Patrzyłem na ten cały spektakl z... jakobym niezrozumieniem. Oto miałem przed oczami zaciętą walkę rodzeństwa, w którym to dominowała aktualnie siostra. Wykrzykiwali przy tym coś w... bodajże europejskim języku. Choć nie byłem tego do końca pewien. Miałem tego dosyć. Bratobójstwo było grzechem biblijnym, którego powinniśmy wystrzegać się nawet my- ghule, które uważano za zwierzątka. Tego uczyli mnie najpierw rodzice, później już sam ojciec (bowiem w moim wczesnym dzieciństwie strasznie pożarł się z matką, co doprowadziło do rozwodu). I to było jedynym dobrym, co wbił mi do głowy. Zacisnąłem usta, powoli podnosząc się. Byłem aktorem drugoplanowym, nieważnym w tej sztuce, a wręcz irytującym. To przeze mnie... Lewą ręką objąłem się w miejscu, w którym skóra zakryta została bandażem. Popatrzyłem na ledwo żywego chłopaka. Sam był winien swojego cierpienia, ale... Nie powinien zginąć z ręki swojej krewniaczki. Przyciągnąłem Bellę do siebie, nie zważając na jej aktywowane kagune. Niech się dzieje co chce, ale tamten idiota niech padnie trupem przed kimś innym, pomyślałem. Czułem, że wprost kipiała złością. Pochyliłem się nad różowowłosą.
- Nie warto.- szepnąłem jej do uszka
W tej chwili już nawet nie miałem na myśli tego, że zabijanie jest złe, przecież sam robiłem takie rzeczy. Chciałem, by moja Kruszynka miała sumienie czyste jak łza.
<Bella? Wybacz za długość ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz