Poprawiłam paseczek maski, by nie zsuwała mi się z twarzy. Uta oczywiście musiał założyć nowe, więc cały ciężar regulowania spadł na mnie. Eh... Czasami chciałabym być człowiekiem, by nie musieć znosić tego wszystkiego... Najgorszy był głód, nad którym w krytycznych fazach prawie, że nie można było zapanować. Byłam właśnie w takiej sytuacji. Dyskretnie rozglądałam się wokoło, w poszukiwaniu potencjalnych wrogów, a jednocześnie śledziłam swoją ofiarę. Zawsze starałam się starannie dobierać jedzenie, jednak tym razem nie potrafiłam. Padło na wysokiego mężczyznę w dość podeszłym wieku. Może nikt nie będzie za nim płakał, pomyślałam, a może ma rodzinę? Odpowiedzi miałam nigdy nie poznać. Po raz kolejny sumienie zżerało mnie od środka, mocno buntując się przed popełnieniem kolejnej zbrodni. Już miałam podejść do starszego pana, kiedy pojawił się obok mnie tamten chłopak. Jego przybycie przyjęłam z ulgą, ale też ze skrępowaniem. Czego on mógłby chcieć? Na co mu byłam potrzebna? A może był jednym z tych słynnych dezerterów, którzy współpracowali z Gołębiami? Miałam tyle pytań, ale postanowiłam milczeć jak grób, czy też trup w nim przebywający. W końcu postanowiłam przerwać ciszę.
- Mów, czegóż ci potrzeba albo zmykaj. Jes... Mam coś do zrobienia...- wymruczałam obojętnie, a mój głos został stłumiony przez noszoną maskę
Tymczasem mężczyzna-zwierzyna wszedł do bloku. Pięknie!
- Albo... Po prostu mów albo milcz. Już mam sporo czasu.- westchnęłam
<Kaneki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz