Nieznaczny uśmiech wytrwale trzymał się na mojej twarzy, nawet nie mając zamiaru zniknąć. Czyżby taki potwór jak ja zasłużył na odrobinę szczęścia w postaci tej kruchej istotki? Czy może nie byłem godny jej bliskości? Ale sama do mnie lgnęła... A ja do niej. Co prawda w kwestiach emocjonalnych byłem świeżakiem, nawet nie wiedziałem jak w takich chwilach miałem postępować. Co innego siostra, jej bliskość miałem od zawsze. Tylko Bell... To były dwa różne skupiska uczuć. Wtuliłem twarz w oszałamiająco miękkie włosy dziewczyny. Jedno tylko przyszło mi na myśl, kiedy ponownie poczułem jej zapach. Lawenda- cudowna roślina, jednak nie dorastała Belli do pięt. Rozplotłem nasze palce tylko po to, by zamknąć moje małe źródło przyjemności w objęciach. Starałem się zaprzeczać swojej naturze i być delikatnym, jak najbardziej tylko się dało. Tym właśnie była miłość? Czy zostałem złapany w sidła zauroczenia? Sam nie wiedziałem. Liczyło się tylko tu i teraz. Westchnąłem cicho, napawając się wszystkim tym, co teraz trzymałem w objęciach. Przyjemne uczucie, jakby skrzydła motyli zahaczały co chwila o mój brzuch, towarzyszyło mi od chwili, kiedy to pierwszy raz uraczyła mnie miękkością swych ust. Jakiś głos w głowie mówił mi, że muszę ją chronić za wszelką cenę, że... stała się moją własnością. Co do tego ostatniego, to byłem pewien, że jeszcze nie pora na aż takie przywiązanie. Przecież... My to tylko dwójka nastolatków zagubionych w świecie stworzonym przez okrutną Matkę Naturę, zaś sterowanym przez równie nieprzyjemnych dorosłych.
- Nie puszczę cię... za żadne skarby...- zakomunikowałem czułym szeptem-... nigdy... Będziesz bezpieczna...
Jakby wcześniej nie była. Może dlatego chciała udawać człowieka, bo nie myślała o niebezpieczeństwie ze strony innych ghuli. Nieco mocniej objąłem ją, przybliżając do swojego torsu.
<Bella?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz