchnęłam, kiedy okazało się, że nie przyciągałam zbytniej uwagi. Ot zwykła dziewczyna w płaszczyku. I nagle, ni z tego, ni z owego coś śliskiego okręciło się wokół mojej nogi. Z przerażeniem spojrzałam prosto w oczy brązowowłosego ghoula. Mentorka wspominała kiedyś o kimś podobnym, tylko jak on miał... Nishiki...?
- Robaczkom nie można pałętać się nocą po tej dzielnicy.- powiedział z dziwnym uśmiechem
- Z... Zostaw mnie! Tylko tędy przechodzę!- spanikowałam
Wokół nagle wszyscy zniknęli, jakby wcześniej byli jedynie projekcją mojego umysłu. Został tylko ten facet. W kawiarni po drugiej stronie ulicy zapaliło się światło.
- Takie kity wciskaj innymi, nie mi.- warknął
Uścisk na nodze stopniowo się zwiększał. Przełknęłam głośno ślinę.
- Puszczaj!- wrzasnęłam

<Kaneki? Zabawa w bohatera? xD>

piątek, 29 stycznia 2016

Mea Itori


Kaneki Ken

Witaj, strudzony wędrowcze

~~ Osiemdziesiąt lat później ~~     
Kobieta poprawiła się w równie wiekowym fotelu. Weteranka, tak na nią mówiły Gołębie. To przez wiek, przez przeszłość i... Ciągłą rządzę krwi. Co prawda lata jej świetności przeminęły już dawno, a ona sama (o ironio) współpracowała z pogromcami ghouli, lecz czasami udawało jej się ruszyć z domu, zapolować na niewinną istotkę.
     Lekki uśmiech sprawił, że spierzchnięte usta popękały w kilku miejscach. Pociekło troszeńku krwi, na widok czego maleńki chłopiec aż się wzdrygnął.
- Babciu?- powiedział cichutko- Opowiesz mi bajkę?
Kobieta jedynie pokiwała głową.
- Dawno, dawno temu. Jeszcze w czasach, kiedy Jednooka Sowa sprawowała pieczę nad nami wszystkimi, żył pewien chłopiec. Starszy od ciebie, jednak jeszcze ptaszyna pośród wielkich sław. Stał się jednym z nas przez wypadek i głupotę damy, która miała być jego oprawcą.- westchnęła, przeczesując siwe włosy- Wtedy nastał czas buntów, krwawych walk, zniszczeń... Gatunek nasz ledwo zdołał przeżyć.
- Straszne.- jęknął
Babka nie mówiła już nic. Nie chciała. Mały o świdrujących oczkach zeskoczył ze swojego siedziska. Nudziło mu się okropnie.